Jedenasty początek Skoka Tarkena

1.7K 310 81
                                    


Z jakiegoś powodu Skok stwierdził, że dobrym pomysłem będzie niezaglądanie do życiorysów zawodowych swojej nowej załogi.

Skupił się na danych statku, próbując przyzwyczaić się do myśli, że będzie za niego odpowiedzialny. Miał to być szybkolot typu Rooster5, czyli niewielka maszyna wymagająca załogi złożonej z zaledwie kilku osób, z kajutami pod pokładem, prysznicem wielkości trumny i „małą kuchnią", czyli lukiem bagażowym wypełnionym paskudztwem w proszku. Zdolny do rozwijania prędkości nadświetlnej, przystosowany do długich podróży i bezpośredniej walki, z jednym zestawem dział pocisków wielkokalibrowych i dwoma parami miotaczy laserowych.

Z zewnątrz statek przypominał trochę odwrócony do góry nogami, jasnoszary spodek, do którego ktoś postanowił przykleić dwa trójkąty, jeden z przodu – dość wąski i długi, oraz drugi z tyłu – szeroki i krótki, zlewający się płynnie ze środkiem na planie koła. Silniki znajdowały się na samym dole, zamontowane bezpośrednio do części podpokładowej, która wystawała ze wspomnianego spodka w formie dziwnego wielościanu, nadając całości mało zgrabny, nie do końca opływowy kształt.

Podsumowując – szybkolot typu Rooster5 był niewielką, niewysoką, dłuższą niż szerszą, dość niespójną w swojej geometrii i wcale nie tak nowoczesną maszyną. Ten, którego przypisano Skokowi, nazywał się Luar Cyrian 12 i kiedy mężczyzna go zobaczył, poczuł, że jest gotowy.

(Uczucie to trwało dosłownie kilka sekund, ponieważ z jakiegoś powodu Skok stwierdził, że dobrym pomysłem będzie niezaglądanie do życiorysów zawodowych swojej nowej załogi. Wstąpiwszy przez właz na pokład zadokowanego statku dotarło do niego, że był to bardzo słaby pomysł.)

Leroy wjechał za nim po wysuniętej rampie i zatrzymał się, wpadając w jego nogi. Skok syknął cicho z bólu, a potem podniósł głowę i nagle z tyłu jego głowy zaczęło rodzić się dziwne wytłumaczenie, czemu został mianowany kapitanem.

— Skok Tarken? — zapytał rosły mężczyzna ze skórą opaloną na kolor ciemnego karmelu.

Skok chwilę przyglądał się jego lewej ręce – była sztuczna, zmontowana z kawałków najróżniejszych maszyn i choć całość wyglądała jednocześnie spójnie i przerażająco, przywodziła mu na myśl Leroya.

Potem kiwnął głową.

— To Luar Cyrian 12? — upewnił się, choć widział czerwony napis nad włazem, kiedy wsiadał.

— Tak jest, kapitanie — odezwał się kobiecy głos z fotela przy stanowisku strzelniczym. Głos z cieniem kpiny, nieco nieprzychylny i niewątpliwie pewny siebie.

— Więc jesteśmy wszyscy — oznajmił znów wielki mężczyzna z robotyczną ręką. Obok niego stało troje innych, równie nietypowych.

Rzeczywiście, Skok był ostatni. Statek przeleciał pół galaktyki, zbierając po drodze przypisaną do niego załogę z najdziwniejszych zakątków przestrzeni kosmicznej i właściwie już samo to powinno zwrócić uwagę mężczyzny.

Wrzucił swoją torbę pod pokład, do kajuty i wyszedł znów po drabinie na górę, by raz jeszcze zmierzyć się z własną załogą.

Byli wyrzutkami. Zbiorem kosmicznych pechowców, nieudaczników, marginesem chlubnego społeczeństwa OK. Wystarczyło uważniej na nich spojrzeć, by zrozumieć, że tak jak Skok, spieprzyli robotę o jeden raz za dużo, aż wreszcie ktoś nie wytrzymał i wcisnął ich razem na statek, jakby z nadzieją, że rozbiją się gdzieś niechcący i nie będzie trzeba szukać im kolejnej roboty do spartaczenia.

Skok z cieniem wahania położył rękę na fotelu kapitana przy konsoli sterowniczej i zdał sobie sprawę, że początek numer jedenaście smakuje inaczej, niż wszystkie poprzednie.

Dwanaście początków Skoka TarkenaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz