-Poproszę podwójne espresso - rzucił chłopak wgapiony w dziewczynę, z którą siedział. Po chwili dorzucił ze słodkim uśmiechem doskonale słyszalnym w głosie, nie odrywając od niej wzroku: -A dla mojej towarzyszki?
-Latte, karmelowe może - odpowiedziała z wahaniem w głosie.
-Zwykłe - poprawił ją, zerkając na mnie i zatrzymując wzrok na piersiach.
Uśmiechnęłam się uroczo i obiecałam szybciutko przynieść zamówienie. Przyczepiłam kartkę z zamówieniem do metalowego blatu i poszłam na zaplecze. Myjąc ręce, obserwowałam się w lustrze. Dziewczyna, którą chwilę wcześniej obsługiwałam była z zupełnie innej ligi niż ja. Była wysoką, chudziutką, a przy tym biuściastą blondynką z równo przyciętą grzywką zahaczającą lekko o długie, mocno pomalowane rzęsy. Czułam się przy niej niezwykle przeciętna. Zawsze uważano mnie za niską, choć niewiele brakowało mi do średniego wzrostu, miałam ciemnobrązowe lekko kręcone włosy sięgające aż do pasa. Westchnęłam ciężko i wytarłam ręce w fartuszek z logo kawiarni.
Wyszłam prosto na baristę, który krótko poinformował mnie, że napoje są gotowe do rozniesienia, po czym zapytał, o której kończę. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że razem z zamknięciem kafejki. Skinął głową i odszedł w milczeniu. Ok, Romeo, nie odpowiadaj - pomyślałam ironicznie, przewracając oczami. Uniosłam ciężką tacę i zaniosłam kawy parce. W kolejności postawiłam przed nimi latte i espresso. Nie uznali za stosowne podziękować, zamiast tego dostąpiłam wielkiego zaszczytu, którym był badawczy wzrok chłopaka skupiony w stu procentach na mnie. Czekałam aż blondynka wybierze jedno z ciast i pozwoli mi tym samym odejść. Jednak zamiast podjąć decyzję, zganiła swojego towarzysza za patrzenie na "tę tłustą zdzirę" (w razie wątpliwości: zdecydowanie miała na myśli mnie).
-Dziękuję serdecznie, Barbie - wtrąciłam słodko, mrożąc ją symultanicznie wzrokiem.
-Nie wściubiaj nosa, karakanie - podniosła na mnie głos.
Bezsilna i znudzona odeszłam w kierunku lady. Po drodze potrąciłam jej krzesło tak, by lekko się oblała. Z uśmiechem oparłam się o blat i obserwowałam kłótnię parki. Chłopak po kilku minutach wstał, rzucił na stolik banknot, w którym mieściło się ich zamówienie i mój napiwek. Zaczekałam aż dziewczyna przeprocesuje to, co się stało i pomknie za nim. Podjęłam 50 dolarów i wydałam sobie pokaźną sumkę, którą z przyjemnością przytuliłam.
Reszta dnia okazała się spokojna. Mój mały amant okazał się niezainteresowany randką, na którą musiałby czekać calutką godzinę. Zamknęłam bramę i wrzuciłam klucz do podstawki pod doniczką.
-Jest tu na tyle bezpiecznie, by tak lekkomyślnie postępować?- usłyszałam niski, lekko zachrypnięty głos za sobą.
Obróciłam się na pięcie gotowa odeprzeć atak potencjalnego mordercy/włamywacza. Uniosłam wzrok na twarz wysokiej postaci. Odchrząknęłam, udając, że w ogóle się nie boję.
-Jest - odparłam pewnie.
Uśmiechnął się, wyjął paczkę papierosów i wziął sobie jednego, po czym mnie nimi poczęstował. Po chwili wahania wysunęłam Lucky Strike'a o smaku jagodowo-miętowym z opakowania. Podziękowałam i czekałam aż użyczy mi zapalniczki.
-Musisz wybaczyć mojej, hm, koleżance - parsknął wypowiedziawszy ostatnie słowo.
Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że obsługiwałam go przed paroma godzinami. Zauważył chyba, że dopiero wtedy go rozpoznałam, uśmiechnął się pobłażliwie. Właściwie cała ta sytuacja wydała mi się jeszcze bardziej dziwna i niebezpieczna, gdy okazało się, że już go spotkałam. Zastanawiałam się, czy czekał na mnie, czy był to zwykły przypadek. Sięgnęłam do torebki i starając się udawać spokojną, grzebałam w niej, by mieć gaz pieprzowy pod ręką. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, był to niesamowicie głupi gest z mojej strony, ale wówczas wydawał się optymalnym rozwiązaniem.
-Tego szukasz? - zapytał, wysuwając dłoń z pojemnikiem w moim kierunku.
-Nie - odparłam przestraszona i wyrwałam mu moje jedyne narzędzie do samoobrony.
Parsknął i odszedł w przeciwnym kierunku niż mój dom. Odprowadziłam go wzrokiem aż zniknął we mgle. Księżyc sprawiał, że wydawała się jeszcze gęstsza i mroczniejsza. Lodowaty podmuch wiatru zwiał mi kilka kosmyków na twarz, a wszystkie włoski na ciele stanęły mi dęba. Zaśmiałam się w duchu z tego onirycznego krajobrazu, który wybitnie pasował do sytuacji. W końcu otrząsnęłam się, wyjęłam klucz z podstawki i wrzuciłam go do torebki.
Zanim weszłam do mieszkania rozejrzałam się po korytarzu w związku z dziwnym przeczuciem, że ktoś mnie obserwuje. Wyjęłam przezornie zapasowy kluczyk spod wycieraczki. Zadowolona ze swojej odpowiedzialności wmaszerowałam pewnym krokiem do przedsionka. Zrzuciłam buty koło drzwi i powiesiłam kurtkę na klamce. Nucąc pod nosem, udałam się do kuchni i zaczęłam gotować makaron z czerwonym sosem (według napisu na puszce miał być z krewetkami, ale nie znalazłam ani jednego skorupiaka). Okazało się, że nie miałam w domu czystych naczyń, logicznym wyjściem z sytuacji wydało mi się zastosowanie garnka jako miski. Umyłam widelec z mocno wygiętą rękojeścią od trzymania go w rozgrzanych metalowych naczyniach podczas gotowania. Z tą jakże wykwintną kolacją udałam się do sypialni. Cmoknęłam z niezadowoleniem pewna, że znów zostawiłam zapalone światło na cały dzień.
-Wreszcie - usłyszałam głos dobiegający z szerokiego parapetu pełniącego funkcję kanapy.
Podskoczyłam, wylałam trochę sosu na podłogę, przeklęłam. Spojrzałam spokojnie w kierunku źródła dźwięku. Pod oknem siedział dobrze zbudowany, wysoki, złotowłosy chłopak o zabójczym uśmiechu. Oderwał się od lektury książki podprowadzonej z mojej kolekcji. Odstawiłam spokojnie garnek, nie chcąc wzbudzać jego podejrzeń. Przeczesał rozczochrane włosy palcami. Wycofywałam się powoli w kierunku wąskiego korytarzyka prowadzącego do kuchni, w której zostawiłam telefon oraz gaz pieprzowy, które zamierzałam szybko porwać i uciec z domu. Gdy znalazłam się już w słusznej odległości od chłopaka z kawiarni, rzuciłam się do biegu. W ekspresowym tempie wzięłam potrzebne mi rzeczy i momentalnie znalazłam się przy drzwiach. Gdy już miałam chwytać za klamkę, silne dłonie chwyciły mnie za nadgarstki, uniemożliwiając użycie telefonu i gazu. Serce waliło mi jak młotem, zaczęło mi się robić ciemno przed oczami.
Obudziłam się w swoim łóżku. Nie mogłam sobie przypomnieć czy był to sen, czy też jawa. Był już sobotni poranek, dochodziła dziesiąta. Przez cienkie zasłony wdzierało się światło dnia. Rozejrzałam się po pokoju. Był podejrzanie czysty, w przeciwieństwie do moich włosów i zębów, jak zauważyłam. Przetarłam oczy, zostawiając na dłoniach czarne smugi tuszu do rzęs. Mruknęłam zaskoczona. Wstałam powoli i wyłoniłam się ze swojego pokoju. Niepewnie ruszyłam w kierunku zapachu naleśników. Zatrzymałam się jednak i wróciłam bezszelestnie do pokoju. Równie cicho szukałam telefonu i czegokolwiek, co mogłoby mi służyć jako narzędzie do samoobrony. Chwyciłam za kij do baseballa, którego poprzednim właścicielem był mój chłopak, a raczej były chłopak. Niby nigdy ze mną nie zerwał, ale zakładam, że po 3 miesiącach od wyjazdu można założyć, że nie jest się już razem, jeśli twoja druga połówka się nie odzywa.
Tym razem pewniej opuściłam pokój i ruszyłam za cudowną wonią. Stanęłam jak wryta.
-O! Jesteś! Przyrządziłem nam ciepłą strawę - zaśmiał się i spojrzał na kij baseballowy, który opierałam o ziemię, gdyż jego podniesienie wymagało ode mnie użycia dużej siły.
Miał mokre włosy i nie był ubrany od pasa w górę. Starałam się zignorować te szczegóły i poprawiłam chwyt na kiju. Zmrużyłam oczy, na co chłopak jedynie parsknął i przewrócił naleśnik na patelni. Podszedł do mnie z jednym z nich posmarowanym czekoladą. Zamachnęłam się na niego, ale powstrzymał mój cios jedną ręką i wyrwał mi moją jedyną broń. Przystawił mi do ust rulon pachnący cukrzycą. Bezsilna odgryzłam kawałek. Zadowolona mlasnęłam i przejęłam resztę.
-Pomyłem naczynia i posprzątałem w ramach przeprosin za to, że tak cie wczoraj przeraziłem. Inna sprawa, że w pierwszej chwili uznałem, że umarłaś - wytłumaczył spokojnym tonem.
-Dzie-dzięki? - zawahałam się. - Kim jesteś przepraszam?
-Ach, gdzie moje maniery! - Wytarł ręce o spodnie, wystawił prawą rękę, by uścisnąć moją dłoń, po czym z uwodzicielskim, ciepłym uśmiechem powiedział: "Samael".
CZYTASZ
Boska dusza
RandomShay to z pozoru zwykła dziewczyna żyjąca niespełnionymi marzeniami. Spotkanie z demonem prowadzi do odkrycia w niej czegoś wyjątkowego. Shay okazuje się być podarunkiem od Boga, którego zdradzono i zamordowano. Czy będzie w stanie ochronić świat p...