-Jak mogłeś się z tego śmiać!?- zapytał Scorpius, gdy wychodzili razem z tłumem z Wielkiej Sali.
-Ale to było śmieszne!- odparł Albus, szczerząc się gdy tylko pomyślał o czym mówili.
-On ma jedenaście lat!
-I przewrócił się lądując na twarzy, tuż przed typ jak miał założyć tiarę przydziału, jak mogłoby to być niezabawne?
Rozmawiali o Jacobie Petersonie, pierwszaku który został przydzielony do Hufflepuffu, i który został gwiazdą wieczoru. Kiedy szedł, przypadkiem nadepnął na róg swojej szaty, a potem wywinął orła. Uczniowie zareagowali na to śmiechem, ale po spojrzeniu McGonagall wszyscy ucichli. Albus jednak nie potrafił się powstrzymać i przez kolejne pięć minut zakrywał usta dłonią, by nie wydać z siebie zbyt głośnych dźwięków, obraz chłopca wciąż tkwił w jego głowie, nie dając mu spokoju. Do czasu rozpoczęcia uczty, udało mu się jednak opanować.
- To nie jest zabawne, ponieważ on jest dzieckiem Albus, zachowujesz się podle! – Scorpius kontynuował tonem, który miał być poważny, lecz nie wychodziło mu to, gdyż też uważał, że cała sytuacja była całkiem zabawna.
-Właśnie dlatego to takie zabawne.
Scorpius spojrzała na niego, oczekując wytłumaczenia.
-Jak pierwszaki się przewracają, to śmieszne, jestem prawie pewny, że potwierdzono to naukowo.
Chłopcy rozmawiali przez resztę drogi, gdy w końcu dotarli do kamiennej ściany w podziemiach zamku, która pełniła funkcję wejścia do pokoju wspólnego Slytherinu. Chudy, blady chłopak z ciemnymi włosami i jeszcze ciemniejszymi oczami, który był Prefektem, podzielił się hasłem ''putei bituminis'' z uczniami, którzy po chwili weszli do lochu. Pierwszakom pokój zaparł dech w piersiach, nie mogli oderwać od niego oczu. Podziwiali każdy skwarek pomieszczenia, od przydużych foteli, do pochodni przymocowanych na ścianach, a wszystko wyglądało tajemniczo i złowieszczo przez zieloną poświatę w pokoju. Gdy dzieci zajęły miejsca w fotelach dzieląc się przy tym na grupki, Albus odwrócił się w stronę Scorpiusa.
-Tutaj wszystko będzie zajęte przez całą noc, pierwszoklasiści muszą się przyzwyczaić. Chcesz iść do dormitorium?
-Brzmi jak dobry plan- Scorpius uśmiechnął się. –Wiesz, parę dzieci już zapytało ''Czy jesteś synem Voldemorta'', a nieszczególnie mam ochotę na prowadzenie konwersacji na ten temat, więc tak, zaakceptuję twoją propozycję.
-Jasne- Albus zaczął się śmiać gdy wchodzili po schodach do dormitorium.- To absurdalne, nie jesteś w ogóle jak dziecko Voldemorta; ona była o wiele atrakcyjniejsza niż ty.
-Zaraz zepchnę cię z tych schodów- Scorpius żartobliwie popchnął Albusa.
-Delphi potrafiła latać. Ty nie umiesz latać - kontynuował Albus.
-Przestań- Scorpius wciąż się śmiejąc, popchnął go kolejny raz, teraz jednak trochę mocniej.
-I jej włosy, miała fajne włosy.
-Ja mam fajne włosy!
I to była prawda, jedną z rzeczy które Scorpius uwielbiał w sobie były jego włosy. Jego mama zawsze mówiła, że przez nie ''wyróżniał się''.
-No dobra, faktycznie masz – powiedział mierzwiąc jego włosy.
----------------------------------------------------------
Było coś, przez co uwielbiali dormitorium. Było to podłużne prostokątne pomieszczenie, w całości z kamienia, z sześcioma pojedynczymi łóżkami stojących przy ścianach z obu stron, przez które tworzyła się główna ścieżka od drzwi do równoległej ściany. Mimo iż cały pokój wydawał się oziębły, dla nich był przytulny, gdy tylko się w nim znajdowali czuli spokój i specyficzne ciepło. Łóżko usytuowane blisko okna, ale najdalej wejścia, należało do Albusa, a to stojące koło niego do Scorpiusa. Po chwili obaj znaleźli się na łóżku Albusa i zasłonili kurtyny. Usiedli w siadzie skrzyżnym, naprzeciwko siebie, jedynym źródłem światła pochodziło z różdżki Scorpiusa. W tym miejscu czuli całkowite bezpieczeństwo, intymność, spokój. Tak właśnie, siedząc razem z zamkniętymi kurtynami, chłopcy czuli się najlepiej.
-Lumos Albus, to nie jest nawet złożone zaklęcie – powiedział Scorpius, lekko zaniepokojony tym, iż Albus nie mógł zapalić różdżki.
-Złożone czy nie, nie działa. Spójrz- odchrząknął i uniósł swoją różdżkę.- Lumos.
Rozległ się głośny trzask, a z różdżki wyleciało parę fioletowych iskier.
-Widzisz. Nic.
- To nie było nic- Scorpius próbował dodać mu otuchy, co lekko poprawiło samopoczucie Albusa.- Było trochę światła i dźwięki, to znaczy że twoje czary działają, tylko technika jest zła. Nie jesteś charłakiem, po prostu jesteś ...
-Głupi. Po prostu jestem głupi.
-Nie, nie jesteś. Nie wychodzi ci – Scorpius uśmiechnął się wesoło – ale jestem tu, by ci pomóc.
-Nie musisz, sam dojdę jak to się robi. Nie musisz się o to martwić- powiedział i zaczął powoli odkładać różdżkę.
-Niezła próba, widzę że to cię wkurza. A ja nie pozwolę, by coś ciebie wkurzało.
-Ale ...
-Żadnych ale. Zrobimy to. Teraz – powiedz Lumos- powiedział powoli, podkreślając akcenty w każdej sylabie.
-Lumos- powtórzył nijako.
-Okay, teraz powiedz to jak zaklęcie, a nie jakbyś czytał listę na zakupy po raz setny z rzędu.
-Co?- Albus zaśmiał się głośno, wiedząc, że jego przyjaciel naprawdę starał się pomóc.
-Powiedz to poprawnie. Tak, jak gdy Delphi uczyła cię wymowy zaklęć- Scorpius celowo robił mu na złość.
-Złamię ci nos- w głosie Albusa można było usłyszeć cień powagi.
-Super, ale najpierw nauczmy się tego zaklęcia. Powiedz to jeszcze raz. Lumos.
-Lumos- powtórzył poprawnie akcentując w tych samych punktach co Scorpius.
-Dobrze- Scorpius prawie krzyknął. –Było dobrze, naprawdę dobrze. Teraz weź swoją różdżkę i spróbuj. Musisz lekko ruszyć ręką, lekko.
Albus spojrzał jak robił to Scorpius i podniósł różdżkę, przygotowując się na porażkę.
-Lumos- powiedział, ale jego różdżka znów wypluła parę iskier.
-Już wiedzę gdzie tkwi problem, to ruch. Robisz zbyt szybki i intensywny ruch- Scorpius odłożył swoją różdżkę, przez co nastąpiły ciemności egipskie, i położył swoje ręce na tej, którą Albus trzymał przedmiot, z którego wciąż wylatywały tylko promyczki. – Spróbuj teraz. Pomogę ci.
-Lumos.
Końcówka różdżki zapłonęła mocnym blaskiem. Scorpius zachichotał zadowolony i puścił dłonie Albusa.
-Świetnie! Spójrz! Widzisz, mówiłem że się uda.
-Dzięki – Albus powiedział, uśmiechając się i wpatrując w płomień.- Ale biorąc pod uwagę, że jeszcze ci się nie odciąłem, twoje ręce są naprawdę spocone.
-Oh- Scorpius przestał się uśmiechać, zarumienił się zażenowany.
-Żartuję!- Albus zaśmiał się.- Naprawdę, dziękuję za pomoc.
-Nie ma sprawy, uwielbiam pomagać potrzebującym- odpłacił się.
Skrzypienie drzwi i nadchodzące głosy powiadomiły ich, że inni już szli do dormitoriów.
-Chyba powinienem iść do swojego łóżka. Do zobaczenia rano- powiedział Scorpius szeptem.
-Jasne, do zobaczenia- Albus uśmiechnął się do chłopaka, który ukradkiem wyszedł z jego łóżka, by znaleźć się na swoim. Zasunął kurtyny i schował się pod kołdrą, by jeszcze przez chwilę móc podziwiać światło, które udało mu się wyczarować.
CZYTASZ
Zieleń - Scorbus fanfiction (tłumaczenie)
FanfictionScorpius Malfoy i Albus Potter są niewątpliwie, całkiem dziwną parą przyjaciół. Po ich przygodach podczas czwartego roku, zaczynają piąty ze smutkiem i znużeniem; są przygotowani na powrót do szarej rzeczywistości. Ale gdy dzieją się nieprzewidzian...