Rozdział 6: Jimin

2.8K 375 320
                                    

Eluwinka, bałwanki! Pora na rozdział! Mogłabym wstawić go szybciej, ale obiecam sobie, że będę dodawać to opowiadanie na równi z nową wersją. Teraz stwierdziłam, że będę dodawać rozdziały tak szybko, jak tylko napiszę rozdziały do właśnie tej nowszej wersji, zeby nie bawić się w żadne terminy, bo to mnie jednak męczy.

Enjoy, Bałwanki!

Kiedy tylko zobaczyłem jego uśmiech

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kiedy tylko zobaczyłem jego uśmiech... Słodki Jezu i Matko Przenajświętsza, w co ja się wpakowałem? Dałem się wprowadzić prosto do paszczy lwa. Cóż za bezmyślność. Nawet jakbym chciał, to nie mogę zrezygnować. Straciłbym w oczach tak ważnej osoby, a to mogło się odbić na mojej karierze w przyszłości. Nie bez powodu rodzice pozwalają mi chodzić do domu mojego przyjaciela. Kim Hyolyn jest dość znanym w Korei krytykiem kulinarnym, ale to nie wszystko.

Posiada sieć restauracji, które są naprawdę popularne. Każdy polityk chciałby tam jadać. Ten mały as w jej rękawie sprawia, że jest największą plotkarą jaką świat widział. Gdybym teraz się rozmyślił co do tych korepetycji, pewnie powiedziałaby coś w rodzaju − „Park Jimin, przyszłość tego kraju odmówił udzielania korepetycji chłopakowi z biednej rodziny". Każdy myśli przecież, że politycy mają na swojej uwadze ubogie rodziny... Zrujnowałbym ojca i jego marzenia.

Ale nadal... Bałem się poniekąd spojrzenia młodszego. Oczy wydawały się otwarte na wszystko, a jednak gościła w nich pustka, za którą kryły się uczucia i myśli.

− Kihyun, wiesz może gdzie są moje notatki z drugiej klasy? − zapytałem mojego lokaja, gdy stanęliśmy na światłach.

− Zapewne w szafie na końcu garderoby.

− Hm, dziękuję.

− Zawsze do usług.

Pochyliłem się do przodu, by oprzeć łokcie na kolanach. Splotłem ze sobą palce i wbiłem wzrok w przednią szybę, za którą zobaczyłem słup sygnalizacji świetlnej, inne samochody, a trochę dalej ludzi przechodzących przez ulicę. Wtedy rzuciła mi się w oczy grupka nastolatków, ubranych w dresy. Wyglądali na umięśnionych. Czym dłużej im się przyglądałem, tym bardziej uświadamiali mi w jakim towarzystwie na pewno obracał się Jungkook. Zbieranina indywidualności. Różne kolory włosów, szczególnie te nienaturalne typu zieleni czy błękitu, w uszach błyszczące kolczyki i niekulturalny śmiech, którego i tak nie mogłem usłyszeć, bo okna były zamknięte. Wyglądali naprawdę groźnie. W pewnym momencie przed nimi przewróciła się dziewczynka, która uciekła swojej matce. Myślałem, że ją miną, a jednak jeden z chłopaków − ten z zielonymi włosami − pomógł jej wstać i poczekał z nią na matkę... Dziwne.

Gdzieś w duchu miałem nadzieję, że Jungkook też kryje w sobie takie dobro.

Gdy tylko wróciłem do domu, poszedłem przywitać matkę, ale gdy nie znalazłem jej nigdzie, przypomniało mi się, że dziś nie wróci tak szybko. Cały dom dla siebie. Poniekąd. Przecież mieszkała tu jeszcze służba.

I was a bad boy: jjk +pjm (ORYGINAŁ)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz