0| Jak to wszystko się zaczęło.

89 9 10
                                    

- Jeszcze raz przepraszam...
- Alya, nic się nie stało, naprawdę...
- Ale...
- Alya, żadnych "ale"! Idź do rodziny, mną się nie przejmuj. I przekaż im pozdrowienia ode mnie.
- Jesteś pewna?
- Tak, jestem.
- W stu procentach?
- Tak. Nawet w stu jeden.
- W takim razie... wesołych świąt.
- Wesołych świąt, Alya. 
 Czarnowłosa dziewczyna z wielkim trudem wypowiedziała te słowa. Od razu po ich wypowiedzeniu wcisnęła czerwoną słuchawkę w swojej nokii, a sam telefon odłożyła obok siebie na parapecie. Twarz, po której powoli zaczęły spływać łzy, schowała w podkulonych kolanach. 

 Znowu została sama.

 Wplotła swoje palce we włosy i oparła się o lodowatą szybę, spoglądając na krajobraz za nią. Wszędzie był śnieg. Swój wzrok przeniosła na balkon na przeciwko. Mogła przysiąc, że przed chwilą ktoś na nim był. 

Poczuła, jak nagle zaczęło robić się gorąco. Podniosła się więc z parapetu, prawie się przy tym przewracając. Naciągnęła na siebie sweter, który uszyła sobie, gdy zauważyła, że w jej szafie brakuje tej części ubioru. Nie zamierzała zostawać na dworze na długo, dlatego nic poza tym ze sobą nie wzięła.

 Przed wyjściem spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Wskazywał godzinę 19:13. O tej porze powinna siedzieć z Alyą i jej chłopakiem przy stole wigilijnym. Ale nie. Jej rodzina przyjechała, krzyżując ich wspólne plany. 
- Cholera jasna! - wycedziła przez zaciśnięte zęby, kopiąc w marmurową półściankę na swoim balkonie. A przynajmniej próbując to zrobić. Smutek minął, a zastąpiła go wściekłość, która sprawiła, że nie wycelowała. Tym więc oto sposobem jej kapeć prześlizgnął się przez szparę między metalowymi prętami barierki, lądując poza balkonem.  

- Iks de. - mruknęła pod nosem. Westchnęła zrezygnowana, opierając się rękami o marmur. Zaraz po tym wspięła się na półściankę, siadając z jedną nogą poza nią. Oparła się łokciem o kolano, spoglądając na widoczną z tego miejsca Wieżę Eiffla. O tej porze wydawała się wyjątkowo piękna. Przymknęła oczy, wdychając zimne powietrze.

- Przeziębisz się, jeżeli będziesz tak dalej siedziała. 

 Cudzy głos przyprawił ją niemalże o zawał. To w sumie bez znaczenia, ponieważ przestraszona podskoczyła, chwilę później lądując tam gdzie chwilę wcześniej jej kapeć - poza granicami jej balkonu. Z jej ust wyrwał się głośny pisk. W ostatniej chwili złapała się metalowej części.

- BOŻE JEŻELI MNIE SŁYSZYSZ, TO WIEDZ, ŻE JEŚLI W WIGILIĘ POZBAWISZ MNIE ŻYCIA, WŁOŻĘ CI ŚWIECZNIK W TO TWOJE ŚWIĘTE DUPSKO! - krzyknęła w myślach. Była przerażona do granic możliwości. Wtem przed jej twarzą pojawiła się okryta czarną powłoką dłoń. Spojrzała w górę, i widząc znajomą postać, chętnie przyjęła pomoc. Jakby się tak zastanowić chwilę, to nie ważne kto by to był, pewnie i tak by ją przyjęła. Do nieba nie spieszyło jej się zbytnio. 

 Gdy tylko postać pomogła wspiąć jej się na marmurową półściankę, poczuła jej ręce na swoich plecach. 

- Wszystko w porządku? - usłyszała zmartwiony głos zamaskowanego chłopaka. Spojrzała na niego jak na idiotę, po czym zeskoczyła na bezpieczny balkon, odsuwając się na pewną odległość od miejsca "wypadku".

- Czy mogę wiedzieć, dlaczego w ten oto cudowny dzień, postanowiłeś przyprawić mnie o zawał, sprawiając przy okazji, że wylądowałam poza granicami mojego balkonu?! - spytała lekko zachrypniętym głosem. Chłopak podrapał się po karku, i odwrócił głowę w stronę Wieży Eiffla. 

- "Może nieco milej?" - podpowiedziało dziewczynie sumienie. Opuściła głowę, próbując opanować swoje emocje. Nabrała powietrza do płuc, wypuszczając je chwilę później z głośnym świstem. Podniosła głowę, po czym ruszyła w stronę barierki.

Miraculous|| Don't cry.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz