Obudziłem się na podłodze z okropnym bólem głowy. Byłem u siebie w domu, a Sangwoo tu wcale nie było... wczoraj zdjęte spodnie miałem na nogach, a na ścianie nie było ani kropli krwi. Znowu świrowałem. To już mnie zabijało od wewnątrz - i przyzwyczaiłem się do tego. Do myśli, do snów, do zwidów. Jednakże teraz to wszystko było za mocne. Przetarłem oczy pięścią i wstałem mimowolnie, patrząc przez okno. Mglisty dzień. Pasujący idealnie do mojego umysłu. Otworzyłem szufladkę, wysypując leki na otwartą, drżącą dłoń. W wolną rękę ująłem szklankę, nalewając do niej wody z kranu. Zapiłem medykamenty i westchnąłem głośno, opierając się o blat
-Yoonbum... Yoonbum, gdzie jesteś? - usłyszałem nagle stłumiony głos i kroki dochodzące ze schodów.
-Nie, nie, nie... - wyszeptałem sam do siebie, automatycznie tracąc czucie w nogach. Padłem na ziemię, czołgając się do kąta i obserwując zbliżający się cień. Zacząłem się panicznie uśmiechać, wtapiając palce w swoje włosy. W głowie moje imię splatało się z piosenką, którą słyszałem codziennie
,,Killing me softly with his song... killing me softly with his song...".
Krzyknąłem, czując, jakby wszystkie moje blizny pękły, a kości złamały się na nowo. Po głośnym jazgocie nastała cisza. Kołysałem się na podłodze z ustami skrzywionymi w uśmiech.,,...I prayed that he would finish, but he just kept right on. Strumming my pain with his fingers, singing my life with his words. Killing me softly..."
~~~
Wyszedłem na zewnątrz, patrząc w chodnik i gryząc dolną wargę. Nie chciałem się dziś rozglądać po ludziach. Zresztą i tak niewiele bym zobaczył przez mgłę, która była gęsta niczym mleko. Próbowałem gasić każdą myśl o nim. Każdą, która wywoływała u mnie ten pełen przerażenia uśmiech. W zamyśleniu kroczyłem dalej. Nie wiedziałem gdzie idę, jak daleko już zaszedłem. Nie znałem drogi powrotnej. Nagle poczułem, jak w coś uderzam. Nie było to zbyt miękkie... złapałem się za twarz i oddaliłem nieco dłoń. Krwotok z nosa.
-Przepraszam... - wymamrotałem, próbując zatamować krwotok. Brak odpowiedzi..? - Przepra... - spojrzałem w górę. Brązowa kurtka, znajomy golf i zdziwienie.
-Bum... - to on. To jego głos. Miałem go przed sobą. Uszczypnąłem się dyskretnie w policzek, by upewnić się, że to nie kolejna schiza. Nie. To niemożliwe. Uśmiechnąłem się przez łzy, pociągając nosem. Krew spływała mi po nadgarstku, kończąc drogę na rękawie. Czołgała się ona również strumieniem w dół szyi, wtapiając się w kołnierz koszulki.
-Bum, krwawisz - wydukał Sangwoo. Zacisnąłem zęby - Ciekawe za co, świnio. Uciekłeś. Zostawiając zjebaną kartkę. Myślisz, że to bilecik ulgowy? Twoje biedne, drżące pismo. ,,Kocham Cię Sangwoo". Pierdolenie. Łżesz, kurwo. Łżesz notorycznie. Ale miło, że Cię spotkałem - ścisnął moją szyję, przyciskając mnie do prawdopodobnie jakiegoś ogrodzenia. Jego twarz wyłoniła się z gęstej mgły, gdy przybliżył się do mnie maksymalnie. Spojrzałem na niego. Uśmiechnął się morderczo, zlizując krew z mojego podbródka, po czym jęknął z wyczuwalnym podnieceniem. Wstrzymałem oddech, zaczynając się śmiać. Czułem jego dłonie pod moją koszulką
-Zjebane, słabe ciało. Nie zmieniłeś się nic, Bum. Nie zmieniłeś się nic... tylko ja nienawidzę Cię jeszcze bardziej - Sangwoo zaczął wgniatać mi palce między żebra, dysząc niemożliwie głośno.
-S...Sangwoo... tęskniłem... - wyszeptałem, po czym zacząłem płakać.
Nikt nie wiedział co oznaczają te krzyki i jęki we mgle. Nikt nie widział. Nie słyszał. Oddechy stawały się zbyt płytkie. Tęsknota mijała.
Sangwoo...
CZYTASZ
Fear.
FanfictionUciekłem od niego. Nie widziałem go już tak długo. Tęsknię. Ale tak bardzo go nienawidzę. Trzęsę się ze strachu idąc ulicą. Rozglądam się szaleńczo dookoła, z nadzieją, że może jednak go zobaczę. Przepełnia mnie miłość.