Kolejny dzień mojego życia mija bezpowrotnie. Znowu popijam kolejną szklankę whisky, by lepiej móc spać. Koszmar, który przechodziłem ponad 1,5 roku temu nie daje mi spokoju. Psychologowie i psychiatrzy nie potrafią mi pomóc tylko wypisują mi recepty na jakieś świństwo. Myślę, że stan który teraz osiągnąłem przez ostatnie lata to chyba najlepsza rzecz jaka mi się przydarzyła, bywało gorzej.
Cała historia zaczęła się wtedy kiedy związałem się z Michelle, dałem się łatwo uwieść jej urodzie. Była jeszcze Maria, z którą mogłem być, ale jednak koniec końców ją odrzuciłem, co sobie do dziś wypominam.
Michelle od dłuższego czasu utrzymywała kontakt z Martą - moją byłą już przyjaciółką, której obecnie nie chcę widzieć na oczy. Jej umiejętności manipulacji drugim człowiekiem były ogromne, bowiem każdy tańczył wokół niej jak ona zagrała.
Tego feralnego dnia przebyłem z Michelle ponad 500 km na imprezę sylwestrową u Marty. Tym razem już jako rodzina, dorobiliśmy się wspaniałego dziecka. Pamiętam, że wtedy jak na noworodka przystało dużo spało, albo płakało. Odczuwałem błogi spokój.
Wysiedliśmy z pociągu i spotkaliśmy Martę wraz z jej facetem. Nie przekonywał mnie ten typ do siebie. Był łysy, napakowany i miał pełno tatuaży. Taki nieprzyjemny w rozmowie człowiek.
Kolejne dni w zasadzie nie wywoływały we mnie podejrzeń. Michelle i Marta dużo jeździły na miasto, gdzie robiły zakupy. Przywiozły blender, taki dość duży. Zastanawiałem się po co aż taki, wtedy głupio wydawało mi się, że szykuje się konkretniejsza impreza sylwestrowa.
Dzień przed Sylwestrem zaczęły się dziać rzeczy, które wywołały we mnie niepokój - otóż pierwszą z nich były zdjęcia, które dostałem na maila z adresu o bardzo długiej bez ładu i składu nazwie: "fjdsoh66die98jj78aljhkfl@gmail.com". Na tych zdjęciach widziałem m.in karton z pełnym czarnym workiem w środku, napisane na ścianie lejącą się farbą ciąg cyfr "2230" oraz zbite szkło i duży czarny pojemnik. Ostatnie zdjęcie to był odwrócony krzyż, a przed nim leżała kartka. Nie miałem nic do roboty, a dziewczyny były na mieście wraz z dzieckiem, więc mogłem chwilę posiedzieć nad nimi. Szczególnie interesowała mnie kartka z ostatniego zdjęcia - po zbliżeniu zauważyłem tam moje inicjały.
Chciałem wtedy wierzyć, że to przypadek, ale z tego samego adresu przyszła kolejna wiadomość. Był to login i hasło do konta na portalu społecznościowym Michelle. Użyłem ich, a to co przeczytałem i zobaczyłem wywołało we mnie szok.
Po pierwsze, Michelle mnie zdradzała regularnie, po drugie to dziecko nie było moje, a po trzecie, które było chyba najgorsze, nigdy mnie nie kochała.
Przejrzałem również katalog "ukryte" - odnalazłem tam skan notatki, który mnie przeraził. W notatce pojawił się ciąg cyfr "2230", data zamazana, wzmianka o dziecku Michelle, które chciała usunąć oraz o kimś podpisanym moimi inicjałami jako "do likwidacji".
Zadzwonił telefon. To była Michelle. Odebrałem. Zapytała czy wszystko w porządku, więc skłamałem, że spałem i miałem koszmary. Chciała mnie uprzedzić, że jeszcze mają sporo do zrobienia, więc prędko nie wrócą.
Rozejrzałem się po domu Marty. Dół był taki stary poniemiecki. Tam urzędowali jej rodzice oraz mający niebawem się wyprowadzić były mąż. Od strony wejścia były drzwi i bardzo strome schody, z których zszedłem w celu pójścia na dół. Góra należała do Marty i jej faceta - i tam też nocowałem z Michelle i dzieckiem.
Matka Marty siedziała jak gdyby nigdy nic. Cicho, bez zainteresowania przybyłymi gośćmi. W pewnym momencie zaczęła do mnie mówić wyraz "weglaufen" - nie znam niemieckiego więc nie wiedziałem wtedy co to znaczy.

CZYTASZ
Encyklopedia Creepypasty
De Todo[A]-Co by tu powiedzieć... [J]-Jak się nie czyta to i słownictwo ubogie. [A]-Jeff do cholery nie przerywaj mi! Zaraz wbije ci ten nóż w *piiiip* [LJ]-Przepraszamy za utrudnienia jednak autorka uciekła z ośrodka psychiatrycznego i wymaga natychmiasto...