Rozdział 2

263 20 1
                                    

Może nie żyłam w idealnym świecie, lecz to była jedyna znana mi rzeczywistość.

Dla mnie było idealnie, aż do tej pechowej soboty. Cofnijmy się więc o kilka dni...

Sobota-dzień odpoczynku od szkoły, dzień paradowania po domu w samej piżamce z kubkiem bawarki i ciepłym domowym ciastem. W soboty obowiązują specjalne zasady:

1.Nie wstajemy z łóżek przed 11 bez potrzeby;

2.Śniadaniem jest CIASTO;

3.Nie przeszkadzamy innym się obijać;

4.I najważniejsze! Żadnych odwiedzin sąsiadów!

Ta sobota całkowicie sprzeciwila sie naszym zasadom! O ósmej zadzwonił, może lepiej powiedzieć zabrzmiał, w całym domu dzwonek od drzwi. Postawil on na nogi wszystkich. Razem z Wladimirem i Eli poczłapaliśmy "przywitać" przybyłych. W momencie otwarcia dzwi ujrzeliśmi parę uśmiechniętych ludzi około 30. Jako jedyny męski przedstawiciel domu pośród naszej trójki Wladimir przejął inicjatywę.

-Przepraszam kim państwo są?-Piękna kobieta, wyglądająca na modelkę odpowiedziała:

-Witam. Jestem Concordia La Duca, a to mój mąż Virtus La Duca.-W tym momencie spojrzenia Eli i moje się spotkały. Jej wzrok mówił jedno, miałyśmy kłopoty. Jak z procy wyskoczyłam i pobiegłam do pokoju wujostwa.

-Oni tu są!-Mówię przerażona.

-Czekaj młoda, łącze wątki!-Mówi zaspanym głosem Bil.

-Kto? Oby tylko nie sąsiedzi!-Mówi przejęta Carla.

-Gorzej, dużo gorzej...ktoś kto nigdy nie powinnien się zjawić!-Kiedy tak szeptałam, zaczęłam drapać paznokciami ręce. Prawie natychmiast pojawiły się białe linie.

-Cassiel! Uspokój się i zacznij od początku!-Krzyczy Carla, łapiąc mnie za ręce. I im szybko streściłam co się wydażyło.

-Czyli jestu tu twój brat Carla?-Pyta Bil.

-Tak. Tylko po kiego czorta się tu zjawił!

-Może, aby zabrać Cassiel?-Tak ona to ma wyczucie. W wejściu pojawiła się Gwen.-Na serio oni są z tobą spokrewnieni? Bo wyglądają jak z okładki jakiegoś kolorowego pisemka! A ty co najwyżej jak z okładki psiej karmy! Może ktoś cie podmienił w szpitalu! Hahahaha!-I jak gdyby nigdy nic poszła sobie.

Po zejściu na dół dorośli poszli do salonu, a my posłuchiwaliśmy z balkonu.

-Czego tu szukasz bracie? Ona ma tu prawdziwy dom, a nie tylko pozór domu i bezpieczeństwa!-O tak, ciocia się wkurzyła jedzie im po całości!

-I co z tego to ja jestem jej matką i ja wiem co dla niej najlepsze!-Do sporu wtrąciła się modelka. I trwało to z dobre cztery godziny. Wyrzucali nowe za i przeciw. W końcu zgodzili się i z salomu wyszła zapłakana ciocia. Natychmiast do niej podeszłam i ja przytuliłam. Szeptała mi miłe słowa i przepraszała, że nic więcej jej się nie udało zawojować.

Cicho sza...jestem taka jak wy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz