Cisza w domu.
Jedynie słychać dźwięk przyciskanych przeze mnie klawiszy klawiatury, podłączonej do komputera firmy "Philips".
Gram w gry na stronie pod nazwą "Friv" (gorąco polecam xD). Pokazał mi ją kiedyś mój brat, który teraz jest u babci.
Mimo gier, bardzo się nudzę.
Rodzice musieli pojechać do Warszawy.
Więc takim oto sposobem znalazłam się sama w domu. Domu, w którym panuje cisza i inne negatywne emocje.
Co jakiś czas można usłyszeć dźwięk sutkających pazurów psa o żółte i białe płytki, ułożone jako podłogę w salonie i na korytarzu.
W pomieszczeniu rozległo się szczekanie mojego psa.
Byłam zmuszona odczepić się od komputera i wstać. Zrobiłam parę kroków i znalazłam się przed drzwiami do przedsionka. Zawołałam psa, który po chwili znalazł się obok mojej nogi. Umiejscowiłam dłoń na klamce i popchnełam.
Boni odrazu wyszła do pomieszczenia. Ja poczułam lekki chłód, oznaczający, iż kto tu był ostatni, nie domkną drzwi.
Ruszyłam ku ich stronie.
Kątem oka widziałam, jak Boni - suka, którą dostałam na urodziny - macha ogonem, w geście szczęścia.
Powtórzyłam ruch , czyli chwyciłam klamkę drzwi na zewnątrz i pociagnełam.
Drzwi się otworzyły, a pies mógł spokojnie wyjść na dwór.
Boni odrazu przyłączyła się do Berego - drugiego psa. A przy murze po mojej lewej stronie zauważyłam kota.
Na dworze wieje straszmym chłodem, więc pozostawiłam lekko uchylone drzwi. Co się dziwić, jest koniec Listopada.
Stałam tak jeszcze chwilę, patrząc się na psy, biegające po podwórku i merdahące ogonem w geście szczęścia.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Lecz mój uśmiech szybko znikł. No bo... czy to normalne, iż ma się wrażenie, jakby coś biegło w twoją stronę?
Mój wzrok padł na pole między płotem, który oddzielał moje podwórko od drogi, a lasem pół kilometra dalej.
Na początku nic nie widziałam, lecz gdy przyglądamłam się dłużej dostrzegamłam wirujący kurz w powietrzu.
Jest go coraz więcej.
Nagle wyłaniają się jakieś biegnące istoty. A dokładniej całe stado, watacha.
Coś pomiędzy wilkiemi, a niedźwiedziemi. Na oko, bardzo puchate, mekkie futerko, skupcy skóry zrobiliby z nich piękne płaszcze... lecz z drugiej strony, groźne, nie mające w sobie ani kryty strachu stworzenia biegły prosto na mój dom.
Jestem przerażona, wręcz sparalizowana.
Uroki mieszkania w lesie się kłaniają.
Co teraz będzie? Zjedzą mnie, jak swoją zwykłą, codzienną ofiarę?
Dźwięki, które wydają są strasznie nie miłe dla uszu - długie, wyraźne i strasznie głośne.
Uciekać - nie ma po co. I tak mnie złapią i zagryzą.
A jeśli zamknę się w domu? Ale psy? Boni, Bery... nie zostawię ich samych!
Otworzyłam drzwi i zaczęłam je wołać. Żeby nic im się nie stało.
One nie reagują, nie widzą też narastającego zagrożenia. Zupełnie jakby były zahipnotyzowane.
Nie poddaje się. Wołam je dalej, kucają przy tym.
Czuję jak pierwsze łzy płyną mi po policzkach.
Boni nie może zginąć. Zabardzo się do niej przywiązałam.
- Boni, choć do mnie. - odwraca łeb w moją stronę i wywala język z mordy.
Czyli jednak nie są zahipnotyzowane, uff...
Ale ten ruch. Mama mi opowiadała kiedyś, że oznacza zdenerwowanie.
Spojrzałam jak daleko są 'napastnicy'.
Porażka drugi owego wieczoru zamarłam.
Wszystkie zwierzęta stały za płotami. Kopały w ziemi, wyły, skakały - jednym słowem - wszystko by się przedrzeć na podwórko.
Jak by odciąć podwórko od ziemi dookoła. Na moim podwórku pasowałby spokój, zrelaksowanie. Lecz po drugiej stronie... istne piekło - kurz, pył wszędzie. Hałas nie do zniesienia.
Ale to...
Zerwałam się na równe nogi.
... to zwierzę wtargło na moje podwórko! Ale jak?! Dwumetrowy płot?!
No dobra, w tym miesiącu jest trochę skrzywiony, polamany... nie wiem jak to nazwać. Rodzice mieli się tym zająć gdy wrócą.
W szoku, który powstał i był z daleka widoczny w moich oczach, spojrzałam na Bonisię.
Ona tego nie widzi. Ale jak?!
To pytanie pojawia się dziś bardzo często.
Ale jak?!
Jak to możliwe?! A te przerażające odgłosy?!
A Bery? Berry też tak samo. Kot bez różnicy. Nie widzą tego. Jakby słuch straciły.
Ten wilk - zdążyłam zauważyć, że znacząco różni się od niedźwiedzia - wszedł już na podwórko, a teraz zbliża się do drzwi.
Jakby odruchowo zamykam drzwi i przekręcam klucz w zamku.
Tez zaczęłam się cofać, by nie zmniejszać odległości pomiędzy mną, a wilczkiem.
Mimo, iż jest wielki, to ma piękne oczy - krwisto czerwone z drobinkami złota.
Wydawał się z jednej strony straszny i niebezpieczny, a z drugiej strony - po prostu chciałam do niego pobiec i przytulić, poczuć jego miękką sierść na twarzy. Nawet słodko wyglądał.
Usłyszałam jakby prychnął. Jakby chciał powiedzieć: 'Nieprawda! W cale nie jestem słodki!'.
Oj. Jesteś, jesteś... popatrzył się na mnie i... POKAZAŁ SWOJE KŁY!
Gdy ujrzałam je w pełnej okazałości - odskoczyłam z przerażeniem.
Oczywiście jestem niezdarą i upadłam.
Nie mam siły wstać.
Ja nie chcę jeszcze umierać!
(Mimo, iż mam objawy depresji)On ma wielkie... nie. On ma OGROMNE kły.
Podnioszę głowę, a mój wzrok natrafia na zwierzę, ale nie wygląda tak jak wcześniej - lecz jest teraz patrzył na mnie z troską.
Zbliża się.
Zrobił kolejny krok w moją stronę - jest już przy drzwiach.
Nagle widzę ciemność.
Czekaj. Nie... stop.
Zamknęłam oczy, dlatego widziałam ciemność.
Ponownie je otworzyłam, ale tym razem wilka nie było.
Nie było strachu, niepewności...
Pozostał jedynie mrok... mrok panujacy w moim pokoju.
Był tylko mój pokój i ja...
Niewyspana przetarłam oczy.
Na wprost - moja szafa, na lewo dywan, a trochę dalej biurko. A ja... ja leżę na moim łóżku. (Bez skojarzeń, proszę).
^-^
PS
Mam nadzieję, że wy się wyspaliście ;D
CZYTASZ
Bang || Wypisane one-shoty
Historia CortaOna (czyt. Ja) - dziewczyna, z dziwnymi snami i/lub pomysłami. To - opko na watt, w którym pisze Alexis (Mofie, Linn-san, Tomasz, Melancholia, Voldemord, Ina, Słowacki [wybierz sobie jedno])