34. Przyjaciele nie kłamią

40.5K 2.7K 651
                                    

Minęły dwa dni od Walentynek, co oznaczało, że razem z Beth napchałam się mnóstwo przecenionych słodyczy i teraz obie nie mogłyśmy już patrzeć na czekoladę.
- Przysięgam, że porzygam się jak tylko zobaczę kogoś żrącego batony - jęknęła Beth. - Od nadmiaru cukru mój brzuch wariował przez całą noc.
- Też nie mogłam spać - westchnęłam. - Nawet nie chcę liczyć tych wszystkich kalorii, żeby się nie załamać...
Wjechałyśmy na szkolny parking, znajdując jedno z ostatnich wolnych miejsc. Beth mistrzowsko zaparkowała samochód i ociężale wytoczyła się z auta. Zrobiłam to samo i zarzuciłam na ramię swój plecak, a następnie odruchowo spojrzałam na wejście do szkoły, gdzie zobaczyłam stojącego przy schodach Hendersona.
Mój już i tak poszkodowany żołądek zacisnął się w bolesnym skurczu, kiedy skrzyżowaliśmy spojrzenia. Poczułam jak ktoś trąca moje ramię i przerwałam kontakt wzrokowy z chłopakiem przenosząc uwagę na moją przyjaciółkę.

- Jak się nie pospieszysz to się spóźnimy - upomniała mnie Beth i ruszyła w stronę budynku.
Westchnęłam i spuściłam głowę ruszając za nią. Byłam tak zajęta wpatrywaniem się w swoje buty i ignorowaniem Doriana, że nawet nie zorientowałam się, że na kogoś wpadam.
- Przepraszam! - rzuciłam, kiedy silne dłonie oparły się o moje ramiona, powstrzymując mnie przed upadkiem na zamarzniętym chodniku.
- Nie ma za co - usłyszałam głos, który spowodował, że zamarłam.
Uniosłam podbródek i zobaczyłam parę zielonych tęczówek skanujących moją twarz.
- Um... - zająknęłam się, czując narastającą panikę. - Zaraz będzie dzwonek na lekcje - powiedziałam nienaturalnie wysokim tonem i odchrząknęłam. - Spóźnimy się.
- Nie idziemy dzisiaj na lekcje - Dorian nadal zaciskał dłonie na moich ramionach uniemożliwiając mi odejście.
- Co? - wypaliłam.

- Zabieram cię stąd - stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Ale ja nie mogę... - błagam niech on przestanie na mnie tak patrzeć.
- Nie możesz? - jego prawa brew uniosła się wyrażając powątpiewanie.

- Bo ja... - próbowałam coś wymyślić.
Tak długo z nim nie rozmawiałam, a nawet nie byłam w jego pobliżu, że zdołałam już zapomnieć jakie to uczucie być blisko Doriana Hendersona. Czułam jak  serce mocno łomocze w mojej piersi, a mnie ogarnia panika, bo zupełnie nie byłam psychicznie gotowa na konfrontację. Narosło między nami tyle niewypowiedzianych słów i tyle różnych zdarzeń, że nie miałam pojęcia jak mogłabym z nim znów normalnie rozmawiać. Zaczynałam się już przyzwyczajać do roli dziewczyny zakochanej w facecie, który nie zwraca na nią uwagi.
Zanim jakkolwiek zareagowałam Dorian pochylił się i objął mnie w talii. Chwilę później wylądowałam przewieszona przez jego ramię z głową spuszczoną w dół.

- Dorian! - wydarłam się piskliwie. - Postaw mnie!
- Nie - powiedział prosto i skierował się w stronę parkingu, z którego przed chwilą przyszłam.

- To jest porwanie! - uderzyłam pięścią w jego plecy. - Nie możesz tego robić!

- To patrz, Lewis - prychnął z kpiną i poczułam jak klepnął mnie w tyłek.
Zachłysnęłam się powietrzem z oburzenia i spróbowałam trochę unieść głowę, bo przez spływającą do niej krew zaczęła mnie lekko boleć. Zobaczyłam, że dosłownie wszyscy ludzie przebywający na dziedzińcu się na nas gapią zupełnie ignorując rozbrzmiewający w tle dzwonek ogłaszający rozpoczęcie pierwszej lekcji.
- Wszyscy się gapią - powiedziałam.
- Nie pierwszy raz - Dorian wydawał się być obojętny na to jaką sensację wywołaliśmy.
- Postaw mnie! - próbowałam się szarpać, ale tylko zacieśnił uścisk wokół moich kolan. - Dorian, proszę... Głowa mnie boli!
Usłyszałam westchnięcie, a następnie brunet lekko przykucnął, a ja niezgrabnie zlazłam z niego i poprawiłam kurtkę, która podciągnęła mi się do góry.
- Wsiadaj - nakazał Henderson.

- Mowy nie ma - obróciłam się przez ramię i zauważyłam, że stoimy przy jego samochodzie.
- Jeżeli będzie trzeba, to siłą cię tam wsadzę - mruknął groźnie. - Twój wybór.
Przez chwilę toczyliśmy wojnę na spojrzenia.

You have a boyfriend anywayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz