To było lato 1939 roku. Słońce świeciło jasno i gorąco. Z nieba lał się na ziemię żar, niekiedy przerywany tylko lekkimi podmuchami wiatru. Sierpień '39 zapowiadał się wyjątkowo upalnie.
Nad jeziorem, w zaciszu na skraju lasu siedziała Jadwiga Broniewska. W zamyśleniu wpatrywała się w gładką taflę wody. Delikatny wiatr wiejący od strony brzegu nie był jej kompletnie na korzyść. Co raz wpadało jej do któregoś z jasnobłękitnych oczu ziarenko piasku i tylko szybkie mruganie powiekami pomagało przywrócić zdolność normalnego widzenia. Poprawiła opadające na blade policzki kosmyki czarnych jak heban włosów, w końcu wstała i otrzepała sięgającą kolan sukienkę. Ostatni raz spojrzała na jezioro, po czym ruszyła w stronę niedalekiej polany.
Idąc brzegiem lasu rozkoszowała się otaczającym ją widokiem. Słoneczne promyki oświetlały ziemię, jak daleko można było sięgnąć okiem. Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmury, która mogłaby zwiastować niepomyślną zmianę pogody. W powietrzu unosił się zapach świeżo ściętej trawy na pobliskiej łące, należącej do gospodarstwa pana Brzozowskiego. Był on nieco wścibskim sąsiadem babci Jadwigi, Elżbiety Dyblik. Jednak był też przede wszystkim człowiekiem uczciwym i pomocnym oraz pracowitym gospodarzem, więc o stosunki międzysąsiedzkie w tej małej, malowniczej wsi nie było się co martwić. Na ogół było tu spokojnie i cicho, toteż pani Elżbieta z radością zaproponowała wnuczce i jej przyjaciołom spędzenie u niej kilku wakacyjnych tygodni. Wprawdzie znacznie ryzykowała, że szóstka dorastających młodych ludzi zburzy ten ład i porządek, jednak zdawała się tym nie przejmować. Nie robiła sobie też nic z tego, że jej wiekowy, skromny domek gotów jest runąć od nadmiaru hałaśliwych wczasowiczów. Trzeba było wiedzieć, że gdy pani Dyblikowa wpadła na jakiś pomysł, który wyjątkowo jej się spodobał, nie było zmiłuj. Kiedy coś postanowiła, to ni mąż, ni cieszący się autorytetem ksiądz proboszcz czy nawet sam prezydent nie byli w stanie odwieść jej od tego zamiaru.
Jadwiga mimowolnie uśmiechnęła się do siebie, wspominając rozmowę z babcią, gdy ta pod koniec czerwca przyjechała do stolicy w odwiedziny. Gdy wraz z nią i jej rodzicami podzieliła się swoim pomysłem, cała trójka przez długą chwilę nie mogła wykrztusić słowa. Starsza pani tymczasem wygodnie siedziała przy stole, popijając herbatę, wyraźnie zadowolona ze swojej inicjatywy. Pierwsza odezwała się Jadwiga, właśnie w chwili, gdy babcia zaczynała jak gdyby nigdy nic rozprawiać o wystroju mieszkania. Kto wie, może tym sposobem chciała skłonić krewnych do odzyskania zdolności mowy i podzielenia się swoją opinią? Była też wyraźnie uradowana, gdy wnuczka wyraziła gorącą aprobatę co do jej propozycji. Tym właśnie sposobem wylądowali w szóstkę w tym wspaniałym miejscu.
Dziewczyna wyszła na oświetloną słońcem polanę pod lasem. Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, były ułożone w nieduży okrąg kamienie. Drugim był Staszek Borowski wylegujący się na trawie i siedzące niedaleko Lidka i Anka.
- Nie śpij no tutaj, bo się spieczesz na słońcu, Borku – rzuciła Broniewska, przechodząc obok przyjaciela.
- Rozkaz, Różo – odparł Stanisław z rozleniwionym wyrazem twarzy.
W najlepsze drzemał sobie w słońcu i najwyraźniej miał bardzo daleko na uwadze wizerunek, jaki sobą w tej chwili reprezentował. Krócej rzekłszy – typowego młokosa na błogich wakacjach. Wyciągnięty na całą długość na trawie, w wygniecionej koszuli z zawiniętymi nad łokcie rękawami, z jeszcze bardziej niż zwykle, o ile to możliwe, rozwichrzonymi na wszystkie strony jasnymi włosami był uosobieniem uczniowskiej duszy w czasie letnich wakacji. Trzeba jednak przyznać, że w czasie trwania roku szkolnego był niewiele inny. Zobaczenie Staszka Borowskiego, wesołka i marzyciela przy powtarzaniu materiału do lekcji lub dobrowolnym wykonywaniu cięższej pracy fizycznej graniczyło niemal z cudem.
CZYTASZ
Orzeł w koronie
Historical Fiction"Kiedyś ci ludzie mieli wzniosłe marzenia. Jednak wrzesień bezpowrotnie zmienił wszystkich Polaków. Chcieli walczyć o to, by znów w swym godle zobaczyć białego orła w koronie. Po raz kolejny ten naród marzył, by odzyskać niepodległość. By móc powied...