Kiedy wyszłam z przebieralni, prawie oczy wyleciały mi z orbit...
Stał tam Mike, razem z Amandą, szkolną dziwką. Niepozornie to brzmi, prawda? Ale oni sobie pożerali wzajemnie twarz. Poczułam ból przechodzący, przez całe moje ciało. Od głowy, aż po koniuszki palców, tępy ból. Łzy zbierały mi się w oczach, ale nie mogę ich wypuścić. Pomrugałam kilka razy, żeby pozbyć się tej słonej cieczy w oczu, poczym odrazu skierowałam się w stronę Mike.. liżącym się z tym czymś. Tylko jedno mnie zastanawia...czemu poczułam ból? Poczułam się okropnie. Ale... nie wiem czemu. To jest najgorsze.
- Czy przypadkiem Wam nie przeszkadzam?! - wybuchnęłam stojąc obok nich, na co oderwali się od siebie. Mój przyjaciel zrobił wystraszoną minę, a to coś ubrane w skąpą limonkową sukienkę, się uśmiechnęło z kpiną.
- Faith..ale to nie tak..- mówił ze skruszonym głosem blondyn.
- Jeszcze ostatnio mówiłeś, że ona się puszcza na prawo i lewo i byś jej kijem nie dotknął, a teraz?! - krzyknęłam zwracając tym uwagę kilku ludzi w sklepie. - Liżesz się z tą chodzącą chorobą weneryczną! - powoli czułam jak oczy zaczynają mnie szczypać, nie mogę pokazać przed nimi słabości. Nie mogę.
- Uspokój się, wszystko ci wytłumaczę.. - powiedział blondyn.- Nie mam na to ochoty. - odpowiedziałam - myślałam, że stać cię na coś więcej niż.. to. - powiedziałam głosem przesiąkniętym jadem, wskazując na Amandę, która aktualnie odeszła od nas i podrywała jakiegoś starego kolesia.
Ostatni raz spojrzałam na niego beznamiętnym wzrokiem, po czym odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem opuściłam sklep.
Wyjęłam telefon z tylniej kieszeni spodni i zadzwoniłam po taksówkę, która po 10 minutach podjechała.
Wsiadłam do niej, witając się z kierowcą, który wyglądał gdzieś tak na 21 lat. Przystojny brunet o zielonych oczach i lekkim zaroście, dodającym mu męskości. Powiedziałam mu adres i wpatrywałam się tępo w szybę.
- Chusteczkę? - spytał.
- A po co? - spytałam nie rozumiejąc, na co on tylko wyjąl małe lusterko i mi je podał.- O cholera...- mruknęłam kiedy zobaczyłam rozmazany makijaż. Musiałam zacząć płakać, nawet nie wiem kiedy. - To ja jednak poproszę tą chusteczkę.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się i podał mi paczkę chusteczek, szybko się ogarnęłam i oddałam mu lusterko.
- Przez chłopaka? - spytał, patrząc się na drogę.
- Nie mam chłopaka. Ale przez przyjaciela. - właściwie niewiedziałam czemu mu o tym mówię, wydawał się być godny zaufania.
- Ahh, no tak - uśmiechnął się, co ja odwzajemniłam.
Po kilku minutach byłam już pod moim domem, wysiadłam dziękując i płacąc kierowcy.
Weszłam do domu, witając się przelotnym "Cześć" z rodzicami i bratem i szybko skierowałam się na górę do mojego pokoju.
Otworzyłam drzwi, odłożyłam moją torbę z zakupami i rzuciłam się na łóżko. Leżałam na nim chwilę, ale coś mnie uwierało. Wyjęłam z kieszeni te chusteczki, co dał mi je taksówkarz. Przewróciłam się na plecy z chusteczkami w rękach i chwile, je obracałam. Otworzyłam je, a tam była jakaś karteczka, między chusteczkami...zmarszczyłam brwi i wyjęłam ją.
Theo :) 949-123-098
Uśmiechnęłam się i wpisałam jego numer do telefonu z nazwą : Theo :)
Położyłam telefon na szafkę, a on zaczął brzęczeć jak głupi.
Ahh..No tak miałam słaby zasięg. A teraz będę miała milion powiadomień, wiadomości i połączeń nieodebranych.
Nie reagowałam na żadną wibracje czy powiadomienie. Wstałam z łóżka, wzięłam z szafy zwykłe czarne leginsy, białą bluzkę na grubych
ramionach i ciepła granatową bluzę.
- Faith, gotowa?!- krzyczał mój brat z dołu.
- Już schodze!
Wzięłam telefon z szafki i zbiegłam na dół.Hejka wiem że rozdział miał być wczoraj, ale cały dzień się źle czułam i nie miałam na nic siły.😖
Rozdział dzięki kokoselek.😘
Uwaga!
Opowiadanie będzie pisane wspólnie z kokoselek.
CZYTASZ
Living The Dreams
Romance" Jeśli coś postanowisz i w uwierzysz, zdołasz to osiągnąć" Zapraszam do czytania 😘😘