Rozdział Drugi

280 3 2
                                    

Drzwi kabiny rozsunęły się, tworząc wokół wejścia gęstą parę, z której wyłoniła się wysoka, szczupła kobieta. Skierowałam wzrok w jej stronę i uświadomiłam sobie ważny szczegół - to ta sama kobieta, którą ujrzałam po przebudzeniu. Ta sama, której głos słyszałam w śnie.
Skierowała się powoli w moją stronę, a dźwięk odbijających się od stalowej podłogi obcasów wypełniał całe pomieszczenie. Ruszała się z gracją, jak prawdziwa dama. Już po jej postawie można było zrozumieć, iż zapewne była szanowana przez ludzi. Na jej twarzy znajdował się lekki uśmiech, lecz jej wyraz był chłodny, tajemniczy, wręcz surowy. Wzbudziła we mnie dziwne uczucie, którego nie potrafiłam zdefiniować. To samo, które czułam, gdy pierwszy raz ją ujrzałam.
Stanęła przede mną, podając mi rękę. Spojrzałam na jej dłoń, lecz nie uścisnełam jej. Nie chciałam, ponieważ nie ufałam tej kobiecie, pomimo tego, że jej nawet nie znałam, oraz nie mogłam - moje ciało na jej widok jakby dostało paraliżu i zbuntowało się przeciw mnie. Dlaczego czułam się tak dziwnie w jej obecności? Nie wiem, ale wiedziałam, że ta rozmowa będzie ogromnym krokiem.
Kobieta zabrała rękę i uśmiechnęła się szerzej w moją stronę, jakby próbując zmusić się do empatii.

- Rozumiem, Madlyn, jesteś wciąż w szoku - powiedziała, przesuwając krzesło w stronę łóżka i postawiła go na przeciw mnie. Chciałam wykrzyknąć jej w twarz, że nie nazywam się Madlyn, ale byłam świadoma, że wcale by mi to nie pomogło. Dlatego też milczałam i dokładnie ją obserwowałam. Miała kruczoczarne włosy, które długością sięgały policzków. Były gładkie i błyszczące, tak doskonale wystylizowane, iż nawet środkowy przedziałek byl idealnie prosty. Pokusiłam się o wewnętrzną ocenę - bezwątpienia była perfekcjonistką. Jej czarna ołówkowa spodnica i żakiet tego samego koloru nie posiadały choć najmniejszego zgniecenia, podobnie jak jej biała koszula. Wydawało się to wręcz niemożliwe, ale jednak było prawdopodobne. Lecz mój wzrok najbardziej przykuła jej twarz, która miała swój własny charakter - na swój sposób chłodna i surowa, a zarazem pełna tajemnicy. Spojrzałam jej w oczy, tym razem ja głęboko je lustrując. I w tamtym momencie sobie uswiadomiłam, że ta kobieta miała takie same oczy jak ja - intensywnie błękitnie niczym niebo, którego już od wieków ludzie nie ujrzeli.

- Dokładnie mnie obserwujesz, więc domyślam się, że powinnam się przedstawić - odparła, przyłapując mnie na mojej (nie)dyskretnej obserwacji. Odchrzaknęłam i odwróciłam wzrok; nie miałam już potrzeby, by na nią patrzeć.
- Nazywam się Anne Lennox. Jestem lekarzem, który zajmował się tobą w trakcie twojej śpiączki - zaczęła. Słysząc informacje o tym, że była moim lekrzem prowadzącym, mimowolnie na nią spojrzałam.

- Pani była moim lekarzem? Zatem dlaczego nazywa mnie Pani błędnym imieniem? - zapytałam z nutą ironii. Nie mogłam się powstrzymać. Budziła się we mnie złość i frustracja. Kobieta założyła nogę na nogę, patrząc na mnie dokładnie.

- Madlyn, to naturalne. Jesteś w szoku. Przebudziłaś się ze śpiączki, to zrozumiałe - powiedziała. Jej głos był spokojny, zauważyłam, że starała się, by był przyjazny. Ale nie ufałam jej w dalszym ciągu i wciąż wiedziałam, że kłamie.

- Nie wiem o czym Pani mówi - odparłam stanowczo, ale spokojnie - Nie nazywam się Madlyn i nie mam amnezji. Zarówno ja, jak i Pani, wiemy kim jestem - dodałam pewnym głosem. Kobieta uniosła głowę do góry, marszcząc brwi w zastanowieniu.

- Prosiłabym cię, byś opowiedziała mi co wiesz. Wprawdzie byłaś wciąż pod obserwacją, wiem, co działo się w twoim umyśle, ale cóż mogę wiedzieć teraz? - powiedziała i spojrzała mi głęboko w oczy - Nikt nie podsłuchuje naszej rozmowy. Jesteśmy same. Możesz swobodnie mówić.

Nie wiedziałam czy powinnam. Skąd mogłam wiedzieć czy to nie pułapka? Nie ufałam jej, nawet jeśli nazywała się moim lekarzem. Jednakże odważyłam się i zaczęłam mówić:

OblivioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz