O tym, jak poznałem Twoich rodziców

873 195 54
                                    

- Stresujesz się?

- Bardzo, nawet nie wiesz jak bardzo - jęknąłem, przeczesując włosy palcami.

- Nie są tacy źli, zobaczysz. Poza tym mówiłem im o tobie dużo dobrego.

- Jak dużo, Taehyung?

W odpowiedzi zaśmiał się cicho.

- W granicach zdrowego rozsądku, hyung. Ale nie stresuj się, wiem, że sobie poradzisz. Tylko ubierz się ładnie, co? W tę lawendową koszulę na przykład.

- Bardzo chętnie, ale chyba zapomniałeś dlaczego już kolejny tydzień noszę golfy.

Znów się zaśmiał i przeprosił, choć po jego tonie poznałem, że zupełnie nieszczerze.

- Zawsze możesz powiedzieć, że to alergia.

- Chyba na twoją głupotę - westchnąłem, po czym spojrzałem w lustro i poprawiłem grzywkę.- Dobra, muszę kończyć i zacząć się szykować. Zadzwonię jak będzie po wszystkim.

- Mhm, ale głowa do góry. To tylko wywiadówka, dasz radę. Do później, kocham cię.

Te dwa słowa sprawiły, że znów zaniemówiłem, zaciskając palce mocniej na obudowie telefonu. Taehyung zdążył się rozłączyć, a ja dopiero wtedy wydusiłem z siebie ciche "ja Ciebie też", walcząc ze sobą z całych sił, by nie zacząć piszczeć jak zakochana nastolatka.

Udało mi się to tylko mniej więcej, bo jeszcze przez następną godzinę cieszyłem się bez powodu, uśmiechając nawet do jajecznicy, którą zrobiłem sobie na obiad. K o c h a mnie. Naprawdę kocha, nie umiałem mu nie wierzyć.

Dopiero gdy faktycznie zacząłem szykować się do wyjścia, nieco popsuł mi się humor, co było spowodowane rosnącym stresem. Już mniejsza o rodziców Taehyunga, problemem było też pozostałe kilkadziesiąt osób, które przyjdą na spotkanie by posłuchać o sukcesach swoich pociech... i w końcu poznać ich wychowawcę.

Wchodząc do sali, dłonie miałem mokre od potu, co uznałem za co najmniej odpychające, dlatego dyskretnie wytarłem je w spodnie. Potem uchyliłem drzwi klasy i spojrzałem na wszystkie zajęte ławki, starając się nie pokazywać jak bardzo panikuję. 

- Dzień dobry państwu, nazywam się Min Yoongi. Jestem nowym wychowawcą klasy III D.

W tym momencie mój telefon zawibrował na biurku, a ja mimowolnie zerknąłem w tamtym kierunku.

"Powodzenia na spotkaniu. Kocham Cię💕"

A niech Cię, Taehyung.

Odchrząknąłem cicho, starając się zachować poważną minę.

- Dzisiejsze spotkanie będzie dotyczyć głównie przygotowań do egzaminów na studia oraz postępów w nauce państwa dzieci. Omówię ogólne wyniki klasy, przekażę państwu kartki z ocenami... a także po zajęciach możliwe są indywidualne konsultacje. Tak więc... - sięgnąłem do teczki, by wyjąć wspomniane wyniki i przedstawić je zebranym, gdy nagle drzwi do klasy otworzyły się z hukiem. Podskoczyłem, nieco zaskoczony i spojrzałem w tamtym kierunku. 

Stanęła w nich drobna, roześmiana kobieta i wysoki, szczupły mężczyzna, z wyglądu nieco flegmatyczny. Gdy wciąż się śmiejąc zaczęli przepraszać za spóźnienie, od razu pomyślałem, że musieli to być rodzice Taehyunga. Przynajmniej oceniając ich na pierwszy rzut oka, kobieta miała nawet całkiem podobny uśmiech... Byli tak samo roztrzepani jak chłopak, jednak trudno było ich nie polubić za sam sposób bycia. Uznałem ich za właściwych kandydatów na rodziców Taehyunga, dlatego też do końca spotkania to do nich uśmiechałem się najwięcej, mając nadzieję, że dzięki temu mnie polubią. 

Potem przyszła pora na rozdanie ocen i zakończenie spotkania. Czytałem nazwiska uczniów, których rodzice mieli się zgłosić, by dostać ode mnie kartkę.  Czytając nazwisko Taehyunga, uniosłem pełne nadziei spojrzenie na roześmianych małżonków... jednak oni nie wyglądali na zainteresowanych. Dopiero wtedy rozejrzałem się po klasie, a serce niemal podeszło mi do gardła na widok postawnego mężczyzny ubranego w garnitur, który patrzył na mnie uważnym, oceniającym wręcz spojrzeniem. 

Pobladłem, drżącą dłonią przekazując mu kartkę, ale... przynajmniej Taehyung miał ubaw, gdy później spanikowany relacjonowałem mu przebieg spotkania przez telefon. 

-

Szczerze mówiąc, liczyłem na to, że nie będę miał z nimi kontaktu aż do momentu, gdy młodszy skończy szkołę. Dopiero wtedy moglibyśmy swobodnie przyznać się do łączącego nas uczucia, bez obaw o konsekwencje, przynajmniej nie aż takie. Teraz miałem wrażenie, że choćby dotknięcie Taehyunga w ich obecności skończyłoby się pozwem o molestowanie. 

Nie wyglądali też na tolerancyjnych i o ile Taehyung upierał się, że nie będzie przejmował się, nawet jeśli nie zaakceptują naszego związku, ja nie mogłem mieć do tego tak swobodnego podejścia. Jego ojciec naprawdę wyglądał jakby mógł nasłać na mnie całą armię prawników. 

Nic więc dziwnego, że w dniu, gdy dowiedzieli się o nas, byłem bliski utraty przytomności z nerwów. Kręciło mi się w głowie już od momentu, gdy odczytałem wiadomość od Taehyunga. 

"Hyung, nie wiem jakim cudem... ale mają nasze zdjęcia, rozesłali je już chyba wszędzie. Pamiętasz wtedy w klasie...?"

Potem musiał do mnie zadzwonić, bo wiadomości ode mnie wyglądały jakby kilkuletnie dziecko bawiło się w naciskanie przypadkowych literek, a on nie mógł ich rozczytać. 

Nie mógł mnie też zrozumieć, gdy zacząłem niewyraźnie mówić do telefonu, z każdą chwilą panikując coraz bardziej. Jakie zdjęcia? Od kogo? Kto się dowiedział? Miałem tyle pytań, nawet jeśli odpowiedź na żadne z nich nie mogła uchronić mnie przed marnym końcem. 

Młodszy pojawił się u mnie niedługo później, gdy nieświadomie rozłączyłem połączenie, by przez następne kilkadziesiąt minut wgapiać się w ścianę pustym spojrzeniem. Wystarczyło jednak by mnie przytulił, a rozpłakałem się jak dziecko. Bo wiedziałem, że to nie może skończyć się dobrze, że stracę albo Taehyunga, albo pracę. 

Stracę wszystko na czym mi zależało albo wszystko o co powinienem dbać. 

Mimo wszystko, środowisko szkolne nie zareagowało tak źle jak się spodziewałem. Jeszcze następnego dnia poszedłem do pracy, starając się zachowywać jak zawsze. Podobnie Taehyung. I choć zaczepiali go znajomi, a mnie co niektórzy nauczyciele, to wszystko wydawało się być całkiem znośne. Jednak potem dostałem wezwanie do dyrektora. 

Wtedy też poznałem jego matkę. Zadbaną, elegancką kobietę, wyglądającą jak ozdoba przy boku męża. Teraz już nie miałem wątpliwości, mierzyli mnie spojrzeniem, w myślach wyzywając zapewne od najgorszych. Na głos też sobie nie szczędzili. 

W ich oczach byłem zwyrodnialcem, zboczeńcem i pedofilem. Nie śmiałem nawet napomknąć, że to jedyne pięć lat różnicy i Taehyung nie jest już dzieckiem, ale głos nie chciał przejść przez moje gardło. Przez gardło szanownego pana dyrektora widać też nie, bo nie odezwał się nawet słowem w mojej obronie. A przecież mógł. 

Mógł wytłumaczyć, że jestem młodym nauczycielem, który dopiero rozpoczął pracę z młodzieżą. Do tej pory nie było też na mnie żadnych skarg, że jestem dobrym i rzetelnym nauczycielem. Usprawiedliwić mój brak profesjonalizmu choć w tej jednej kwestii. Albo chociaż zaprosić do nas Taehyunga, by znów powiedział, jak mnie kocha i jestem jego jedynym, jak mógłby całe życie słuchać jak opowiadam o gwiazdach, o kolorach tęczy albo nawet grawitacji czy prędkości pojazdu i przebytej przez niego drodze. By wyjaśnił, że w tym uczuciu nie było nic złego. 

Jednak nikt nie stanął w mojej obronie. Zostałem sam, gdy zmieszali mnie z błotem i wtedy, gdy dyrektor obiecał "zająć się tą sprawą jak najprędzej". Jednak po jego spojrzeniu poznałem, że nie mogę oczekiwać nic więcej, niż ładnej koperty i podziękowań dołączonych do wypowiedzenia. 

Some kind of madness - KTH x MYGWhere stories live. Discover now