Valentine's Day

273 31 3
                                    


Walentynki. Dzień, w którym wszystkie pary okazują sobie tyle miłości, jak nigdy dotąd. Na ulicach i promenadach pełno osób trzymających kosze, aż po brzegi wypełnione krwistoczerwonymi różami. Tylko czekali, aż jakiś zagubiony chłopak do nich podejdzie, kupując kwiat dla swojej drugiej połówki, a takich osób było bardzo dużo.

Siedziałem w samochodzie, z głową opartą na szybie. Cicho podśpiewywałem do piosenki lecącej z radia, wystukując rytm opuszkami palców na kierownicy. Aktualnie stałem w korku i zastanawiałem się, czy w Seulu światła muszą tak upornie działać. Ledwo przejechało pięć samochodów, a tu już czerwone. Przecież to stolica Korei Południowej, to niemożliwe, żeby było tak mało skrótów do dzielnicy Gangnam! - Pomyślałem i prychnąłem jak rozjuszona kotka.

Dzień w pracy był dość męczący, bo miałem za sobą dwie sesje, ale znalazłem czas, by kupić chociaż bukiet kwiatów dla swojego partnera. Sam nie liczyłem od niego na zbyt wiele, ponieważ już od rana musiał stawić się w studiu, by nagrać kolejną piosenkę do jego nowego albumu, a teraz pewnie chodził po całym domu, ćwicząc swoje high notes. 
No, przeważnie tak nasze walentynki wyglądały. Jako idole nie mieliśmy zbyt dużo czasu, by poświęcić go tej drugiej osobie, ale gdy już nadarzyła się taka okazja, wykorzystywaliśmy to w stu procentach.
Po kilkunastu minutach wjechałem na podziemny parking budynku, w którym mieścił się nasz apartament. Przeczesałem palcami kosmyki swoich różowych włosów i wyłączyłem silnik, stając na wyznaczonym dla tego samochodu miejscu. Wysiadłem z auta, zabierając po drodze rzeczy z tylniego siedzenia, w tym i bukiet róż. Pomaszerowałem szybkim krokiem w stronę windy, a kiedy poczekałem, aż ta zjedzie z samej góry, wszedłem do jej środka i kliknąłem guzik, z odpowiednim numerem piętra. Na każdym piętrze mieściły się tylko po dwa mieszkania, ze względu na ich wielkość, choć budynek  był dość sporych rozmiarów.
Przekręciłem klucz w drzwiach i pchnąłem je, wchodząc do środka. Do moich nóg od razu doskoczyły dwa pudelki, a ja nie mogąc się powstrzymać, odłożyłem kwiaty na komodę i przytuliłem do siebie swoje pociechy, przez co niejednokrotnie dostałem językiem po twarzy.  Rozebrałem się, wziąłem bukiet w rękę i kiedy już miałem się rozejrzeć po domu w poszukiwaniu Jonghyuna, potknąłem się o stertę jego butów, leżących w przedpokoju. Runąłem na podłogę, a kilka płatków róż znalazło się na posadzce.
- Cholerny kretyn. - Warknąłem pod nosem i otrzepałem ubrania, podnosząc się na równe nogi. Kopnąłem kilka par obuwia i ruszyłem do salonu, mając nadzieję, że tam znajdę tego przykurczonego dinozaura. Jakie było moje zdziwienie, kiedy stanąłem w progu, a salon wyglądał, jakby jeszcze nigdy nie był używany. Wszystko idealnie posprzątane, a jedyne czego mogłem się doczepić to śnieżnobiała kartka, leżąca na stoliku przed kanapą. Zmarszczyłem brwi i niepewnym krokiem podszedłem do mebla, chwytając kartkę w dłoń.

"Szukaj, a znajdziesz, baby"

Odwróciłem się przodem do psiaków, które przyglądały mi się, z łebkami przekręconymi w bok.
- Co on znowu kombinuje, co? - Uśmiechnąłem się, na co one tylko energicznie pomachały swoimi ogonami. Nie wiedząc, na jak absurdalny pomysł wpadł Jonghyun, opadłem na kanapę, ale włosy prawie stanęły mi dęba, kiedy usłyszałem głośny pisk. Odskoczyłem od kanapy i podniosłem jedną z jej poduszek, pod którą leżała kolejna karteczka, tym razem niebieska.

"Nie ociągaj się, tylko szukaj!"


Prychnąłem pod nosem, uświadamiając sobie, że to naprawdę musi być jakiś głupi pomysł. Czy ja jestem psem, żebym musiał szukać jakichś poszlak?! Wyprostowałem się i westchnąłem głośno.

- To nie era Sherlocka, Jjong! Wyłaź i się nie wydurniaj! - Odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Postanowiłem już poszukać tych kolejnych papierków, byle tylko mieć to z głowy. Pokierowałem swoje kroki i oparłem się o blat, nie widząc niczego, co by przyciągało mój wzrok. Poczułem, że robi mi się coraz zimniej, więc otworzyłem szafkę, by zrobić sobie tradycyjną herbatę. Co jak co, ale jednak wolę się nie zaziębić.
Uniosłem jedną brew do góry, dostrzegając na wieczku kolejną karteczkę - zieloną.

Valentine's Day | JongKeyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz