[1.3] Wypracowanie

476 59 28
                                    

Kolejny semestr minął, jak to się mówi, zwyczajnie.

Candance nie widziała już żadnych dziwnych rzeczy tego roku, i nawet jeśli Umbridge ciągle utrudniała wszystkim życie, to dziewczyna z radością pojechała na Święta do domu w pełni usatysfakcjonowana z minionego roku.

Święta również wypadły dość zwyczajnie, ale Candance się to podobało, bo były takie jak kiedyś. Rodzice najwyraźniej umyślnie starali się nie wspominać o jej "chorobie".

Aż do ostatniego dnia ferii [minka wpierdolka -> :)].

Candance w spokoju siedziała w swoim pokoju, pisząc wypracowanie na eliksiry dla Snape'a, którego nie chciało jej się wcześniej zrobić, kiedy do środka wparadowała jej matka i usiadła na łóżku.

Dziewczyna uniosła powoli głowę znad pergaminu i spojrzała pytająco na kobietę.

- Coś się stało?

- Chciałam tylko wiedzieć, czy wszystko w porządku - odpowiedziała.

Dziewczyna zjeżyła się niczym kot.

- Tak... - odpowiedziała powoli. - Dlaczego pytasz?

- Martwię się o ciebie, przecież wiesz. - Kobieta westchnęła ciężko. - Na pewno wszystko dobrze?

- Tak - powiedziała Candance stanowczo. - Wszystko dobrze.

- Jakbyś nie chciała wracać do Hogwartu, to wiesz, że... - przerwała, widząc minę córki.

- Wracam do Hogwartu i to nie podlega dyskusji. - W środku Candance aż buzowała się ze złości, ale nie było tego po niej widać. Te czternaście lat życia nauczyły ją jednego: nigdy nie pokazuj innym tego, co naprawdę myślisz. Utrzymuj ich w przekonaniu, że jest tak, jak oni to widzą.

Przez chwilę obie milczały - matka, wpatrując się w niebieski dywan i córka, wbijając wzrok w niedokończone wypracowanie.

- Pójdę się przejść - powiedziała w końcu Candance, odkładając pergamin na biurko.

- Tak, tak, idź - odparła matka, wstając. - Tylko wróć za godzinę.

***

Kiedy wyszła na dwór, słońce dawno już zaszło. Jej rodzice, mimo iż byli pracownikami Ministerstwa Magii kupili dom z dala od Londynu, w niedużej, uroczej miejscowości. Oprócz jej rodziny nie było tam innych czarodziejów.

Latarnie, stojące co jakiś czas przy drodze, rzucały na jej bladą twarz żółtą poświatę, kiedy szła środkiem ulicy w stronę "centrum" miejscowości.

Mijała domy z zadbanymi ogródkami, zachwycając się nad ich zwyczajnym wyglądem. Cały rok, oprócz wakacji i właśnie Świąt, spędzała w Hogwarcie, gdzie nic nie było normalne. Tam na porządku dziennym były duchy, sowy i latające skarpety (nieistotne). Dla mugoli takie rzeczy na pewno nie były codziennością. Candance zawsze chciała użyć jakiegoś zaklęcia przed mugolem, ale wiedziała, że to karalne. Poza tym nie skończyła jeszcze siedemnastu lat, żeby móc swobodnie korzystać z czarów. Mimo wszystko wiele razy wyobrażała sobie minę mugola, przed którym użyła, na przykład, "wingardium leviosa" na jakimś przedmiocie. Ale, to tylko marzenia...

Nawet nie zauważyła, że doszła już do centrum. Nie było tam wielu ludzi - jedynie jakaś grupka dzieciaków stała w zwartym kręgu pod jednej z kamienic.

Candance przeszła obok nich ze spuszczoną głową i weszła do niedużego spożywczaka. Sprzedawczyni, młoda kobieta o wściekle czerwonych włosach, siedziała znużona za ladą i przeglądała jakiś magazyn o modzie.
Dziewczyna wzięła z półki paczkę żelków i wyjęła z kieszeni mugolskie pieniądze. Nie ogarniała się w nich zbytnio, więc po prostu położyła na blacie banknot o wartości pięciu funtów i cierpliwie czekała, aż sprzedawczyni wyda jej resztę.

Death •hp⚡Where stories live. Discover now