Jeden

149 24 2
                                    


Po czterodniowym pobycie w szpitalu przyszedł czas na spotkanie kontrolne, więc teraz siedzę w gabinecie mojego doktora i wpatruję się w złotą tabliczkę z napisem: dr Kim Jongdae.

Mama zawsze chciała, żeby jej idealny syn został lekarzem. Myślę, że pogodziła już się z myślą, że wszystko legło w gruzach. Zdiagnozowano u mnie parkinsonizm młodzieńczy. Wyznaczono mi datę przydatności do życia na tym świecie. Wypisano listę leków i zabiegów, które mają pomóc mojemu ciału zachowywać się tak jak powinno.

Od trzech miesięcy spełniam moje marzenie. Uczę się grać na pianinie. Kiedy diagnoza została postawiona i nic nie wskazywało na to, żeby ktoś miał zamiar ją obalać, powiedziałem więc mamie, że nie chcę studiować tego co studiuję. Poszedłem na medycynę po to, by spełnić jej oczekiwania względem mnie. Chciałem żeby była ze mnie dumna, ale od kiedy wszystkie moje plany na przyszłość okazały się niepotrzebne, nie liczy się dla mnie nic innego niż tylko muzyka...

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem w tym kierunku, było wybranie się do pewnej kawiarni, w której co czwartek grywał Chanyeol. Wtedy nie miałem pojęcia jak ma na imię, dzisiaj wołam go z drugiego końca korytarza, gdy mnie nie widzi, bo patrzy za wysoko. Drę i wyżywam się na nim gdy mi się coś nie udaje, i nie chodzi tu tylko o granie. Szepcze do niego "Yeollieee..." gdy oglądamy film i nie nadążam z napisami. Wpisuje "Park Yoda" na karteczki z wiadomościami przekazywanymi między zajęciami. Wypowiadam "Channy" za każdym razem w sklepie, gdy mam ochotę na coś innego niż ciastka z rodzynkami. Ten półgłówek stał się dla mnie kimś więcej niż tylko muzykiem z kawiarni. Jest moim najlepszym przyjacielem i osobą z którą spędzam większą część dnia. Mimo to nie wie o mojej chorobie, a ja nie chcę, by się dowiedział. Wręcz przeciwnie... Zrobię wszystko, aby...

-Kyungsoo... - dźwięk głosu doktora Kim brutalnie wyrywa mnie z moich myśli.

-Tak?

-Zmniejszyć ryzyko pamiętasz?

-Ah tak. Zapalenie płuc czy coś tam - potwierdzam od niechcenia. Ileż można o tym słuchać.

-To poważna sprawa Soo, nie lekceważ tego. - Za późno. Zacząłem to robić, jak usłyszałem o tym jakoś po ósmym razie, a po trzynastym znudziło mi się nawet tego słuchać.

-Mogę już iść? - Spieszy mi się na spotkanie z Chanyeolem, którego nie widziałem od czterech dni. Nie mogę się doczekać gdy go zobaczę.

-Jasne, nie zatrzymuję cię dłużej. Do widzenia

-Do zobaczenia! - odpowiadam mu przy drzwiach i macham na pożegnanie.

Siedzę w samochodzie czekając na mamę, która załatwia zapewne jeszcze jakieś papierkowe sprawy związane z kolejnym zabiegiem. Z radia leci piosenka, która niekoniecznie przypada mi do gustu. Sięgam ręką do przełącznika, ale coś mnie powstrzymuje. Czuję jakby jakaś niewidzialna siła potrząsała moją ręką. Ale ja wiem, że to nie żadna magia. To moja choroba jest powodem tego wszystkiego. Takie rzeczy zdarzają się coraz częściej: gdy trzymam długopis na wykładach, piszę sms-y, podaję kartę kredytową. Moje nogi zaczynają żyć własnym życiem, kręci mi się w głowie i zdarza omdlewać. Brakuje jeszcze tego, żeby stało się to przy Parku i pianinie. Mam dość tego, że nie panuję nad swoim ciałem. Czuję, że kończy mi się czas. To okropne obciążać innych, nawet jeśli wiesz, że cię kochają i pomagają ci bezinteresownie. Nie ma nic gorszego od świadomości, że nie możesz poprowadzić życia takimi ścieżkami jakimi planowałeś

Gdy mama wraca do samochodu, postanawiam wprowadzić w życie dawno już opracowany plan:

-Mamo, pamiętasz naszą rozmowę o tym, że nie chcę, ale Yeol się dowiedział?

-Tak, ale...

-Już czas, mamo...

przeterminowany || ChanSooOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz