Prolog

138 20 3
                                    

Od jakiegoś dłuższego czasu siedziałam na drzewie. Powoli zaczynało mi się nudzić. Cierpliwie czekałam.
Czekałam.
I czekałam.
Godziny straszliwie mi się ciągnęły.

Nagle usłyszałam hałas w pobliżu mojej kryjówki. Odwróciłam głowę w stronę dźwięku. Dostrzegłam szybko zbliżającą się do mnie postać. Uśmiechnęłam się szeroko i uniosłam rękę do triumfalnego gestu

~ Wreszcie!~ pomyślałam.~ Lepiej późno niż wcale, co nie?

- Kto tam jest?- usłyszałam pod sobą.

~ Ojć. Chyba mnie usłyszał. Pech.

Postanowiłam być cicho. Postać kręciła się jeszcze chwilę w pobliżu drzewa, a potem odeszła kilka kroków dalej.

Zilustrowałam mężczyznę wzrokiem. Był on szczupłym mężczyzną noszącym duże okrągłe okulary. Miał także krótkie ciemno-zielone włosy. Ubrany był w czarną marynarkę,czarne spodnie, białą koszulę ze zawijanym kołnierzem. Nosił ciemny krawat i ciemne buty w szare pasy. Jedyne, co odstawało od reszty było to, na rękach miał kocie rękawice z ostrzami na końcu palców.

~ Mój cel- Kapitan Kurahadol.

Prawie każdy go w tej okolicy znał. Przywódca Piratów Czarnego. Śmieszna nazwa. Nawet jego piraci mieli opaski z kocimi uszami i sztuczne wąsy. To się nazywa poświęcenie. A może głupota? Zaśmiałam się pod nosem.
Ale zboczyłam z tematu jakim był Kuro.

Z tego co posłyszałam był gotów zamordować człowieka dla zrealizowania swoich planów. Nie liczył się ze swoją załogą, nie obchodziło go życie kompanów. Był złym człowiekiem. Potrafił doskonale udawać kogoś kim nie jest i zdobyć zaufanie innych ludzi. Miał nawyk ciągłego poprawiania swoich okularów jedną ręką. Nabył go kiedy walczył jako pirat.
To wszystko. Na serio był w tych okolicach znany. Ale dość opieprzania się, trzeba było działać.

Podbiegłam do niego i uderzyłam go z całej siły między łopatkami. Kuro zatoczył się do tyłu i z całej siły machnął we mnie swoimi mieczami.
Zamachnął się na mnie, a ja zręcznie parowałam jego ciosy. Nawet się nie wysilając kopnęłam go w łydkę tak, że z hukiem upadł na ziemię. Uśmiechnęłam się. Czy on wogóle wiedział z kim walczy?

- Silna jesteś.- powiedział kapitan Kuro.

- A ty słaby.- odpowiedziałam i zaśmiałam się.

Pora zrobić małe show.
Skoczyłam do tyłu.

- Boisz się?.- zaśmiał się mój wróg.

Wzięłam rozpęd.

- A teraz chcesz mnie stratować?- Kuro nie udawał rozbawienia.

Już byłam blisko niego.

- Nie doceniasz mnie.- powiedział.- Zaraz zginiesz!

Zaczęłam biec szybciej. Rozprostowałam ręce. Zamknęłam oczy. Wyczuliłam zmysły. W mojej ręce pojawił się miecz wykonany z lodu. Usłyszałam krzyk.
A potem się zamachnęłam.
Trafiłam idealnie w brzuch, poniżej serca. Na jego twarzy było widać zdziwienie.
A może przerażenie?

Tak jak szybko się mój miecz pojawił, tak samo szybko zamienił się w okruszki lodu, które potem znikły.

- P-posiadłaś moce Szatańskiego Owocu?

- Nie.- rzuciłam oschle.

- To niemożliwe!- krzyknął.
Zamachnął się ma mnie. Bez problemu uniknęłam ciosu. Dotknęłam jego broni. Miecze natychmiast pokryły się szronem, a potem pękły.
Kurahadol zaczął biec na mnie. Jego twarz wykrzywiała grymas bólu spowodowany ranami. Ruszyłam przed siebie. Z mojej ręki wystrzelił lodowy pocisk, który trafił mojego przeciwnika, który poleciał kilka dobrych metrów do tyłu. Szłam dalej. Rozkręcałam się.

We are!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz