I znów noc nastała.
Księżyc zaglądał przez okno swoim ponurym, chudym obliczem, osłoniętym pajęczą pierzyną chmur. Przechodząc swe fazy, był już w tej ostatniej, tej najbardziej zmęczonej kiedy już nie chce zwracać się do zepsutego świata wprost. Od niechcenia przechyla swą jasną część, aby tylko dać jakiekolwiek światło zwierzętom nocnym.
Zmęczony i ponury - jak ja.
Co ranek wstaje z przymusu. Muszę pracować by pomóc swojej rodzinie. Najstarsza siostra, jedyna córka z piątki rodzeństwa. Nie wyszłam za mąż, nie chciałam. Nie czułam się gotowa i robiłam wszystko by odstraszyć amantów. Dlatego też ojciec postawił warunek: praca lub ślub. Więc wybrałam to pierwsze.
Jestem im winna godziwe życie, zrobili co w ich mocy bym miała szczęśliwe dzieciństwo. Nie rozumieli jednak dlaczego chciałam się uczyć, dlaczego tak bardzo podobały mi się litery i książki. Nigdy własnej nie dostałam. Rodzice nie widzieli sensu w wydawaniu pieniędzy na pensje, w końcu i tak "pójdę w dzieci". Uczyli się zaś moi bracia - niechętnie. Dlatego czasami podkradałam ich elementarze i uczyłam się po cichu.
Naprawdę przyjemnie było poznawać litery i cyfry. Biegając pod kamienicą na podwórku, liczyłam dorożki albo łapałam porzucone skrawki gazet żeby czytać nagłówki artykułów. Nikt tego nie rozumiał, ale cieszyła wszytkich moja pracowitość. Zawsze sumiennie wykonywałam swoje obowiązki, więc gdy ojciec postawił warunek od razu przedstawiłam mu przygotowaną przez siebie listę dobrych domów, w których potrzebowano służby. Byłam przygotowana i gotowa do pracy. Zawsze denerwowało mnie to jak poniewierane są kobiety. Nie uważałam siebie za gorszą. Jako dziecko byłam większa od większości chłopców, tak jak oni chodziłam po drzewach, tak jak oni zdobywałam wiedzę. Żeby nadrabiać zaległości chodziłam do szkółek niedzielnych dla bogatych dzieci. Chowałam się wtedy pod ławką i bezgłośnie powtarzałam z nimi modlitwy, wiersze, czy też pieśni.
Nie było nic lepszego niż pojedynki na czytanie napisów w witrynach sklepowych. Czasem nawet bogatsza dziewczynka zamieniła ze mną kilka słów. Dlatego robiłam rodzinie na złość i nadal upierałam się przy zdobywaniu wiedzy, co łatwe nie było. Dzięki temu w wieku dwudziestu lat umiałam równie dużo, co panienka z bogatego domu. Poznałam nawet trochę łaciny i francuskiego, których używałam czasami by dopiec braciom.
Beztroskie moje dzieciństwo zamieniło się w trwającą do tej pory walkę. Chciałam za wszelką cenę udowodnić matce, że kobiety nie są w niczym gorsze od mężczyzn. Wręcz przeciwnie. Ponieważ nie tylko miałam podobny zasób wiedzy, ale i umiałam cerować, haftować, prać, prasować, gotować, ukoić dziecięcy płacz, udekorować salę stosownie do okazji, rysować węglem i grafitem, skórować zwierzęta i polerować jak nikt.
Kiedy wymieniłam swoje ówczesne zalety mojemu potencjalnemu pracodawcy - hrabiemu Fizzberlith - Był nie tyle pod wrażeniem, co zachwycony i przyjął mnie od razu oferując stawkę dwukrotnie większą niż sobie zamarzyłam. Wtedy byłam szczęśliwa i zaczęłam pracę z marszu, jednak już po kilku tygodniach dopadła mnie niesamowita rutyna...
Były i pozytywne strony. Rodzice byli zadowoleni, zapewne część nadsyłanych pieniędzy odkładali na mój posag. Ponadto, nauczyłam się nowych rzeczy, takich jak rozróżnianie gatunków herbaty po zapachu, kształcie i kolorze liści, znałam rozmaite rodzaje porcelany i potrafiłam rozróżnić, gdzie je wykonano czy zdobiono. No i przyjemnie było czasem podkraść książkę z zakurzonej biblioteki, żeby czytać do poduszki po rozdziale, albo dwa.
Obecnie jednak nie byłam z siebie dumna. Siedziałam tak i rozmyślałam o swoim życiu patrząc na ten lichy księżyc wyglądający zza okna. Obok mnie Marta i Greta - moje współlokatorki - Segregowały swoje pranie, by nie doszło do pomyłek jakie miały miejsce kilka dni temu. Mieszkałyśmy razem z resztą służby w przybudówce mieszczącej się za piękną willą hrabiego. Obok przebiegała trasa dla dorożek biegnąca w kierunku stajni, a dalej sad i ogród zakończony żywopłotem z dzikich róż i ścieżka dla zaopatrzenia i służb sanitarnych. Dzieliłam swoją sypialnię z dwoma innymi Pokojówkami: Martą - córką kucharki i Gretą - siostrą cioteczną Marty. Kucharka Antonina dzieliła swoją ze starym majordomusem Cedrykiem, który powinien już być na emeryturze, jednakże bardzo dobrze się trzymał. Do tego lokaj Martin - którego wszystkie nie lubiłyśmy, osobisty lokaj hrabiego, Karol z żoną Beatie, która była naszą florystką i ogrodniczką, a z nimi ich siedmioletnia córeczka Rose. Wszyscy żyliśmy ze sobą całkiem dobrze, nikt nikomu nie wadził, w zasadzie to wszyscy ci ludzie stanowili moją drugą rodzinę, nad którą pieczę sprawował nasz pan - hrabia Ronald Fizzberlith.
CZYTASZ
Black Maid | Twoja historia w wiktoriańskiej Anglii.
RandomOto poważniejszy projekt: Black Maid. (IN PROGRESS) Jest to opowiadanie, w którym wcielasz się w postać pokojówki hrabiego Fizzberlith. Zostajesz wplątana w intrygę reszty służby, jednak czujesz, że jest to coś niebezpiecznego. Masz szansę poznać d...