-Severusie idź do swojego pokoju -rzekła do małego chłopca dorosła kobieta- idź teraz!
Chłopiec szybko wybiegł z kuchni i schował się w swoim małym pokoiku. Oparł się o drzwi i usiadł zakrywając sobie twarz dłońmi. Z dołu dochodziły krzyki, które na Severusie już nie robił wrażenia. Kłótnie między Sileen i Tobiaszem były codziennością.
- Mówiłem ci, nie rób tych rzeczy w moim towarzystwie! -wysoki mężczyzna rzucił talerzem z obiadem Severusa o ścianę rozbijając go na drobne kawałki nad głową roztrzęsionej kobiety.
-Tobiasz uspokój się! Ja tylko nałożyłam Severusowi obiad za pomocą magii. Nic nikomu się nie stało, teraz przez ciebie znowu zamknął się w pokoju i nie będzie chciał wyjść!
-Gdybyś była normalna jak ja i moja rodzina Severus też był by normalny! Przez ciebie Eileen mój syn jest DZIWNY!
Severus siedział teraz przy oknie wpatrując się w odlatujące ptaki. Takie kłótnie zazwyczaj trwały bardzo krótko, albo ojciec wychodził i nie wracał parę dni, albo matka załamywała się i nie odzywała przez jakiś czas. Nigdy chwili ciszy, hałas o najmniejszą błahostkę.
Tobiasz nie lubił niczego. Był wysokim, chudym mężczyzną z haczykowatym nosem i długimi czarnymi włosami, które odziedziczył Severus. W przeciwieństwie do Eileen Tobiasz był mugolem, więc nic dziwnego, że nienawidził magii oraz wszystkiego co z nią związane, nawet własnej żony.
Krzyki ustały, ciekawe kto tym razem odpuścił. Severus zszedł na dół do kuchni, wsunął się po cichu przez drzwi, rozejrzał się, zobaczył. Jego mama leżała na podłodze. Szybko do niej podbiegł i ku jego przerażeniu dotknął palcem krwawiącej rany, która ciekła z jej głowy. Zawładnęła nim wściekłość i żal. Mimo iż ledwo wyrastał spod ziemi miał w sobie tyle narastającej wściekłości, że pobiegł szukać Tobiasza po domu. Wpadał do każdego pokoju z łzami w oczach. Powoli złość opadała, a wchodziła gorycz z przyjacielem smutkiem. Zszedł do kuchni, usiadł się na połamane krzesło i zaczął płakać. Eileen podkuliła się obok ściany.
-Synku podaj mi ręcznik, chyba krwawię -dotknęła ręką tyłu głowy.
Wstał na nogi jak szybko umiał i pobiegł do łazienki, biorąc dwa ręczniki zamiast jednego, aby tym dodatkowym powycierać podłogę od zaschniętej krwi.
-Dziękuję. Auu.. Pomóż mi wstać - przyłożyła ręcznik do głowy i wyciągnęła rękę w stronę Severusa.
Wyciągnęła różdżkę i zreperowała krzesło. Rozejrzała się po kuchni i natrafiła na spojrzenie swojego małego, jedynego synka, który musiał być świadkiem jej stanu zdrowia.
-Jeżeli jesteś głodny, to resztki z wczorajszego obiadu masz w garnku.
-Dlaczego tym razem mamo? Co znowu powiedziałaś? -zapytał zbulwersowany Severus
- Nie ważne, nie przejmuj się tym. Zaraz umyję ranę i zaszyję. Nie rób głupstw Severusie. Wiesz dobrze jaki jest twój ojciec, nie miej mu tego za złe.
-Jak mam mu to wybaczyć?! - pokazał palcem na kuchnię- Twój mąż potrzaskał ci czaszkę, zdemolował kuchnię, a ty mówisz o tym jak by to nic dla ciebie nie znaczyło.
-Kocham go, to mi wystarczy, on jest dobry, tylko boi się pewnych rzeczy. Idź do pokoju i daj mi chwilę, przypomniało mi się, że coś dla ciebie mam.
Wszedł do pokoju i położył się na łóżku twarzą do poduszki. Nie rozumiał jak można krzywdzić ludzi, których się kocha. Mimowolnie łzy znowu zaczęły mu napływać do oczu, bał się, że ojciec znowu wróci i wywróci życie jego i mamy do góry nogami.
-Już jestem -weszła Eileen z jakimś pudłem- miałeś to dostać później, ale muszę jakoś ci wynagrodzić to co dzisiaj ujrzałeś.
Podszedł powoli do pudełka ocierając oczy. W środku były ubrania. Popatrzył na mamę, która uśmiechała się do niego i wyciągnęła bardzo szerokie spodnie, z małą dziurą na nogawce. Severus zawsze chodził w brudnych, za dużych na niego rzeczach. Mimo iż te, które miał na sobie były duże i podziurawione, nie widział różnicy w tych 'nowych', nawet nie wiedział skąd jago matka je zabrała. Jego rodzina była bardzo biedna.
-Przymierz tą koszulkę -wyciągnęła czarną szmatę, która według niej pasowała na jej syna idealnie.
-Dziękuję mamo, ale wolę te ubrania, które mam na sobie. Te są za duże nawet jak na teraz. Spróbuję je założyć za rok. Teraz pójdę się przewietrzyć...
-No dobrze, ale wróć zaraz, bo ciemno się robi. Ja odgrzeję ci znowu resztki z obiadu.
W końcu wolność. Wyszedł na dwór, a wiatr rozwiał mu jego czarne włosy po twarzy. Usiadł nad brudną rzeką, która płynęła koło jego domu. W Spinner End oprócz jego zrujnowanego mieszkania stały też inne niezbyt okazałe budynki.
Wpatrywał się jak rzeka porywa zarwane przez wiatr i rzucone na brzeg rzeki gałęzie drzewa.. Rozmyślał jak to będzie w Hogwarcie, kiedy uwolni się od swojego barbarzyńskiego ojca i zbyt wyrozumiałej matki, którą bardzo kochał.
Hogwart to musi być coś wspaniałego, coś innego niż ten świat tutaj, pełen niesprawiedliwości i niebezpieczeństw, żalu, bólu i innych ziemskich okropności. To musi być fajne tak machać różdżką, ratować innych i rozwijać swoje umiejętności, kiedy nikt nie mówi, że jesteś dziwny i nie wytyka cię palcem. Może jak się nauczę takich czarów, które pomogą mi uratować mamę i siebie przed złością taty? To się musi skończyć.. A może zapytam mamy czy nauczy mnie chociaż jakiegoś prostego zaklęcia, żebym mógł się bronić?
Tak rozmyślał i zapomniał, że mama kazała mu być przed wieczorem w domu. Wstał szybko i pobiegł w stronę mamy, która wyszła, aby go poszukać. Ku jego zdziwieniu zauważył Tobiasza, który skradał się w stronę Eileen. Szybko dobiegł do matki i krzyknął ''uważaj!'' rzucając się na ojca.
-Złaź ze mnie ty mały smarku! -krzyknął poddenerwowany mężczyzna.
-Nie! Dlaczego to zrobiłeś mamie! Teraz jeszcze się do niej podkradałeś! Co tam masz za plecami?! Pokaż to! -krzyczał Severus z rozwalonymi włosami po całej twarzy
-Severusie zejdź z ojca -podeszła do nich Eileen i patrzała ze strachem, co też temu Severusowi do głowy przyszło, przecież wie, że Tobiasz jest nieprzewidywalny...
-Spokojnie, spokojnie mały buntowniku, daj mi wstać, a wszystko wam wyjaśnię.
-No dobra, ale nie próbuj sztuczek! -odszczeknął chłopiec i wstał z ojca
Tobiasz wstał i wpatrywał się w przerażone oczy swojej żony i w groźną minę swojego jedynego syna. Powoli wyciągał rękę zza pleców, a ich oczom ukazał się....bukiet kwiatów.
-Eileen -podszedł do kobiety i ukląkł- przepraszam cię za dzisiaj, wybaczysz mi?
-Tobiasz oczywiście! -rzuciła mu się w ramiona
Severus rozgoryczony wbiegł do domu i zamknął się w swoim pokoju. Znowu to samo!
Jaka ona jest głupia, przecież to jego schemat działania. Krzywdzi, a potem przeprasza. Założę się, że jeszcze dzisiaj znowu na nią nawrzeszczy i wyjdzie nie wiadomo dokąd. No cóż, chcę już do Hogwartu, chcę odciąć się od nich wszystkich i pożyć w końcu, w spokoju, między ludźmi, którzy mnie zaakceptują.
Roześmiana para rozsiadła się w salonie i podśmiewała się, kiedy w tym momencie Severus był głodny jak pies. Nic nie jadł cały dzień, ale bał się zejść na dół, aby przypadkiem znowu nie rozwścieczyć Tobiasza. Lubił te chwilę, kiedy zachowywał się jak prawdziwy kochający ojciec, szkoda, że prędzej, czy później zmienia się w ohydnego łotra, dla którego nic i nikt nie ma znaczenia.
Przebrał czarne za duże szaty, w szarą suknię z dziurami, która dla jego mamy wyglądała jak piżama. Położył się i zanim zasnął usłyszał co czego się spodziewał, krzyk. Tej nocy w Spinner End nikt nie zaśnie w spokoju.