PROLOG

225 26 25
                                    

Witaj drogi czytelniku! Bardzo cieszy mnie twoja obecność tutaj. Będę również bardzo zadowolona, jeśli postanowisz podzielić się swoją opinią na temat moich bazgrołków w komentarzu ^^. To opowiadanie jest dla Ciebie, dlatego liczę się w Twoim zdaniem. Teraz, już bez zbędnego gadania, zapraszam Cię do lektury :).

Stąpałam bosymi stopami po lodowej tafli jeziora. Byłam na samym jego środku i jak obłąkana wpatrywałam się nieustannie w jeden punkt. Po moich policzkach spływały strugi łez.

Nie wiem, co czułam. Nie zanosiłam się spazmami. Po prostu stałam i płakałam.
To był koniec. Już nigdy więcej nie zobaczę mojej matki i małego brata. Ojca nie znałam... Nie sposób znać kogoś, kto porzucił cię zanim się urodziłeś. 

Mieszkaliśmy w trudno dostępnej i mroźnej części Rosji w niewielkim pałacu. Nasza rodzina była kiedyś znanym i szanowanym rodem, ale w pewnym momencie jej czas na kartach historii się urywa. Zbyt wiele było w niej niezwykłości, aby mogła ujrzeć światło dzienne.

Spędziłam w tym cudownym miejscu dwadzieścia trzy lata, tu się urodziłam...
Teraz stałam i bezradnie wpatrywałam się w płonącą posiadłość. Zostawiłam tam wszystko, a właściwie reprezentowany przez pauzę – ktoś mi to odebrał...

Zacisnęłam pięści, a lód pode mną cicho zachrzęścił.
Nie miałam pojęcia kto za tym stał, ale byłam pewna, że odnajdę tę osobę.

Po długiej chwili, kiedy wreszcie uspokoiłam emocje, odwróciłam się i ruszyłam w drogę.
Cudowna, zimna tafla lodu z każdym moim krokiem stawała się grubsza i mocniejsza. Była mi posłuszna.

Pani mrozu, królowa zimy... Okoliczna ludność tak właśnie mnie określała. Z pozoru, można by pomyśleć, że mieli mnie za jakiego tyrana, ale było wręcz przeciwnie. Doskonale wiedzieli, że zawsze mogą liczyć na pomoc naszej rodziny. Wiedzieli również, że muszą dotrzymać tajemnicy, abyśmy dalej mogli tu przebywać. Teraz wszystko przepadło. Musiałam się stąd wynieść.

Powoli oddalałam się od mojego dawnego życia. Nie chciałam znowu ukryć się gdzieś na odludziu i czekać, aż morderca wreszcie przyjdzie i po mnie. W głowie powstawał nowy plan. Już wiedziałam, co mam robić.
Przedsięwzięcie raczej ryzykowne, ale nie bardziej, niż bezczynne czekanie na śmierć...

Kiedy już całkowicie odzyskałam kontrolę nad rozsądkiem, uważnie przeanalizowałam swój ubiór. Byłam w stanie określić go jedynie słowem tragiczny. Wyglądałam, jakbym cudem wyrwała się z napadniętej, średniowiecznej wioski.
Obdarta, szara od dymu i sadzy sukienka, bose, czarne stopy... Całe ciało było pokryte tym brudem. Moja przygoda musiała niestety poczekać do czasu kąpieli. No i naturalnie, należałoby znaleźć również jakieś przyzwoite ubrania. Najbliższe sąsiedztwo znajdowało się dwa kilometry stąd, więc tam właśnie się udałam.

Po półgodzinnej wędrówce moim oczom ukazał się niewielki, drewniany pensjonat. Bardzo rzadko, ale jednak, zjawiali się u nich goście pragnący odciąć się od rzeczywistości. Nie było tu zasięgu, a prąd czerpano z agregatu. Z kolei po paliwo do niego, trzeba było jechać trzy dni saniami do najbliższego miasta. Samochody nie dawały sobie rady w tej okolicy.

Podeszłam do drzwi, skuliłam się i zaczęłam drżeć. Dla mnie niska temperatura nie była problemem, ale musiałam przynajmniej stworzyć pozory tego, że jestem przemarźnięta. Na wypadek, gdyby był tam ktoś niewtajemniczony. Zapukałam.
Po krótkiej chwili otworzył mi Siergiej. Miał już ponad siedemdziesiąt lat, a swoją posturą i przyjazną twarzą przypominał świętego Mikołaja. Przeraził go mój widok.

— Dziecko drogie, co ci się stało? — Położył dłoń na moich plecach i popchnął mnie do wnętrza budynku.— Chodź, zaprowadzę cię do pokoju...— mówiąc to, delikatnie skinął głową w lewą stronę.

Siostra Tego ZłegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz