☽ Słońce ☾
Błękitne tęczówki patrzyły z góry, Sunshine wyraźnie miała ubaw z przerażonej Moonlight, jej duszy w kształcie człowieka kęczącej nad swoim ciałem, chcącą złapać leżącą na drodze siebie za policzki, jednak dłonie przeniknęły przez nie. Nie widziała by klatka piersiowa leżącego ciała się poruszała, zaczęła się lekko trzęść z przerażenia. Powoli odwróciła głowę w stronę uśmiechniętej blondynki.
-Co się śmiejesz? Zabiłaś mnie!- Krzyknęła wstając z wyraźną frustracją w głosie. Druga uniosła brwi udając przejęcie tymi słowami, prychnęła i splotła ręce pod piersiami.
-Przesadzasz. Wprowadziłam cię tylko w stan eksterioryzacji, oddzieliłam duszę od ciała. Stało się to zanim uderzyłaś w ten samochód, nawet nic nie poczułaś. -Wskazała palcem na kierowcę czarnego pojazdu, z którym Moonlight jeszcze kilka chwil temu miała bliskie spotkanie. Teraz klęczał nad nią wykonując resuscytację. -Prawdopodobnie jak się ockniesz to też nie będziesz nic czuć.
-Czego chcesz?
-Mam propozycję. Oczywiście nie do odrzucenia, daj rękę.- Sunshine wyciągnęła dłoń w stronę drugiej, ta odsuneła się z widocznym brakiem zaufania.
-Wiesz, po tym jak mnie śledziłaś i "zabiłaś", niezbyt chcę ci zaufać.
-Heh, jak chcesz. To nawet i lepiej.- Jej ironiczny uśmiech poszerzył się ukazując przednie uzębienie.
Ścisnęłą dłonią swój łapacz snów, który zmienił się w przedmiot będący połączeniem łuku, berła i laski. Złoty trzon został odpowiednio wygięty w łęczysko, nie posiadał jednak cięciwy. Na górnym ramieniu umocowany był pomarańczowo-brązowy minerał, dolne ramie stępione, by łatwiej stał, wielkość pozwalała na swobodne oparcie się o niego. Sunshine wykonała zamach tą bronią, tak, że Moonlight musiała odskoczyć od toru ruchu, potem stuknęła przedmiotem o ziemię. Zawiał silny wiatr, tak silny, że aż pociągnął je do góry. Blondynka z koczkami przybrała opływowe kształt ciała, więc szybko poszybowała, co musiała nadrobić czekając na drugą- przestraszona miotała się krzycząc, zostając mocno w tyle.
Wiatr przeniósł je w magiczny krajobraz. Wszędzie złote, fioletowe i różowe chmury, w tle błyszczące punkciki, zapach kwiatów. Przyspieszyły, chmury zaczęły przyklejać się im we włosy. Pomiędzy koczkami Sunshine nagromadziła się górka fioletowej masy, wyglądało to komicznie. Ta kraina podtrzymywała inną, wyglądało to jak zwykłe miasto, tylko że w chmurach. Prawie każdy spacerujący miał błyszczący, fantastyczny strój. Budynki utrzymane w pastelowych kolorach, walcowe i wysokie. Nad tym wszystkim wyróżniał się jeden ogromny pałac, pełen szybujących wkoło niego postaci.
Sunshine zgrabnie stanęła na ziemi, a srebrnowłosa Moonlight została wyrzucona i przejechała kawałek po chodniku gołymi kolanami. Pisnęła z bólu i szybko złapała się za bolące miejsce, zastała zdartą skórę, na szczęście bez krwi. Sunshine zaczęła się śmiać z klęczącej dziewczyny, która po chwili, gdy ból minął, poderwała głowę w górę obserwując ten najwyższy pałac. Znajdowały się tuż przed nim, granatowe ściany ciągnęły się jakby bez końca z perspektywy srebrnowłosej, liczne wieżyczki i ogromne okna, białe kolumny podtrzymywały bogato zdobione balkony, widok przepiękny. Za jedną z balustrad dostrzegła teleskop, był ledwo widoczny z daleka, jednak nie mogła go pomylić z niczym innym, zapragnęła się tam dostać.
-Idziemy tam?- Zapytała z nadzieją w głosie, ogromna budowla zafascynowała ją. Blondynka po raz kolejny prychnęła rozbawiona.
-Marzenie. Idziemy tam.- Wskazała palcem na mały, szarawy budynek również o walcowatym kształcie.
Nim Moonlight zdążyła coś powiedzieć, w mgnieniu oka znalazła się wewnątrz jakiegoś pokoju. Ściany były pastelowo różowe, podłoga wyłożona białymi panelami. Mało mebli, tylko łóżko i komoda, a lekka, lecz widoczna warstwa kurzu na nich wskazywała, że pomieszczenie dawno nie było odwiedzane. Przy okrągłym oknie stało samotne lustro, to o dziwo było czyściutkie i lśniące. Dziewczyny znajdowały się w tej samej pozycji co na zewnątrz, Sunshine stała obok drugiej, lecz szybko odeszła, zakręciła się po pokoju z rozłożonymi rękami i głośno wzdychając, powiedziała:
-Witaj w mojej rezydencji! Wstań lepiej z tej podłogi, nie chcę słuchać marudzenia, że jesteś cała w kurzu.
Moonlight posłuchała, wstała i lekko otrzepała ubrania, po wszystkim nie były ani trochę czyste, oblepione brudem z chodnika i resztkami chmur, chciała je zdjąć. Dziewczyna z koczkami podeszła do lustra, ruchem ręki zachęciła drugą by dołączyła do niej, ta o dziwo posłuchała. Dopiero gdy stały obok siebie dało się zauważyć ich różnicę we wzroście, Sunshine była chyba niższa o głowę. Wyższa z nich nie chciała stać w tym pokoju, nie chciała być w tym miejscu, marzyła by wrócić do ciała. Było to bardzo widoczne na jej grymasie twarzy, więc i Sunshine nie mogła tego przeoczyć.
-Eh, słuchaj, to nie był mój pomysł na ściąganie cię tu, myślisz że chciałoby mi się łazić za tobą tyle czasu? Zostałam zmuszona przez tych wyżej, bo jak wiesz mamy dość spory problem z brakiem nocy.
W czasie, kiedy kończyła mówić zdania, znowu zrobiła zamach swoją łuko-podobną różdżką, i strój blondynki zmienił się. Jej włosy spięte w koczki pozostały, lecz dodano kilka pasm z tyłu głowy, miała fantazyjną, złotą sukienkę z upięciami materiału, jedną ręką odkrytą, drugą zaś pod długim rękawem. Dół rozcięty ukazywał blade nogi i złote sandały do polowy łydki, z całego stroju wydobywał się lekki brokat. Wyglądała bardzo komicznie i dziwnie dla Moonlight.
-Jestem odpowiedzialna za powstawanie dnia, kiedyś towarzyszyła mi dziewczyna tworząca noc. Skoro nie ma nocy, nie ma również i jej, to chyba logiczne. Ci z góry, z urzędu, zaczęli szukać zastępstwa. Znaleźli ciebie, mającą jakiś tam procent genów magicznych. Chyba to pochodziło od twojej babci, już nie pamiętam jak mi to tłumaczyli, z resztą mało to interesujące. Zostajesz teraz nowym twórcą nocy, ciesz się, tralala.-Wypowiedź zakończyła nucąc jakąś melodię i klaszcząc dla współrozmówczyni, wymusiła uśmiech.
-A co jeśli powiem nie?
-Ty nie możesz powiedzieć nie, wieczny dzień może doprowadzić do okropnych skutków, takich rzeczy się nie kwestionuje!- Na twarzy niższej z tej dwójki zaczęły czerwienić się policzki ze zdenerwowania, nie liczyła chyba na sprzeciw. Moonlight nie przejęła się tym, prychnęła i splotła ręce na piersi imitując blondynkę z scenerii wypadku sprzed kilku minut.
-Myślisz, że po tym co mi zrobiłaś przyjmę z uśmiechem to co do mnie mówisz?
-Tak, jeśli teraz na twoich barkach spoczywa los wszystkich odczuwających brak snu, brak deszczu, brak możliwości zdobycia pieniędzy z powodu suszy, wtedy się nie zachowuje jak dziecko. Świat potrzebuje nocy.- Tłumacząc, przewijała na tafli lustra obrazy przykładów konsekwencji wiecznego dnia za pomocą swojej "różdżki". Jej twarz wyrażała przejęcie, za to twarz Moonlight nie wyrażała nic, może lekką nutkę obojętności.
-To znajdźcie inną!
-Nie kazali mi szukać innej, kazali szukać ciebie! Czemu nie chcesz się zgodzić?
-Bo jestem człowiekiem a nie jakaś wróżką!
-Chyba już powiedziałam, że masz członka rodziny, który jak ja odpowiedzialny był za jakieś zjawisko przyrodnicze. Odziedziczyłaś część tych genów. Z resztą nawet twoje imię, Moonlight, mówi samo za siebie. -Usiłowała przekonać srebrnowłosą, z dużym przejęciem opowiadała gestykulując. Widać było, że nie chciała się użerać z Moonlight, nie robi tego z własnej woli. Wyższa dziewczyna nie przejmując się powagą słów blondynki, oparłszy o ramę lustra, uśmiechnęła się ironicznie.
-Skoro ja mam kogoś takiego w rodzinie, to pewnie nie jestem jedyna, zabierz mnie stąd, nie pomogę ci.
-Nie ma kogoś innego!- Westchnęła zrezygnowana. -Dobrze, odezwij się jak zmienisz zdanie, Księżniczko.
Kończąc zamachnęła po raz ostatni swoją swoim dziwnym przedmiotem, szepcząc coś, prawdopodobnie zaklęcie. Ziemia lekko zadrżała, a po chwili pojawiła się przepaść idealnie wkoło Moonlight, która zaczęła spadać. Wokół roztaczał się zapach ziemi i straszna ciemność. Nagle znalazła się w krainie chmur, które od razu zaczęły się przyklejać do ubrań. Na szczęście szybko minęła to miejsce i zbliżała się tam, gdzie leżało jej ciało.
Nie wiedziała czy to szczęście, czy pomoc blondynki, bo dusza Moonlight idealnie opadła na swoje ciało. Kiedy to się stało, przed oczami srebrnowłosej zabłysło rażące światło i obudziła się w prawdziwym świecie. Gwałtownie wzięła powietrze do płuc i kaszlnęła kilka razy. Kierowca, który od kilkunastu minut robił jej masaż serca, odetchnął z ulgą, że uratował tą dziewczynę i nie będzie miał jej na sumieniu. Niedługo potem przyjechała karetka, wszyscy byli zszokowani stanem dziewczyny, po groźnym potrąceniu wyglądała i zachowywała się, jakby nic się nie stało. Sunshine nie kłamała: nic ją nie bolało, mogła bez problemu stanąć na własne nogi, lekarze uznali to za cud. Mimo wszystko zabrali ją do szpitala. Gdy zamykali tylne drzwi karetki, Moonlight zauważyła niedaleko przyglądającą się jej Sunshine. Miała pogardliwy wyraz twarzy.