Rozdział 21.

1.4K 185 148
                                    




Nie zadawałem żadnych pytań, po prostu posłusznie szedłem za mężczyzną, którego niegdyś nazywałem przyjacielem i podziwiałem szare chmury rozpostarte nade mną. Wsiadłem do czarnego auta, które wyglądało na typowo gangsterskie, przez co zaśmiałem się pod nosem. Zadbali o każdy szczegół. Miałem wrażenie, że zaraz ktoś wyskoczy z kamerą zza rogu.

Drzwi tylnego siedzenia zostały mi otworzone przez jednego z mięśniaków, więc teatralnie ukłoniłem się przed wejściem do pojazdu. Wpienianie ludzi to moja specjalizacja.

Luke kierował i zauważyłem, że jedzie tylko jeden z ochroniarzy.

- Wypij kawę, to będzie dość długa podróż - rzucił niemrawo Luke, podając mi plastikowy kubek z moją ulubioną kawą. Wyczułem po zapachu. Byłem nieco zdziwiony tą niepotrzebną grzecznością, ale potrzebowałem tej kawy. Więc wziąłem sporego łyka zbyt słodkiego naparu. Z tym nie trafił.

Wysłałem smsa do Michaela, że mnie nie będzie i nieco zdziwiłem się, że nie zabrali mi telefonu od razu. Może wiedzieli co robią, albo byli po prostu nieostrożni.

Więc jechaliśmy w niezręcznej ciszy przerywanej przez ciche brzęczenie radia. Irytowało mnie, nie leciało nic konkretnego, tylko jakieś hity, które nawet nie miały wyrazu.

Patrzyłem na drzewa, które mijaliśmy i za wszelką cenę starałem dogonić je wzrokiem. Moje kreatywne zajęcie zaczęło mnie tak nużyć, że w pewnym momencie moje powieki po prostu zrobiły się zbyt ciężkie, żeby trzymać je otwarte.


Poczułem ostry ból w okolicy ramienia, więc gwałtownie otworzyłem oczy i złapałem powietrze do płuc, na chwilę je wstrzymując.

- Co się stało? - wyrwało mi się z ust, chociaż język plątał mi się w dziwny sposób. Czułem otępienie w całym ciele, czemu towarzyszył dziwny bezwład.

- Wysiadasz tu - powiedział Luke, który trzymał moje ramie ściśnięte.

Zmarszczyłem brwi, nie do końca kontaktując. Przetarłem oczy piąstkami, ziewając przeciągle. Trochę go ignorowałem, ale akurat tym razem niecelowo.

- Gdzie jesteśmy?

- W Paryżu.

Pociągnął mnie za ramie i po prostu wyrzucił z auta na ziemię, przez co spotkałem się z przyjemnie zimnym gruntem. Upadłem na brzuch, mimowolnie pojękując, chociaż nie czułem bólu. Kaszlnąłem.

- Zabawne - wymruczałem. Chciało mi się spać. Więcej snu. Nigdy nie narzekałem na jego brak, a teraz czułem, jakby Morfeusz władał moimi kończynami.

- Wstawaj, jest zimno, a ty leżysz na asfalcie - westchnął Luke.

- Sam mnie na niego wyrzuciłeś.

Przekręciłem się na prawy bok i przytuliłem nogi do klatki piersiowej. Cała sytuacja musiała wyglądać niezwykle zabawnie z boku.

Mogłem wręcz zobaczyć, jak przewraca oczami. Poczułem jak stawia mnie na nogi i opiera o auto, ale byłem tak bezwładny, że nawet nie potrafiłem walczyć. Jedynie uśmiechałem się niemrawo.

- Co on tam dodał? - szepnął pod nosem, ale nie pojąłem sensu jego słów, tylko zaśmiałem się głośno. Jakoś jego niebieskie oczy skojarzyły mi się z przefarbowanym na niebiesko kotem. Koty są zabawne.

Tak zastanawiając się nad kolorem jego oczu, poczułem jak moje nie są w stanie pracować tak jak powinny, więc po prostu pozwoziłem im działać. Bezwład zawładną każdą moją komórką. Zasnąłem.


Światło, jaśniejsze niż zwykle. Wdech, wydech. Ból w płucach, nudności.

Zmarszczyłem oczy, po czym westchnąłem ciężko. Chciało mi się pić. Cholernie. Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej, a to co zobaczyłem przed sobą, wprawiło mnie w stan osłupienia. Wielki apartament, zbyt duży jak na jedną osobę. Wielkie okno z widokiem na Wieże Eiffla oraz bogate, ale przy tym sterylnie urządzone. Uszczypnąłem nieznacznie udo, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że nie śpię. Definitywnie był to jeden z jakichś pieprzonych apartamentowców, ale dlaczego obudziłem się w takim miejscu? Jedna noc kosztowałaby mnie zapewne tyle ile moje przyszłe mieszkanie. Nagle wszystkie wspomnienia zaczęły we mnie uderzać z niemałą mocą. Mimowolnie uchyliłem usta.

Come undone || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz