℘ Lynn

294 42 6
                                    

Szatynka spojrzała na swoje odbicie w dużym lustrze, po raz trzeci zmieniając fryzurę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Szatynka spojrzała na swoje odbicie w dużym lustrze, po raz trzeci zmieniając fryzurę. Za każdym razem coś jej nie pasowało – w warkoczu wyglądała jak uczennica szkółki niedzielnej, rozpuszczone włosy były oklapnięte, a kok zbyt niechlujny. Parsknęła zirytowana i chwyciła włosy na czubku głowy, związując je różową gumką w momencie, gdy ktoś zapukał do drzwi jej pokoju.

– Proszę – powiedziała cicho, a sekundę później zobaczyła głowę swojego chłopaka, który niepewnie zaglądał do środka. – Wchodź – dodała zachęcająco, przygładzając włosy. Nie pozostawało jej nic innego, jak zaakceptować tak prostą fryzurę, jak koński ogon.

– Wyglądasz ślicznie – mruknął Will, stając za Lynn. Objął dziewczynę w pasie i ułożył głowę na jej ramieniu, zerkając w lustro. Posłał jej ciepły uśmiech i pocałował w odsłoniętą szyję.

– Daj spokój – westchnęła zirytowana, odsuwając się od niego.

Nie była zadowolona ze swojego wyglądu. Przez piętnaście minut próbowała zasłonić pryszcza, który wyskoczył jej przy lewym łuku brwiowym, ale nadal wydawało jej się, że jest zbyt widoczny, a jej zabiegi tylko pogorszyły sprawę. Sukienka, którą planowała ubrać, miała jakąś plamę na rękawie i musiała zadowolić się inną, w której – według niej – wyglądała jak Fiona ze „Shreka" przez jej brzydki zielony kolor, a włosy, których nie potrafiła uczesać, jeszcze bardziej pogorszyły jej humor. Ani trochę nie czuła się gotowa na spotkanie z panią Kittle.

– Przestań się denerwować, Lynn – powiedział chłopak, przyciągając ją do siebie. Posadził ją sobie na kolanach i spojrzał w oczy, kładąc jedną rękę na jej ciepłym policzku. – To tylko moja babcia, a nie królowa brytyjska. Wszystko będzie w porządku, zobaczysz. Polubi cię, obiecuję.

Lynn nie była przekonana. Paraliżowała ją obawa, że babcia Williama jej nie zaakceptuje i będzie uważać, że nie jest dość dobra dla jej wnuka. Eugene Kittle miała niesamowicie duży wpływ na Willa, a panna Klein bała się, że kobiecina wyperswaduje mu związek z nią.

– Słyszysz, co mówię? – zapytał, delikatnie nią potrząsając. – Nie przyprowadzałabym cię, gdybym nie wiedział, że cię pokocha.

– Dzięki za pocieszenie – prychnęła, wstając. Gwałtownym ruchem wygładziła fałdy rozkloszowanej sukienki i podeszła do okna, z którego miała widok na rodzinny ogród, po którym biegała jej młodsza siostra – Lilly. W tamtym momencie jej zazdrościła; po stokroć bardziej wolałaby mieć sześć lat i przejmować się tylko dziurawymi rajstopami, za które mogłaby dostać burę od matki.

– Wiesz, o co mi chodzi – powiedział cicho Will, łapiąc ją pewnie za rękę. Splótł ich palce i ścisnął, próbując dodać jej otuchy i uspokoić. – Chodźmy już.

Raz kozie śmierć, pomyślała szatynka. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na swojego chłopaka, próbując uspokoić palpitacje serca.

Sentymentalne brednieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz