Matt Vertigo

25 5 0
                                    

               I wyszedł. Opuścił mieszkanie, jak gdyby nigdy nic. Śniadanie zjadł bez słowa, chociaż odnosiłem silne wrażenie, że ma coś wręcz na końcu języka i jedynie to powstrzymuje. Miałem ochotę krzyczeć.

Całe południe spędziłem przed telewizorem, ubrany w szlafrok Johnny'ego, w dodatku jadłem lody łopatą. Przechodziłem zimową depresję. Ewentualnie byłem w ciąży. Jedyną czynnością, jakiej się podjąłem, było wykonanie telefonu do pana prawnika. Postanowiłem wysłuchać podświadomych przesłań sennych i zrezygnować z tej pracy. Wyjaśniłem całą tę sprawę dokładnie, aż nazbyt dokładnie, by w pełni rozumiał moje podejście. Powiedziałem mu o wszystkim, nie pomijając żadnego szczegółu. Uznałem, że tak będzie lepiej, że będzie mógł lepiej zrozumieć moje motywy. Czułem się jednak winny z dwóch powodów: rzucałem dobrą pracę po jednym dniu roboty, poza tym... obcemu człowiekowi mówiłem, jak bardzo kocham Johnny'ego, nie będąc w stanie powiedzieć o tym samej osobie, którą adorowałem.

Postanowiłem porozmawiać z Johnnym o wszystkim, kiedy wróci. Naprawdę bolała mnie ta sytuacja. Dobra, tak naprawdę chciałem w końcu się z nim przespać, czułem, że to odpowiednia osoba. Nie chciałem już dłużej tego odkładać. Dlatego cierpliwie siedziałem przed telewizorem, próbowałem się odstresować kolejną to porcją lodów, a w głowie układałem w zdania wszystko to, co pragnąłem powiedzieć po jego powrocie.

Ale on tego dnia nie wrócił.

W zasadzie co kazało mi myśleć, że Johnny jest samotnym mężczyzną? Może robił sobie ze mnie żarty, traktował jako niezobowiązującego kochanka, cokolwiek. Nie zakładałem co prawda, że, kiedy powiem mu o swoich uczuciach, rzuci mi się na szyje i potwierdzi, iż je odwzajemnia, ale... nie mógłbym znieść myśli, że ma kogoś. Cholera. Johnny musiał być po prostu samotnym facetem. I tyle.

Nie posiadałem telefonu komórkowego. Na lodówce stał telefon stacjonarny, postanowiłem go użyć, jednakże nie mogłem nigdzie znaleźć numeru do Johnny'ego ani do jego roboty. Kurwa mać. Przeważnie wracał koło jedenastej wieczorem, a była już druga. Nadal siedziałem przed telewizorem. Tym razem bez lodów, ale z podkrążonymi oczami. Skurwiel. Przecież mógł zadzwonić, powiadomić, cokolwiek. Dlaczego odstawiał taki cyrk? Czy to dlatego, że... Racja. To dlatego, że wcześniej zrobiłem dokładnie to samo. Ale wiedziałem, iż się zabiję, jeśli wróci z malinką na szyi.

W końcu wrócił. Miałem ochotę jebnąć mu w twarz. Lecz kiedy go zobaczyłem... Był totalnie wyczerpany. Była szósta rano, więc lada chwila musiał wracać do roboty.

— Max, kurwa — zaczął zziajany. — Kim, do kurwy nędzy, może być Matt Vertigo?

Zastygłem. Kompletnie nie wiedziałem, co powinienem odpowiedzieć. Ale... nie minęło kilka sekund, a do mieszkania wparowała policja. Zapytała, czy nazywam się Max Bailey, jednak zaprzeczyłem. Nie miałem żadnych dokumentów, na szczęście spieszyło im się i nie wypytywali mnie o moją tożsamość. Udało mi się jednak zapytać ich o powód pościgu. Szanowny pan prawnik, Matt Vertigo, pozwał Johnny'ego o porwanie niepełnoletniego chłopaka. 

Jak ukradłem człowiekaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz