0.2

220 24 10
                                    

- Odwiozę cię do domu kiedy będę pewna, że nie jesteś już dla nas zagrożeniem- powiedziała szatynka, wkładając do szuflady dwa pistolety, następnie odwracając się w moją stronę i skanując mnie wzrokiem. Po moich plecach przebiegł dreszcz, spowodowany jej intensywnym spojrzeniem.

- Zabiłaś kogoś dosłownie pół godziny temu, ale to mnie nazywasz zagrożeniem. Zabawne- mruknęłam, a dziewczyna cicho się zaśmiała, kręcąc głową.

- Chodzi mi o to, że możesz nas wydać policji, a to przysporzyłoby nam ogromnych kłopotów- odpowiedziała.

- To byłoby samobójstwo. Pewnie zabilibyście mnie zanim w ogóle wyszłabym z komisariatu- zażartowałam, sprawiając, że brunetka ponownie zachichotała.

- Za takich nas masz?- zapytała, unosząc do góry jedną brew.

- Byłam pewna, że podzielę los tego biednego blondyna, którego zabiłaś w lesie- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Miałaś szczęście, że to ja się tobą zajęłam. Z całej naszej paczki tylko ja nie zabijam niewinnych.

- A reszta?

- Gdyby ktoś inny cię dorwał, już byłabyś martwa. Ze mną jesteś bezpieczna, Cabello. Do czasu- powiedziała. Uśmiech od razu zniknął z mojej twarzy.

- J-jak to "do czasu"?

- Kiedy odwiozę cię do domu, nie masz gwarancji, że nikt nie przyjdzie do ciebie w nocy i nie poderżnie ci gardła- odpowiedziała zielonooka, uśmiechając się cwanie. Przełknęłam ślinę, czując jak moje gardło się zaciska. Między nami zapadła cisza, przerwana po kilku sekundach jej chichotem. - Żartuję, nikt cie nie skrzywdzi, Cabello. Gdybyś tylko widziała swoją minę...

- Nienawidzę cię- mruknęłam, po chwili także zaczynając się śmiać. Jej śmiech był zdecydowanie zaraźliwy.

- Jesteś głodna? - zapytała brunetka, ruszając w stronę kuchni. Podążyłam za nią, nie mogąc powstrzymać się od zjechania wzrokiem nieco w dół. Cholera, dałabym się pociąć za taki tyłek.

- Um, nie bardzo. No chyba, że masz lody- odpowiedziałam po chwili, wracając do rzeczywistości. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, po czym otworzyła lodówkę, wyciągając z niej dwa pudełka lodów. Z szuflady wyjęła jeszcze dwie łyżki, następnie prowadząc mnie za sobą na balkon, z którego rozciągał się piękny widok na całe Miami.

Brunetka stanęła przy barierce, opierając się o nią łokciami. Zatrzymałam się obok niej, pochłaniając lody łyżka za łyżką.

- Nigdy nie powiedziałaś mi jak się nazywasz- odezwała się po dłuższej chwili, spoglądając w moją stronę.

- Camila- odpowiedziałam z ustami pełnymi lodów. Dziewczyna zaśmiała się cicho, następnie nachylając się nade mną, wycierając sorbet z mojej twarzy. Zarumieniłam się lekko, wiedząc jak niechlujna potrafiłam czasem być.

- Lauren Jauregui- przedstawiła się brunetka, przez dłuższą chwilę patrząc mi głęboko w oczy. W końcu odwróciła się, wkładając między wargi papierosa i głęboko się nim zaciągając.

- Palenie poważnie szkodzi tobie i osobom w twoim otoczeniu- mruknęłam, cytując napis, który znajduje się na każdej paczce papierosów. Lauren wzruszyła ramionami.

Po wypaleniu przez nią chyba połowy paczki, usiadłyśmy na ławce, rozpoczynając rozmowę na temat polityki. Lauren bardzo angażowała się w sprawy polityczne naszego kraju i bardzo przeżywała wybory prezydenckie, które miały odbyć się w tym roku. Słodko wyglądała kiedy ze wzburzeniem krytykowała Trumpa.

Znacie to uczucie kiedy rozmawia wam się z kimś tak dobrze, że moglibyście robić to przez calutką noc, aż do rana? Tak właśnie się czułam, rozmawiając z Lauren. Sposób w jaki dobierała słowa, sposób w jaki myślała i postrzegała różne rzeczy sprawiał, że była wyjątkowa. Sama w sobie. Dużo się o niej dowiedziałam i mogłam stwierdzić, że jest zupełnym przeciwieństwiem tego, za kogo na początku ją uważałam (czyt. bezduszna, zapatrzona w siebie, chamska). Tak naprawdę była niesamowitą osobą, zamkniętą pod przykrywką brutalnej dziewczyny bez uczuć. Cóż, ma obowiązki do wypełnienia i nie winię jej za to. Oczywiście nie usprawiedliwia to zabijania i krzywdzenia innych ludzi.

Lauren była osobą, od której nie ważne jak bardzo chciałbyś trzymać się z daleka, ona i tak będzie wydawała ci się intrygująca i będziesz czuć potrzebę poznania jej bliżej. Albo było to tylko moje odczucie? Większość ludzi pewnie wolała trzymać się na dystans, bo po prostu się jej bała.

A ja? Cóż, kochałam jej uroczy śmiech, sposób w jaki jej oczy błyszczały z podekscytowania kiedy mówiła o czymś dla niej ważnym, kiedy nerwowo przygryzała wargę kiedy zadało się niekomfortowe dla niej pytanie. Oprócz tego była najpiękniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam. Może jednak ten dzień nie był aż tak beznadziejny jak myślałam? Może będzie początkiem czegoś wspaniałego.

********

Hejka robaczki,
chciałam Was tylko poinformować o tym, że przez następne dwa tygodnie rozdziały będą pojawiać się nieco częściej. Thanks to winter break hihi.

Mam nadzieję, że drugi rozdział przypadł Wam do gustu. Pisałam go chyba 20 razy, bo ciągle coś mi nie pasowało. Piszcie w komentarzach co o nim sądzicie.

All the love, N

love me harder (camren) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz