PROLOG

3.1K 225 99
                                    

Dla tych, którzy jeszcze się nie poddali 



       Najgorsze uczucie, jakie poznałem, to bezsilność. Kiedy widzimy, że coś rozpada się na naszych oczach, ale czasami nie możemy z tym nic zrobić. To zabija też nas.

       Wiedziałem, że mogę jej pomóc i właśnie dlatego tak okropnie pożerało mnie sumienie. Bo przecież mogłem temu wszystkiemu zapobiec. Mogłem poświęcić jej więcej czasu, próbować tłumaczyć do skutku, kupować kwiaty, spać z nią każdej nocy, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Ale czy to by coś zmieniło?

       W mojej ulubionej kawiarni unosił się aromat świeżo parzonej kawy i słodkich ciast. W zasadzie to sam nie wiedziałem, po co wciąż tam przychodziłem. Zamówiłem tylko kawę i siedziałem z książką, której nawet nie otworzyłem, gapiąc się w szybę. Może po prostu chciałem poczuć jej obecność. Przypomnieć sobie, jak to było, zanim wszystko zdążyło się schrzanić. Przez moment oszukiwać siebie samego, że nic się nie stało i wcale nie byłem winny.

       Dlatego kiedy rozbrzmiał mój telefon, a na ekranie zobaczyłem jej imię, moje serce na moment się zatrzymało. Przez chwilę zacząłem się zastanawiać, czy dobrze widzę, czy to mój mózg przypomina mi o niej halucynacjami.

— Flaw? Flaw, gdzie jesteś? Co się dzieje? Wszystko okej? Gdzie ty się podziewałaś? Czemu nie dawałaś znaku życia? — zasypałem ją pytaniami, gdy tylko odebrałem.

— Cześć. — Jej cichy, ledwo słyszalny głos przyprawił mnie o dreszcze. — Dzwonię tylko... Chciałam tylko powiedzieć... Przepraszam. — Na moment zamilkła. Oprócz jej oddechu, w tle było słychać jeszcze samochody. Ulica? — Wiem, że cię zawiodłam. Was wszystkich zawiodłam. Nigdy nie chciałam być dla ciebie ciężarem, to wszystko mnie przerosło...

       Żołądek podskoczył mi do gardła.

— Flaw, gdzie jesteś? — zapytałem jeszcze raz, zakładając płaszcz.

       Wybiegłem z kawiarni i stanąłem na chodniku, nie wiedząc nawet, gdzie mam zamiar jej szukać. Wiedziałem tylko, że muszę się ruszyć, jak najszybciej.

— Nie mam wyboru, Sawyer — załkała, a wiatr zawiał jej do słuchawki. Była gdzieś na zewnątrz. Nagle mnie olśniło. Zerwałem się do biegu, ściskając w dłoni telefon w nadziei, że właśnie tam będzie i zdołam dotrzeć, zanim będzie za późno. — Naprawdę cię kochałam. Byłeś najlepszym, co mnie spotkało w życiu.

— Wciąż tu jestem, Flaw, wciąż przy tobie jestem, nie zostawiłem cię — wydyszałem, biegnąc zatłoczoną ulicą. — Wszyscy na ciebie czekają, ja na ciebie czekam, proszę cię wróć do domu!

— Ja nie mam domu.

— Masz! Masz mnie, ja tu jestem, będę, czekałem na ciebie cały czas, Flaw, błagam cię, nie rób nic — błagałem ją, biegnąc po schodach na górę.

       Im bliżej celu byłem, tym bardziej miałem wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Modliłem się tylko o to, żeby zdążyć na czas. Nie mogło być inaczej. Nawet nie widziałem takiej opcji.

       Kiedy wbiegłem na dach, zabrakło mi tchu. Zobaczyłem ją, stojącą na krawędzi, z rozwianymi blond włosami, krztuszącą się łzami.

— Flaw! — krzyknąłem, powoli się do niej zbliżając. — Proszę, zejdź! Porozmawiajmy na spokojnie! Flaw, to nie musi się tak kończyć, proszę cię...

— Nie, Sawyer — przerwała mi, łkając. Po jej różowych z zimna policzkach płynęły łzy. — Przepraszam, tak strasznie cię przepraszam... Zmarnowałeś na mnie czas, a ja jedyne, na co zasługuję, to rozjebać się o ten pierdolony chodnik — zaszlochała ponownie.

— Kocham cię, Flaw! — wrzasnąłem z całych sił, wycierając łzy toczące się po moich policzkach. — Proszę, nie rób mi tego. Nie zostawię cię, wszystko będzie dobrze, naprawdę!

— Nic nie będzie dobrze! — Patrzyła na mnie obłąkanym wzrokiem, z trudem łapiąc powietrze. — To się nigdy nie skończy, chyba że ja to skończę. Już zawsze będę czuć to samo, zawsze będę budzić się rano i płakać, bo nie umarłam we śnie.

       W gardle zawiązał mi się supeł, gdy nagle uświadomiłem sobie, że mówi poważnie. Wziąłem głęboki wdech, próbując zebrać całą swoją odwagę i się nie poddać.

— Wiem, że spierdoliłem. Proszę cię, nic nie jest stracone, pomogę ci z terapią, będę przy tobie, Flaw. Błagam cię, nie zostawiaj mnie.

       Przez krótką chwilę miałem wrażenie, że coś zmieniło się w jej spojrzeniu. Nie docierało do niej. Czułem, że ją tracę i że nie mogę nic z tym zrobić.

— Będzie ci beze mnie lepiej. Nie będę już dla nikogo problemem. — Przesunęła nogą po krawędzi, jakby chcąc pokazać, że kończy nam się czas. — Byłeś najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała.

       Byłem.

       Kiedy spojrzała mi w oczy, nie widziałem już w nich tych iskierek. Zamiast tego była pustka. Patrzyła na mnie, jakby w tym momencie zrezygnowała z całego swojego życia. Jakby to naprawdę był już koniec.

— Flaw, jesteś dla mnie wszystkim...

       Wytarła nos rękawem i patrząc mi prosto w oczy, powiedziała sucho:

— Byłam.

       Zrobiła krok do tyłu.

       Moje serce zamarło. Patrzyłem w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała, nie mogąc uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Miałem wrażenie, że to wszystko sen. Byłem sparaliżowany, ale w środku cały się trząsłem.

      Usłyszałem dobiegający z dołu krzyk jakiejś kobiety.

       Kiedy w końcu wszystko do mnie dotarło, osunąłem się na kolana, nie mogąc złapać oddechu. Zacząłem dusić się własnymi łzami i bólem, który coraz bardziej rozchodził mi się po ciele. Chciałem, żeby to wszystko był tylko sen. Chciałem się już obudzić, tak bardzo chciałem się już, kurwa, obudzić.

       Doskonale wiedziałem jednak, że to nie jest tylko sen. Tylko koszmar na jawie. I dlatego nie chciałem nawet spoglądać w dół.

       Moja miłość miała na imię Flawless, ale wcale nie była bez skazy. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Słowem wstępu - robimy rewrite :D Biorę się za to na poważnie, będzie trochę zmian, nowych wątków, usuniętych wątków i ogólnie myślę, że Wam się spodoba. 

Zwiastuny wykonane oczywiście przez Infinitka :) 

Piszcie, co sądzicie o prologu oraz gdy zobaczycie jakiś błąd :D 

Marry 

Bez skazy |REWRITE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz