Rozdział 1

10 2 1
                                    

Madelyn siedziała przy swoim stanowisku pisząc kolejny artykuł gdy podszedł do niej pewien mężczyzna.
-Jak ci idzie pisanie- zapytał, bezczelnie patrząc się w jej dekolt.
-Dość sprawnie- kobieta starała się nie zwracać na to większej uwagi.
-Co powiesz na małą kolację, dziś tylko ty i ja po....
-Bardzo mi Szef schlebia ale nie mogę. Mam córkę, która wymaga ciągłej uwagi.
-No cóż, to w takim razie będziesz musiała wyjechać na parę dni.- oczywiście, stary pierdzący od kilku lat w stołek gnój robi to specjalnie.
-Czy to konieczne?- zapytała starając się na pozór utrzymać nie zmienny wyraz twarzy.
-Ależ oczywiście. Potrzebujemy kogoś w Egipcie.- ten jego arogancki uśmieszek wyprowadził by z równowagi nawet mnicha buddyjskiego.

Madelyn nie miała wyboru, musiała zacząć myśleć nad tym gdzie powinna zostawić córkę na czas jej nie obecności. Wykluczone było zostawić ją samą w domu.

W tym samym czasie w jakiejś melinie:

-Wszyscy na ziemię ale już!
16-letnia Sophia była już w trakcie opracowywania 3 planu ucieczki z budynku. Miała do wyboru okno po lewej stronie, drzwi na wprost oraz schody po prawej. Biorąc pod uwagę, że są na drugim piętrze, a z zza drzwi dobiegają odgłosy strzałów wybrała schody.
-Hej, a ty gdzie się wybierasz!
Siwy mężczyzna w garniturze zaczął biec za dziewczyną. Pędem zaczęła przeskakiwać barierki schodów dzięki czemu była na parterze w zaledwie kilka sekund.
-Stój bo strzelam!-usłyszała za sobą. Szybko uskoczyła na bok za ścianę i pobiegła ile sił w nogach do drzwi na tyłach domu. W tym momencie zadzwonił telefon <mama>. Odrzuciła połączenie i pchnęła drzwi prowadzące do wyjścia. Wpadła jak śliwka w kompot, wprost do rączek policji.

Gdy dojechała do Scotland Yardu  została posadzona obok ludzi którzy byli w budynku razem z nią. Czekała ponad godzinę gdy została wezwana do gabinetu, jak się później okazało tego samego mężczyzny który ją gonił.

-Czy ty w ogóle jesteś pełnoletnia ?- Sophia była świetną aktorką, więc pozostało jej grać rolę którą znała na pamięć.

-W sumie to nie wiem, lekarze powiedzieli mi że doznałam trwałej amnezji jakieś rok temu, nie wiedziałam jak mam wrócić do domu więc zamieszkałam w tamtym budynku.

-Okej.- inspektor podniósł słuchawkę- Anderson, przynieś mi dokumenty.

Po kilku minutach do pokoju wszedł młody mężczyzna z kilkoma dowodami i kartami ucznia w ręku. Rozłożył wszystko na stole na przeciw Lestrade.

-No to popatrzmy na to- powiedział inspektor nachylając się nad dokumentami- przeszukaliśmy parę torb i torebek w poszukiwaniu dokumentów, zadziwiające jak wiele osób w pośpiechu zapomniało swoich rzeczy.

-Zadziwiające- odpowiedziała sarkastycznie starając się nie patrzeć na swoją kartę ucznia na stole.

Lestrade zrobił zadowoloną minę biorąc do ręki nieszczęsny kawałek plastiku

-Dziś jest twój szczęśliwy dzień, poznasz swoją tożsamość panno- spojrzał na plakietkę i przeczytał- Sophio Holmes.

Inspektor spojrzał wymownie na kartę

-Dobra. Dobra... Podam numer do mamy. Tylko nie mówcie nic tacie, coś tam wspominał o tym że wam pomaga.

-Jak się nazywa twój ojciec ?

Sophia przewróciła oczami i odpowiedziała po cichu
-Sherlock Holmes, coś mało pan domyślny jak na detektywa- uniosła dwa palce w geście cudzysłowia, zaznaczają ostatnie słowo.

Sophia Holmes Where stories live. Discover now