Opowiem wam naszą historie.Pewnego dnia ja z dwoma przyjaciułmi postanowiliśmy iść na wagary.Stwierdziliśmy że wybieżemy się do "Pareczku" który znajdował się na naszym osiedlu.Niestety był jednak jeden problem jak się tam dostać i nie być przyłapanym przez policję na wagarowaniu.Szkoła a dokładnie gimnazjum w którym się uczymy znajduje się na sąsiednim osiedlu.Po krótkiej naradzie postanowiliśmy iść przez tory kolejowe.W drodze do "Pareczku" zastała nas mgła i wszystko by było dobrze gdyby nie to że z oddali dochodziły dziwne dźwięki jakieś krzyki ale ja potrafiłem sobie to wytłumaczyć w ten sposób że to jest nasza wyobtaźnia i tyle.Kiedy weszliśmy już do niego było tam ciemno,zimno,ponuro i nawet bym powiedział że troche mroczno i strasznie.W pewnym momencie Irek czyli jaden z moich kompanów stwierdził że mamy iść inną drogą niż zwykle.Zapytacie pewnie co znaczy "inną drogą niż zwykle"? Chodzi o to że zawsze mieliśmy swoje ścieszki którymi poruszaliśmy się po tzw "Pareczku".Jednak tym razem postanowiliśmy iść inną trasą.Gdy przechodziliśmy pod wierzbą płaczącą przeszły nas ciarki i zrobiło się nam mega zimno.Jakoś specjalnie się tym nie przejeliśmy.W pewnym momencie usłyszeliśmy krzyk jakieś kobiety.Ja jako że jestem największy z naszej ekipy i najmniej się boje takich miejsc postanowiłem udać się w tą strone z której dochodził dźwięk. Okazało się po dotarciu tam że nikogo nie ma i stwierdziliśmy że ktoś najzwyczajniej w świecie robi sobie jaja z nas.W oddali dostrzegliśmy jakąś postać lecz nie mogliśmy nic więcej powiedzieć bo była za daleko.