I

623 49 21
                                    

Stali na środku ogromnego, przeszklonego salonu w Stark Tower. Właściciela owego budynku obejmowała szczupła kobieta, mniej więcej jego wzrostu.
— Przykro mi, Pepper. Tak cholernie mi przykro — szeptał do jej ucha, próbując chociaż trochę uspokoić swojego gościa.
— Tylko ona mnie rozumiała — pociągnęła nosem. — Jedynie Rosalie wiedziała o... — urwała, nie chcąc mowić o chorobie.
— O czym wiedziała jako jedyna? —Stark odsunął od siebie asystentkę, łapiąc ją za brodę.
Ze dziwieniem wymalowanym na twarzy lustrował przekrwione białka Potts, zalane łzami blade policzki oraz wymalowane na różowo wargi. Jej oddech był bardzo płytki; chaotycznie łapała każdy haust powietrza.
— Tony, to nie jest dobry moment na taką rozmowę — odeszła od niego na kilka kroków.
Podeszła do ogromnego okna, nieobecnym wzrokiem spoglądała ku oświetlonym budynkom i portowi w Nowym Jorku.
— Owszem jest. Z tego, co wiem jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele chyba są ze sobą szczerzy, tak? — w gardle formowała mu się ogromna gula, walczył z nią, by nie odebrała żadnego słowa, które chciał wypowiedzieć.
— Tak, masz rację. — Zagryzła dolną, bardzo spierzchniętą wargę.
Było jej bardzo słabo pod każdym względem. Fizycznie; głowa pękająca w szwach i wewnętrzna pustka zmieszana z niepokojem. Psychicznie była roztrzaskana na milion kawałeczków. Nawet nie pamiętała dokładnie jakim cudem znalazła się w wieży Starka. Zadzwonił telefon.
Pani Potts? Przykro nam, ale pani przyjaciółka Rosalie Johnsson popełniła samobójstwo, rzucając się z wieżowca.
Pamiętała tylko wejście do autobusu, a następnie pokój w jego wieży. Poziom adrenaliny we krwi Pep był tak wysoki, że wspomnienia między telefonem z policji a wtargnięciem do domu szefa, zatarły się całkowicie.
— Chciałam już dawno powiedzieć ci o tym, ale nie miałam sił i odwagi —westchnęła głośno. — Usiądźmy, bo to długa historia. — Wsazała na białą sofę, za którą rozciągał się piękny widok nocnego miasta. Gdzieś w oddali widać było światła portowe, które świecąc, pozwalały statkom na bezpieczne odpłynięcie i przypłynięcie.
Kiedy zasiedli na kanapie po turecku odezwała się cicho:
— Złapiesz mnie za rękę, Tony?
— Jasne — brunet uśmiechnął się, łapiąc przeraźliwie zimną dłoń kobiety.
Zamknęła oczy.
— Wszystko zaczęło się, gdy miałam dwanaście lat... Mój umysł zaczął podpowiadać mi, że jestem gruba jak świnia. Obrzydliwy brzuch, tłuste nogi, nie widziałam obojczyków. Faktycznie, miałam te dziesięć, może piętnaście kilo nadwagi, ale do tamtej pory nie dbałam o to — głos panny Potts ucichł na chwilę. — Głodówki... oh, jak ja je uwielbiałam! — Rozpromieniła się. —Próbowałam prowokować wymioty, ale byłam na tyle beznadziejna i słaba, iż nie potrafiłam tego zrobić. — Roześmiała się, przypominając sobie te wszystkie nieudolne próby pozbycia się treści pokarmowej. — Kanapki oddawałam koleżankom, w domu jadłam zazwyczaj jedno danie, pochłaniałam wodę litrami, a gumę do żucia paczkami... Schudłam trochę, bo była to głownie woda. Pamiętam, jak była dziewczyna mojego brata powiedziała: Schudłaś, lepiej wyglądasz. — Konstruktor przeraził się, słysząc i widząc z jakim szczęściem mówiła. — Kochałam, kiedy budziłam się rano, czując potworne burczenie w brzuchu. Kontrola, uczucie władzy nad ciałem. To takie przyjemne i sadysfakcjonujące, wiesz? —uśmiechnięła się, eksponując uroczy dołeczek w lewym policzku.
Nagle uśmiech przerodził się w poważny wyraz twarzy, a przez nią samą przebiegły ciarki.
— Utraciłam okres na trzy miesiące; to był sygnał ostrzegawczy. Pomyślałam, że coś jest nie tak, przecież to wyznacznik zdrowia — upiła łyk jeszcze ciepłej herbaty, którą Stark zrobił zaraz po tym, jak wpadła do apartamentu. — Zaczęłam bardzo zdrowo jeść, dbać o siebie, ćwiczyć. Na jakiś czas udało mi się zatrzymać zaburzenia. Wtedy wyglądałam dobrze... Byłam w gimnazjum, w drugiej klasie. Od zawsze bardzo dobrze się uczyłam. Wzór uczennicy, córki i tak dalej, ale nikt nie liczył się z tym, że nauka mnie wyczerpuje fizycznie i psychicznie... Chodzenie na zajęcia z biegunką oraz zarywanie nocy na uczenie się, fajna sprawa, nie? Miałam problemy z matematyką i fizyką, mi wystarczyła czwórka, ale mojej mamie nie. Zawsze, gdy dostałam gorszą ocenę niż cztery było gadanie, że się nie uczę, że potrzebuję korepetycji — po policzkach popłynęło pięć łez. — Nikt nigdy nie zapytał o moje samopoczucie, bo przyklejony uśmiech działał cuda. Logiczne było to, co odpowiedziałabym, ale ważne, że czułabym zainteresowanie ze strony drugiej osoby
— A znajomi? Przyjaciółka? Ktoś z rodziny? — Tony przerwał jej przejętym tonem.
— Nie chciałam nikogo obciążać. Każdy miał swoje problemy. Uważałam, iż sama sobie poradzę ze wszystkim... — przelotnie spojrzała na palce miliardera, których szorstkie opuszki kreśliły kółka na jej wykremowaniej dłoni. Tak błahy gest dodał jej dużo odwagi; chciała się otworzyć przed nim calkowicie, chciała mieć wszystko za sobą. Czując wsparcie z jego strony kontynuowała swą spowiedź:
— Pamiętam, jak rozpłakałam się w przymierzalni, kiedy musiałam ubrać na siebie rozmiar czterdzieści, a nie trzydzieści sześć. To wtedy rozpętało się piekło... — urwała, starając się poskładać kolejne słowa. — Anoreksja to suka, która wraca w najmniej odpowiednim momencie. Mordercze treningi, same warzywa i owoce, obsesyjne liczenie każdej kalorii, gramów cukru, tłuszczu, węglowodanów. Nikt oraz nic nie było w stanie spowodować, że nie poszłabym biegać albo ćwiczyć w domu...Doszłam do wagi czterdziestu kilo przy wzroście metr siedemdziesiąt pięć! Możesz sobie tylko wyobrazić, jak wyglądałam wówczas. Skóra naciągnięta na kości, włosów prawie nie miałam, a po moich długich, pięknych paznokciach pozostało tylko wspomnienie. To cud, że nadal żyję! — Obraz przerażonego oraz jednocześnie zmartwionego Starka zaczął się zamazywać, a czaszka łupać jeszcze bardziej. — Gdy zamknęli mnie w psychiatryku, poznałam Rose. Leżała tam przez próbę samobójczą; została zgwałcona przez nauczyciela. Nie pytała, tylko była i słuchała — rozpłakała się, nie licząc który raz dzisiaj.
Na samą myśl o szpitalu, w którym spędziła ponad pół roku życia, miała ciarki na plecach. Serce zaciskało się w piersi, a oddech stawał się płytki. To była jedna z tych rzeczy, o których chciała zapomnieć, wymazać z pamięci, pozbyć się, wyprzeć w jakikolwiek sposób. Pogodziła się z tym, że nie będzie mogła mieć potomstwa... Ale wykreślenie ze wspomnień schizofreników, anorektyczek i bulimiczek, nierzadko wyglądających gorzej niż ona sama albo samobójców, którzy chcieli zakończyć swoje życie, czasem nawet kilkukrotnie, było niewykonalne. Głębokie rany na nadgarstkach, ślady po sznurze na szyi, wątroby powyniszczane przez leki, krzyki za dnia i nocą oraz podkrążone oczy codziennie były w harmonogramie dnia każdego z pacjentów oddziału zamkniętego.
— Tony, tak bardzo za nią tęsknię —wtuliła się w rozgrzane ciało szatyna.
Stark czuł okropne kłucie w okolicy reaktora, a pod powiekami zbierały mu się słone łzy. Nie mógł patrzeć, jak jego Virginia wypłakuje swe zawsze błyszczące oczy oraz słuchać o tym, jak niszczyła sama siebie. Nie chciał dopuścić do wyobraźni wizji kościotrupa Pepper. Natychmiast zacisnął powieki, potrząsając głową, aby odrzucić od siebie te okropne obrazki. Została jeszcze kwestia niejakiej Rose Johnsson. Mimo, że nie znał osobiście najlepszej przyjaciółki sekretarki, to żałował jej szczerze. Tak bardzo chciał, aby Rosalie żyła; była młoda, piękna, wykształcona, ale schizofrenia nie wybiera.
Siedzieli przytuleni pół godziny, może więcej; oboje utracili rachubę czasu. Anthony uspokoił się, gdy Pep zaczęła wolniej oddychać, a potem zasnęła z głową opartą o jego ramię. Cicho poprosił Jarvisa, by przygotował pokój gościnny dla blondynki, ten który znajdował się niedaleko jego własnej sypialni, tak w razie czego. Osobiście zaniósł ją do przestronnego pomieszczenia, w którym stało tylko drewniane łóżko z granatową pościelą, komoda i szafa wykonana z tego samego surowca, co rama łoża, a na kremowych ścianach wisiały rożne krajobrazy, wykonane przez Rogersa. Właściciel Stark Industries okrył szczelnie kołdrą gościa, wiedząc jakim zmarzluchem jest owa dziewczyna. Nachylił się nad nią oraz pocałował w czoło, życząc dobrej nocy. Całe szczęście, że przyszła do niego w wygodnych ubraniach, dzięki którym mogła spokojnie się wyspać. Wychodząc z gościnnej izby, przetarł zmęczoną twarz dłonią i stwierdził, że jest zbyt wyczerpany, aby cokolwiek robić w warsztacie. Marzył o swoich ulubionych, czarnych dresach, starym podkoszulku, ciepłej pierzynie i ukochanym jaśku. Myśląc, o tak przyjemnych sprawach, prawie usnął na stojąco. Sunął stopami po ciemnych panelach w stronę łazienki, żeby umyć zęby, a także zmienić dżinsy i koszulę na coś bardziej nadającego się do spania.
— Jarvis, jeśli z Pepper będzie coś sie dziać, to budź mnie natychmiast. — Wychrypiał do sztucznej inteligencji. — Dobranoc.
— Oczywiście, panie Stark. Dobrej nocy.

                         ***

Ze słodkiej krainy snów wyrwał go cichy głos Potts oraz dotyk jej szczupłych dłoni o długich palcach.
— Wybacz, jeśli cię obudziłam, ale boję się spać sama. Ciągle wyobrażam sobie, jak Rosie rzuca się z tego przeklętego dachu — Stark nie chciał, żeby  ponownie zalała się łzami, więc przyciągnął ją do siebie, mruczywszy coś przez udawany sen.
Dziewczyna przytuliła się do niego ufnie z myślą, że nigdy mógłby jej nie wypuszczać z objęć. Dobrze wiedziała, iż konstruktor już nie śpi i postanowiła wykorzystać owy fakt.
— Dziękuję, Tony — delikatnie pocałowała go w sam środek wąskich ust. — Za wszystko. — Pogłaskała zarośnięty czarnymi włoskami policzek.



Mój pierwszy raz z opowiadaniem na temat Tonego Starka. Poprawiona wersja shota opublikowanego kilka dni temu. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Do następnego!

Will You Take My Hand, Tony? (OneShot)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz