III.

250 24 7
                                    

Pamiętam ten zapach. Kiedyś był nieco inny, łagodniejszy. Teraz mnie dusił. Próbowałem zasłonić twarz, by choć trochę przeszkodzić odorowi w dostawaniu się do moich dróg oddechowych. Nie mogłem. Moje ręce coś blokowało i w dodatku bolały. Oblizałem suche na pozór usta. Smakowały... uryną i krwią, w których zresztą ,,spoczywała" moja twarz. Zacząłem pluć i się krztusić. Chciałem przewrócić się na plecy - Bezskutecznie. Moje nogi również były skrępowane, przymocowane do siebie nawzajem mosiężnymi łańcuchami. Spojrzałem w dół. Miałem na sobie jedynie bieliznę. Przy okazji dostrzegłem również, jak bardzo pokaleczony jest mój brzuch. Zaniosłem się płaczem, słysząc szybkie kroki na schodach.

-No proszę proszę, słyszę, że ktoś już beczy... - mruknął Sangwoo, kopiąc coś... lub kogoś leżącego nieopodal - zwykła kurwa. Myślała, że dam jej pieniądze. Była beznadziejna, więc jedyne co jej się należało, to upierdolenie jej jelit. Ach! To, co prawdopodobnie miałeś w pysku, to to, co się z niej wylało. Twoja kolacja. - Prychnął szyderczo, zdejmując koszulkę i wyciągając tak znajome pudło. Skrzywiłem się.

-Nie, nie, nie, Sangwoo... - na mojej twarzy znów pojawił się przerażony uśmiech.

-Tak, tak, tak, Bum. Tylko dziś nie będzie wybierania... ciąłeś się kiedyś, prawda, zjebie? - odpowiedziałem mu głuchym płaczem - Nie chcesz gadać..? To cię zmuszę. - poczułem, jak coś nagle wbija się w moją skórę i gnieździ się pod nią, ryje w niej wręcz. Zimny, metalowy pręt. Zacząłem się drzeć. Już dawno nie czułem tego ohydnego, sadystycznego bólu. Miałem jego spojrzenie na moich plecach, słyszałem, jak jego oddech przyspiesza na mój widok. Tarzałem się z wewnętrznym wstydem w nieczystościach, krzyczałem, krwawiłem, tylko i wyłącznie w jednym celu - dla jego satysfakcji. W takich chwilach myślałem o zupełnie innym, pięknym wymiarze, gdzie Sangwoo mnie kochał - zupełnie zdrową miłością. Gdzie był dla mnie dobrym mężczyzną, zapewniającym bezpieczeństwo. Wmawiałem to sobie nawet teraz, gdy pręt za prętem wchodził pod moją skórę. Uśmiechnąłem się, dysząc, jakby to była największa przyjemność na świecie. Kocham go, on też mnie kocha. Uwielbiam to, jak bardzo chce mnie dopieścić, jak dobrze mnie traktuje...

-S...Sangwoo... - jęknąłem, by po chwili usłyszeć i poczuć na swojej skórze jego wilgotne zadowolenie.

-Tak, o tak... - syknął, wyjmując spod mojej skóry pręty. Ulżyło mi. Oddychałem nierównomiernie, czując w momencie silne dłonie na ramionach, unoszące moje bezwładne ciało do góry. Poczułem, że znajduję się w ,,czystszym" miejscu. Oparłem się plecami o filar, wtem czując lodowate chluśnięcie, płynące wodospadem po całym moim ciele. Wydałem z siebie nieludzki dźwięk, patrząc na Sangwoo. Przekrzywiał głowę, uśmiechając się do mnie z niemożliwą nienormalnością

-Umyłem Cię, szmato. Jesteś wdzięczny? - Spytał, kucając okrakiem naprzeciwko mnie. Pokiwałem głową, nie mogąc pohamować gorących łez, które przy styknięciu się z zimnymi policzkami zdawały się piec. Sangwoo wyjął coś zza pleców, trzymając to w obu dłoniach.

-Nie uśmiechasz się... i nigdy nie będziesz się uśmiechać tak, jak bym chciał. Naprawię to. I Twoje ręce przy okazji też.

Poczułem szczypiący ból, idący od kącika ust, aż do połowy policzka. Nie wyrywałem się. Płakałem jedynie, zamykając wszelkie dźwięki w strunach głosowych. Zacisnąłem powieki, i uniosłem ramiona w górę, by choć minimalnie poczuć się bezpiecznie.

-Zagoi się. To tylko na skórze. Jeszcze... póki co Ci go nie wyciąłem - zakpił - masz od dziś się tak uśmiechać, rozumiesz kurwa? - Pokiwałem głową, szczerząc się, co skutkowało jeszcze większym pęknięciem skóry. Odchyliłem głowę do tyłu, czując krew spływającą po mojej twarzy. Sangwoo zachichotał.

-Teraz rączki.

Chłopak wyszarpnął mnie brutalnie z łańcuchów, całą swoją siłą przytrzymując mnie za ręce. Spanikowałem.

-Sangwoo, nie, nie, NIE! Zostaw mnie, ZOSTAW MNIE! - wrzasnąłem łamiącym się głosem, próbując rzucać się na wszystkie strony. Nie poczułem nic, oprócz chlapnięcia w zakrwawiony policzek. I kolejnego chlapnięcia. I jeszcze jednego...

-Zawszony kundlu, pieprzona świnio, tak mi się odwdzięczasz, tak? Jestem za dobry? Wiedziałem od początku, niewdzięczny szmaciarzu. - Sangwoo złapał za skórę mojej szyi, trzaskając mną o beton. Splunął na mnie, podczas gdy ja zwinąłem się na podłodze, wytrzeszczając oczy i wbijając sobie paznokcie jednej dłoni w nienaruszoną część policzka. Mój oddech przez chwilę był świszczący, klatka piersiowa zdawała się pękać. Otrzeźwiło mnie na nowo szarpnięcie za dłonie. Zmieniłem pozycję z bocznej na prostą, co skutkowało uderzeniem głową w podłoże. Wywróciłem oczyma do tyłu, próbując dziko nabrać powietrza.

-Poprawimy Twoje tatuaże. Są takie blade... wujek Ci je zrobił, pamiętasz, Bum?

Odpowiedziałem tragicznym śmiechem, czując, jak zakrwawionymi od moich policzków żyletkami rzeźbi na nowo moje blizny.

Umierałem w jego ramionach, czując cudowną chemię między nami. Było tak, jak marzyłem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 13, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Fear.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz