Rozdział 2

100 14 0
                                    

   Szybko pożegnałem się z moją szefową, Eleanor, i ruszyłem do klatek, aby je wysprzątać. Praca w schronisku była jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu, a widzenie tylu uroczych zwierzaków napawało mnie radością, jednak sprzątanie po nich bywało... męczące, nużące i śmierdzące. Odetchnąłem ciężko i włożyłem słuchawki w uszy, żeby choć trochę umilić sobie to zło koniecznie. Wybrałem jedną z piosenek PARTYNEXTDOOR, a moje ciało już po kilku sekundach samo zaczęło się poruszać w jej rytm. Wywijałem tyłkiem lepiej niż striptizerki w klubie (a przynajmniej tak sobie wmawiałem), a to, że robiłem to, czyszcząc psią kupę, tylko wyróżniało tę chwilę.

   Niestety, ale zawsze coś musiało się stać. Ktoś postukał swoim paluchem w moje ramię, a ja szybko zdjąłem słuchawki i niemal automatycznie powiedziałem:

    – Przepraszamy, ale już jest zamknięte. – Nawet nie odwróciłem się w stronę gościa.

    – Ale ja muszę... – powiedział cicho swoim głębokim głosem.

    – Zamknięte. Nie słyszał pan? – Odwróciłem się poirytowany.

   Przede mną stał wysoki mężczyzna, z włosami spiętymi w koka, z którego już kilka pasemek zdołało się uwolnić. Miał na sobie rozpięty, czarny płaszcz, a pod spodem szary T-shirt, do tego dobrane obcisłe spodnie. Zerknąłem na jego buty, które wielkością przypominały mi te należące do klaunów, a następnie wróciłem do wpatrywania się w jego oczy, schowane za okrągłymi okularami przeciwsłonecznymi (pomińmy to, że zbliżała się zima) z białymi oprawkami.

    – Louis? – spytał, a ja wywróciłem oczami.

    – Tak. Tak mam na plakietce.

    – Nie, Louis Tomlinson!

    – Tak, nazwisko też tam jest – odparłem beznamiętnie, chcąc powtórzyć mu, żeby wyszedł.

   Nie sądziłem, że na świecie było aż tylu idiotów. Dlaczego to zawsze ja na nich trafiałem?

    – Louis, to ja, Harry Styles, nie pamiętasz? – Przybliżył się do mnie, a ja zmarszczyłem brwi.

    – Proszę sobie ze mnie nie żartować. – Skrzyżowałem ręce na piersi.

   Mężczyzna szybko zaczął grzebać w kieszeniach płaszcza, a ja wpatrywałem się w niego, zwilżając usta. Dobra, trzeba było mu przyznać, że był przystojny, nawet bardzo, ale w niczym nie przypominał małego Harry'ego sprzed pięciu lat. Nie wiedziałem, skąd ten napakowany koleś mógł wiedzieć o mojej poprzedniej miłości i dlaczego chciał mi uprzykrzyć ten dzień jeszcze bardziej, ale mu się udało.

    – Proszę mi wierzyć – odparł, uśmiechając się i pokazując dowód.

   Wziąłem w swoje dłonie kawałek plastiku i spojrzałem na zdjęcie. Widać było, że zostało zrobione kilka lat temu i... tak, na tym zdjęciu był mój Harry. Wyglądał na osiemnaście lat, na pewno nie więcej, uśmiechał się, a w jego policzkach widoczne były urocze dołeczki. Włosy urosły, dosięgały prawie ramion, twarzy powoli nabierała tego męskiego kształtu. Uśmiechnąłem się pod nosem i szybko przeskanowałem resztę informacji, by upewnić się, że to nie był ktoś bardzo podobny. Wszystko się zgadzało. Przestałem się uśmiechać dopiero w chwili, gdy wszystko do mnie dotarło.

   Z twarzy młodego Harry'ego przeniosłem się do jego dorosłej wersji. Wpatrywałem się raz w jego stare zdjęcie, raz w jego twarz, nie mogąc uwierzyć w to, jak bardzo się zmienił. I w to, jak mnie znalazł.

    – Ja pierdole – przekląłem pod nosem. – Harry?

   Spojrzałem na niego jeszcze raz, zauważając, jak wiele rzeczy się w nim zmieniło. On miał mięśnie! Mogłem zobaczyć je nawet przez płaszcz. Zwróciłem uwagę na jego włosy i, cholera, wyglądały na grube i mocne, jednocześnie kręciły się na końcach jak za dawnych lat. Harry ściągnął okulary, a kiedy zobaczyłem jego oczy, zakręciło mi się w głowie, bo były tak samo zielone i piękne jak wcześniej, może teraz były nawet intensywniejsze. Usta były większe, wargi rozchylone, ale także ułożone w łagodny uśmiech, który mnie oczarował.

Touch&Go |Larry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz