Rozdział 4

2.7K 264 11
                                    

-Wendy, wstawaj już, bo się spóźnisz.- Usłyszałam głos mamy. Zaspana powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam, że stoi w drzwiach. Po chwili oprzytomniałam i przerażona, przypomniałam sobie o nocującym u mnie chłopcu. Jednak mama wyszła bez słowa, co znaczyło, że go nie widziała. Spojrzałam w stronę prowizorycznego posłania, które wczoraj zrobiliśmy i zauważyłam tylko kupkę ładnie złożonej pościeli. Byłam ciekawa, o której Peter wyszedł. Wciąż o nim myśląc, wstałam i zaczęłam zbierać się do szkoły.
Kiedy weszłam do parku, zaczęłam się rozglądać za przyjacielem. Jednak ku mojemu rozczarowaniu, nie było go. Miałam nadzieję, że uda mi się z nim porozmawiać przed lekcjami. Byłam, ciekawa kiedy i jak wyszedł, unikając spotkania z moją mamą. Zawiedziona dotarłam do szkoły. Moje myśli zajmował Peter jak cały czas ostatnimi dniami. Zastanawiałam się, do jakiej szkoły chodzi. W naszym mieście nie było ich wiele, a na pewno nie chodzimy do tej samej. Zauważyłabym go.
Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek, szybko zebrałam swoje rzeczy i popędziłam w stronę parku. Tym razem dostrzegłam rude włosy. Chłopiec siedział na ławce najbliżej wejścia do parku i patrzył przed siebie. Podbiegłam do niego, a ten uśmiechnął się szeroko, kiedy mnie zauważył.
- Wendy! Czekałem na ciebie- powiedział, kiedy usiadłam obok niego.
- Ja też miałam nadzieję, że cię spotkam. Jak wyszedłeś?
- Oh, to proste. Tak jak przyszedłem. Oknem i po drzewie.
To dlatego nie spotkał się z moją mamą. Zejście po dużym dębie, rosnącym pod moim oknem pewnie nie było trudne, gdyż drzewo miało wiele grubych gałęzi, po których łatwo można było się prześlizgnąć. Przynajmniej tak mi się wydawało, nigdy tego nie próbowałam. Mimo wszystko wysokość była ogromna, w końcu to drugie piętro.
- Peter?
- Hm?
- Tak się zastanawiałam. Właściwie nie mówiłeś mi, do której szkoły chodzisz...
- Chodzę do prywatnej szkoły Sióstr Julianek- odpowiedział.
Znałam tę szkołę. Chodziły tam głównie dzieci bogatych snobów.  Peter nie wyglądał na takiego. Nosił wciąż te same, lekko już zniszczone ubrania, wiecznie brudne buty, a jego włosy zawsze były w nieładzie Czy on również pochodził z bogatej rodziny? Może nie wszyscy z tej szkoły z takich pochodzą...
- Chociaż nie często się tam pojawiam. Nie lubię szkoły- dodał.
- Dlaczego?- zapytałam. Sama całkiem lubiłam szkołę i naukę.
- Przeszkadzam im. Opieram się, a oni tego nie lubią. Jestem inny. Według nich nie powinienem...
- Według kogo? O czym ty mówisz?
- Nauczyciele, dyrekcja. Calem szkoły jest przygotować dzieci do dorosłego życia. Powinny spoważnieć, dorosnąć. Ale ja nie zamierzam i to ich irytuje. Ja ich irytuję- Peter mówił poważnym, lekko smutnym głosem. Wydawał się oderwany od rzeczywistości, pogrążony we własnych myślach.
- Peter, o czym ty...
- Zapamiętaj Wendy jedną rzecz. - Chłopak patrzył mi prosto w oczy. Nie potrafiłam odgadnąć, co kryje się w jego przeszywającym spojrzeniu.- Dorastanie to zguba. To nic dobrego. Nie możesz im wierzyć.
Już otwierałam usta, żeby coś odpowiedzieć, jednak nagle usłyszeliśmy wołanie. Oboje gwałtownie spojrzeliśmy w stronę, z której dobiegały krzyki.
- Peter! Peter!- usłyszeliśmy zirytowany męski głos. Po chwili naszym oczom ukazał się wysoki mężczyzna w średnim wieku. Ubrany był w dobrze skrojony garnitur, na szyi idealnie zawiązany krawat, ciemne włosy ułożone. Wyglądał nienagannie. Jednak cały ten obraz psuł grymas wściekłości na jego twarzy.
Kątem oka zobaczyłam, że mój przyjaciel stał jak wryty. Wpatrywał się ze strachem w mężczyznę, który bardzo szybkim krokiem, zmierzał w naszą stronę. Nie wiedziałam, co się dzieje. Dopiero kiedy był już przy nas, zwrócił na mnie uwagę. Wściekłość z jego twarzy natychmiast zniknęła.
- Oh, nie wiedziałem, że Peter umówił się z koleżanką- powiedział, patrząc na mnie, po czym zwrócił się do chłopca.- Przykro mi, ale chyba będziesz musiał pożegnać się z przyjaciółką. Wracamy do domu, musimy porozmawiać.
Peter tylko kiwnął głową. Mężczyzna jeszcze raz mnie przeprosił, mocno złapał chłopca za ramię i pociągnął w stronę, z której przyszedł. Usłyszałam jeszcze jak uniesionym głosem pyta chłopca, gdzie się szlajał. Domyślałam się, że to jego ojciec. Peter musiał zrobić coś bardzo złego, skoro był taki wściekły. Chociaż kiedy mówił do mnie, udało mu się uspokoić. A przynajmniej takie sprawiał pozory...
Co takiego zrobił Peter, że bał się konfrontacji z ojcem? Cała ta sytuacja była bardzo dziwna, a ja nie wiedziałam już co o niej myśleć. I co myśleć o ojcu Petera...

Piotruś Pan: Mroczna LegendaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz