Rozdział Pierwszy

174 5 2
                                    

          Tonęłam.
          Czułam jak tracę siły. Woda co raz bardziej pochłaniała moje ciało, a blask światła stawał się coraz słabszy. Powoli byłam już bliżej dna. Czas leciał jakby dwa razy szybciej, a ja traciłam wolę walki. Otwierałam usta, lecz nie mogłam wydobyć z nich krzyku. Moje ciało było zdrętwiałe, a umysł powoli zaczynał się wyłączać. Byłam bezbronna. Nie mogłam nic zrobić. Opuściła mnie wszelka chęć i siła, ustępując miejsce panice. Wewnątrz wpadłam w histerię. Chciałam płakać i krzyczeć, ale nie mogłam. Byłam co raz słabsza...
           Poddałam się. 
           Otaczała mnie ciemna otchłań. Mój organizm powoli umierał, a ja razem z nim. Dusza jakby ze mnie wychodziła, byłam wyssana z życia. Nagle światło stawało się wyraźniejsze i jaśniejsze. Zaczęło pochłaniać wszystko dookoła. Było już bliżej, zaraz miało pożreć i mnie. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Chciałam umrzeć.
           Musiałam umrzeć.
           Lecz nagle usłyszałam głos, mówiący:

           - Madlyn...

           Był zniekształcony i cichy. Przypominał jakby echo, które jednak utrzymywało mnie jeszcze przy życiu. Ciągle wołało to samo. Madlyn... Madlyn... Kim była Madlyn?
           Otworzyłam powoli oczy. Obraz był zamazany i niewyraźny. To samo światło było teraz jeszcze jaśniejsze.Widziałam jedynie białe tło, które mnie oślepiało. Lecz nic nigdy nie uszczęśliwiło mnie tak jak ten widok. Uśmiechnęłam się lekko do siebie, mrugając powoli oczami. Widok stawał się wyraźniejszy, a ja mogłam dojść do wniosku, że byłam w pomieszczeniu. Wszystko, co miało miejsce przed chwilą było jedynie snem, a ja żyłam.
           Chciałam się podnieść, lecz nie mogłam. Czułam jak coś ściska moje nogi i ręce. Uniosłam głowę i ujrzałam czarne pasy, które blokowały każdy mój ruch. Widok masy kabli podłączonych do mojego ciała wprowadził mnie w pewien stan przerażenia. Błoga cisza była zakłócana przez przerwany dźwięk maszyny, która znajdowała się obok mojego łóżka. Po chwili zauważyłam kolejną rzecz - wszystko w pomieszczeniu było białe. Nie było okien, nie zauważyłam nawet drzwi. Czułam się, jakby zamknięto mnie w izolatce albo jeszcze gorzej - w szpitalu psychiatrycznym. Gdzie ja byłam? Co mi się stało? 
           W mojej głowie zrodziło się wiele pytań, lecz nie mogłam nic mówić, jakbym straciła głos. Choć odzyskałam już świadomość, to jednak wciąż byłam osłabiona. 

           - Witaj - usłyszałam ten sam głos. Chciałam się rozejrzeć, ale byłam przykuta pasami i kablami do łóżka. Z niewiadomych powodów odczułam pewną formę przerażenia. Nie widziałam tej osoby, znałam jedynie jej głos, ale po chwili ktoś nachylił się nade mną. Była to kobieta. Kosmyki jej czarnych krótkich włosów opadały lekko w dół, a kolor skóry wtapiał się w tło. Wzrokiem swoich błękitnych oczu przeszywała moje, jakby chciała wejrzeć w głąb mojej duszy.

            - Jak się czujesz, dziecko? - zapytała. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, jakby była maską. 

            - Gdzie jestem? - zapytałam cicho. Te dwa słowa kosztowały mnie wiele wysiłku. Zaczęłam szybciej oddychać, a moje powieki mimowolnie opadły.

            - Nie przemęczaj się, Madlyn - powiedziała, prostując się i odgarniając zimną dłonią kosmyk włosa z mojego czoła - Jesteś wciąż osłabiona. 

            - Madlyn? Kim jest Madlyn? - zapytałam, nie rozumiejąc dlaczego nazwała mnie takim imieniem. Kąciki jej warg lekko drgnęły, ukazując tym samym parę zmarszczek.

            - Tobą - odpowiedziała. Zaśmiałam się, lekko dysząc. Nawet śmiech kosztował mnie dużo wysiłku.

            - Nastąpił jakiś błąd... - wydusiłam z siebie półgłosem - Nazywam się Violet. Violet Easton.

OblivioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz