2.Uważaj jak idziesz.

72 4 0
                                    

Nim się obejrzałam zrobił się kolejny dzień. Kolejny dzień w szkole.
Nadeszła ta cała przerwa obiadowa. Nie będę was zamęczać opisem co dokładnie robiłam wcześniej, bo to byłoby strasznie nudne. Jestem szarą masą. Ale do rzeczy. Oczywiście wiem, gdzie jest stołówka, chyba powinnam pójść do kuchni. Co za genialny plan.
Oczywiście jakiś kretyn przyfasolił mi drzwiami otwierając je.
Prosto w głowę.
Ból mnie nieco ogłupił.
-Verdammt, nie wiedziałem, że akurat pójdziesz. - Nie wiem czy klnął pod nosem po niemiecku, czy też mam omamy. Trudno stwierdzić, gdy zostało się walniętym w głowę.
Chyba zauważył moje przyćmienie i powiedział z lekkim zmartwieniem.
- Alles gut? Może lepiej przyniosę ci lód z kuchni? Tak miałem tam iść. - Dopiero teraz przyjrzałam się mu. To co ujrzałam wprawiło mnie w osłupienie. Chłopak nie dość, że miał prawie białe włosy i niebieskawo czerwone oczy, to jeszcze mocne rysy, szczególnie widać było kości policzkowe. Jasne, że wiedziałam o istnieniu albinosów, ale ta choroba rzadziej dotyka białych ludzi no i nie widzi się tego na codzień. Wyglądał on trochę strasznie. Dodajmy, że luj miał z dwa metry.
- Zamierzasz się tak na mnie gapić, czy powiesz coś wreszcie? A może nie umiesz mówić?
- Yyy... No bo ja tego, miałam iść obierać ziemniaki, więc tego... - W końcu przywróciło mi język w gębie, ale byłam dosyć zmieszana.
- Na serio? Ta śmieszna psycholog ci kazała? No nieźle, ciekawe czym taka osóbka jak ty jej niby podpadła. - Czy on próbuje mnie obrazić? - To chodź dziewczyno, tak się składa, że w tym wypadku jesteś zmuszona do mojego towarzystwa, bo też zostałem na to  skazany.
- Aha, fakt, mówiła coś tam, że ktoś ma mi pomóc.
- No no no - powiedział kiwając głową.  - To ja. - Błagam, co to za pajac i skąd ona go wstrząsnęła. A może mam halucynacje po uderzeniu? - Powiesz więc chociaż jak masz na imię dziewczyno?
- Marcjanna. Dokładnie to Marcjanna Rosa*.
- Na prawdę? Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś miał tak na imię, kesesese - wydał z siebie jakieś niezidentyfikowane odgłosy przypominające duszenie się.
- Czy ty się dusisz?
- Śmieję się dummkopf. - Mimowolnie chciało mi się uśmiechać słysząc niemiecki, z resztą chłopak powiedział to z uśmiechem.
- Śmieszy cię moje imię?
- Może trochę, nie bierz tego do siebie. W każdym razie oryginalnie.
- A ty jak masz na imię chłopaku? - powiedziałam naśladując jego ton.
- Ja jestem Gilbert Beilschmidt, Fraulerin. Chociaż większość woli mówić do mnie szwabski debilu. - zaśmiałam się. Fakt, dlaczego mnie to nie dziwi.  - Dobra, bierzmy się lepiej do roboty, bo same się ziemniaki nie obiorą.
- Jasne. - powiedziałam beznamiętnie.
No więc nie obierałam za często ziemniaków, ale starałam się, żeby czasami mnie znowu ten pajac nie wyśmiał. Dziwne było przebywanie obok niego. Podał mi lód, co choć trochę uśmieżyło ból.
- No więc zdradzisz mi co masz za skórą?
- Co proszę?
- Czego się dopuściłaś, że musisz tu że mną siedzieć i obierać te kartofle.
- Aa, no to Pani od francuskiego stwierdziła, że jestem zbyt arogancka czy coś...
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
- To już nie mój problem.
- Ja jestem tu z podobnych powodów, kesesese~
- O, mi za to łatwo w to uwierzyć.
- No proszę, a jeszcze przed chwilą nie wiedziałaś gdzie masz język.
- Może dlatego, że jakiś idiota uderzył mnie drzwiami.
- Haha! Nieźle, może jednak coś w tobie jest - parsknęłam tylko.
- Taa, a ty to taki niepokorny typ?
- Coś w tym stylu Fraulerin, ale mogę być facetem z twoich snów.
- No chyba z koszmarów.
- Eej, to już zabolało.
- Wątpię w to. Zobacz skończyliśmy. - Wszystkie ziemniaki były już obrane. -Ja sobie stąd pójdę już. Auf Wiedersehen. - powiedziałam niby z przekąsem.
- Zaraz, na jaką lekcje idziesz?
- Na historię.
- Ja tak samo! Chodźmy razem Fraulerin.
- Jak to? Jakoś nigdy cię nie widziałam na tej lekcji.
- To przez to, że jakoś tak nie mogłem przychodzić szkoły.
No oczywiście, marzę by spędzić z nim więcej czasu. Jednak nie miałam nic lepszego do wyboru to powlekłam się z nim na tą lekcję.
- Tak w ogóle to chyba nie jesteś Amerykanką, co?
- Taa, jestem z Polski.
- No nieźle, ja jestem Niemcem.
- No co ty, wcale nie słychać - powiedziałam ironicznie.
- Rozumiem, że skoro jesteś Polką żywisz odrazę.
- Nie no skąd, prawde mówiąc strasznie lubię niemiecki.
- Gut hören das Fraulerin - uśmiechnął się do mnie. Jeju dlaczego to było urocze. Zaraz, co? Próbowałam odgonić swoje myśli. To nie prowadzi do niczego dobrego. Na historii trochę mi się naprzykżał, więc nauczyciel zwrócił mi przez niego uwagę.
- W ogóle to dlaczego dopiero teraz przychodzisz do szkoły Beilschmidt?
- Marcysia mnie namówiła! - Co ty powiedziałeś?!
- Ja tam nie wnikam, ale może rozmawiajcie sobie po lekcjach. - powiedział śmiejąc się pod nosem.
Miałam ochotę udusić Gilberta, a on oczywiście zadowolony. Wszyscy patrzyli się na mnie, a ja posłałam im mordercze spojrzenie.
Zapowiada się świetnie.


*Żeby nie było, polskie nazwisko. Tak bohaterka jest Polką, głównie z powodu różnych gagów. Nazwisko od porannej rosy.

Tadaam! Mamy drugi rozdział. Odczucia Marcjanny wobec Gilberta są takie średnie na razie, ale nie bijcie mnie za to. Po prostu tak ma być, nie martwcie się, odmieni jej się. Co powiecie, jakbym zmieniła okładkę na taką jak w nagłówku? Tak prawdę mówiąc miała być tymczasowa, dopóki moja przyjaciółka nie miała czasu mi zrobić. Dziękuję jej za to bardzo <3
Przepraszam, że nie umiem w długie rozdziały :')

Ugly Boy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz