Zawsze zastanawiała mnie jedna rzecz. Człowiek. Każdy jest człowiekiem, każdy człowieka widział w swoim życiu nie raz. A mimo tego, czy gdyby zapytano cię o definicje człowieka, a tym bardziej szeroko rozumianego człowieczeństwa potrafiłbyś odpowiedzieć?
Ja nie.
Studiowałam filozofię, od zawsze fascynował mnie człowiek, więc teoretycznie powinnam umieć, a przynajmniej spróbować zdefiniować czym jest istota ludzka. Czasem wydaje mi się że odpowiedź na to pytanie mogę znaleźć w zachowaniu ludzi którzy mnie otaczają. Córki, męża, przyjaciół. Problem natomiast jest zgoła inny. Każde z nich jest bez wątpienia człowiekiem, ale tak diametralnie różnym, że ciężko próbować ich ze sobą porównywać czy nie daj boże ujednolicić. Jednak, gdyby mimo wszystko spróbować, czy można byłoby wydedukować cokolwiek poza oczywistymi różnicami fizjologicznymi?
Nie wiem. Ostatnimi czasy jestem zajęta obserwowaniem plastykowych rurek wychodzących z moich żył, szyi i bóg wie jakich miejsc. Śmieszny to widok jeśli uświadomisz sobie że twoje pieprzone życie zależy od rurek. Małych, przezroczystych rurek. Nie zdajesz sobie nawet sprawy jaki to ból i upokorzenie, kiedy swędzi cię nos, a ty musisz liczyć na to że ktoś łaskawie cię po nim podrapie bo ty nie możesz się podnieść.
Człowieka od zwierząt odróżnia to że posiada godność. Godność która pozwala mu o samodecydowaniu, samostanowieniu, decyduje o względnej niezależności i poczuciu własnej wartości. W momencie kiedy człowiek tą zdolność traci, z własnej woli czy też nie, powoli cofa się w ewolucji do przodków ludzkości sprzed tysiącleci.
Nie wyrosły mi jeszcze na całym ciele ciemne włosy, ale już teraz czuje się jak małpa. Całymi dniami siedzę bezczynnie patrząc się w ścianę jakby była ona odkryciem na które czekałam całe życie. Całymi dniami siedzę aż przyjdą mnie nakarmić, napoić. Co z tego że przez rurkę, liczy się sam fakt. Codziennie czekam aż przyjdzie ktoś do mnie, opowie mi coś ciekawego, posiedzi ze mną i po prostu dotrzyma mi towarzystwa.
Czuje się jak w klatce. Co z tego że żyje skoro tak to wszystko ma wyglądać? Mam czekać na śmierć gnijąc w łóżku i zdychając z dnia na dzień? Nie chce tak żyć. Rozmawiałam o tym z Albertem, ale on nie chciał o tym słyszeć. Ten skończony idiota nie ma pojęcia co przeżywam każdego dnia! Nie ma pojęcia jak potajemnie modle się o śmierć!
Ale z drugiej strony...
Kocham go. I Zoe. I są czasami takie dni że coraz bardziej realne wydaje mi się życie tak jak dawniej. Są takie dni że przychodzą oboje, siadają obok i godzinami rozmawiają ze mną tak, jakby nigdy nic się nie stało. Czasami on sam przychodzi gdy mała już śpi. Siada wtedy na krześle przy moim łóżku i całuje mnie delikatnie po twarzy. Tak jak robił to kiedyś. Chciałabym żeby całował mnie dalej, objął w pasie i nigdy nie puszczał. Marze o tym żeby wczepił w moje włosy swoje palce i całował coraz niżej...
Pozostaje mi tylko wyobraźnia. Nic innego mi nie zostało. Oprócz bólu. Nieprzeniknionego, ciągle prześladującego mnie bólu.
Przyszedł do mnie dwa dni później. Ubrany był w koszulę w czarno- czerwoną kratę. Bardzo lubiłam tą koszulę. Zresztą nie tylko tą. Zawsze podobał mi się tak elegancko ubrany, zawsze wydawało mi się że ubiera się tak dla mnie, by mi zaimponować, żeby pokazać że mu zależy, że też potrafi.
- Idziemy na spacer!
- Jak to na spacer, oszalałeś?
- Nie oszalałem, mówię zupełnie poważnie. Idziemy na spacer nad morze.
- Pogięło cię głupku, jak niby w tym stanie chcesz mnie tam przetransportować?
- Z tego co się orientuje najważniejsze urządzenia są mobilne, więc można je zapakować do bagażu przy wózku.
YOU ARE READING
Bezimienny portret Alberta Wallera
Misterio / SuspensoŚwiatowej sławy malarz, Albert Waller, po śmierci żony wyprowadza się razem z córką do małego miasteczka, próbując pogodzić się ze swoją stratą. Jego prace, którymi próbuje oderwać się od rzeczywistości, coraz bardziej stają się czymś innym niż...