25 LAT PÓŹNIEJ
Siedziałam na wyblakłej, może trochę staromodnej kanapie w ciemnym pokoju. Ciemne. to dość dobre wyrażenie. Było ciemno. Ale dlaczego? Bo chciałam. Wszystkie światła pogaszone. Jeszcze nie potrafiłam normalnie usiąść, pomyśleć. Na razie kuliłam się sama w sobie i wmawiałam, że każdy będzie mnie obwiniał o to co się stało.
Nie chciałam. Powtarzałam to każdemu, kto pytał. Kto chciał pytać. Kto miał odwagę pytać.
Nie chciałam tego zrobić. Była niewidoczna. Ja miałam prawo jej nie zauważyć. Być może jechałam ze zbyt dużą prędkością. Ale nawet jeśli to ona powinna mieć na sobie chociaż kawałek odblaskowego materiału. Chociaż najmniejszy kawałeczek. Powinna była zauważyć światła mojego samochodu. Powinna. Gdyby nie miała wtedy słuchawek na uszach, może miała by szansę przeżyć. Wbiegła tak nagle. Czasem zastanawiałam się co robiła tak zrozpaczona dziewczyna na środku pustej szosy o tak późnej porze. Jednak nigdy nie było mi dane poznać odpowiedzi.
Moje przemyślenia przerwał głośny, wyrywający z zamyślenia dzwonek do drzwi. Oparłam się jedna ręką o kanapę i podniosłam się jednym ruchem. Podeszłam do drzwi tak szybko jak pozwalały mi moje zmęczone nogi. Wyjrzałam szybko przez wizjer. Za podwójnym szkłem kryło się dwóch rosłych policjantów. Westchnęłam. Uchyliłam drzwi.
- Dzień dobry. Czy wie pani dlaczego panią dziś odwiedziliśmy?- zapytał jeden z nich w tym samym czasie wyciągając i pokazując mi swoją odznakę.- Możemy wejść? - zapytał drugi podchodząc nieco bliżej, jakby chciał pokazać, że nie ma złych zamiarów i chcę tylko wejść. Tak jakby miał zamiar przyjść do mnie na herbatę.
Nie odpowiedziałam na pytanie, ale uchyliłam szerzej drzwi i wpuściłam policjantów do środka.Gdy oboje weszli do salonu, zamknęłam za nimi drzwi.
Podążyłam za mężczyznami i usiadłam na kanapie. W pokoju panowały niemal egipskie ciemności. Nie przejmowałam się tym. Jeśli chcieliby, żeby w pokoju było jaśniej na pewno by mi to powiedzieli. Czekałam na ich ruch. Nic nie mówili, widocznie nie przeszkadzało im to.
- A więc powtórzę pytanie. - powiedział brunet. - Czy wie pani dlaczego panią niepokoimy? - zapytał starając się nie wyglądać na zniecierpliwionego.
Spojrzałam mu w oczy.
- Nie. Nie mam pojęcia. - powiedziałam możliwie najobojętniejszym głosem na jaki było mnie stać.
Drugi policjant wyprostował się i usiadł prosto.
-A więc przychodzimy do pani głównie z powodu...
- Wypadku - przerwałam mu.- Tak... wypadku. - powiedział nieco zaskoczony. Chwilę później jednak się uśmiechnął. Nie zwyczajnie. Tylko tak jakby miał w zanadrzu jakieś argumenty, które zepsują każdą moją wersję wydarzeń z tamtego wieczora.
- A myślałem, że nie ma pani pojęcia dlaczego do pani przyszliśmy. - przyłożył mały palec do brody w geście udawanego przerażenia. Spojrzałam na niego wściekła. Ale się nie odezwałam. Nie chciałam zepsuć swoje pozycji z powodu mojej bardzo szybko rodzącej się wściekłości.
- Czy przyznaje się pani do potrącenia dwudziestotrzy letniej kobiety o personaliach Agatha Browner? - zapytał drugi policjant jakby chcąc zakończyć walkę na wzrok toczącą się między mną, a drugim policjantem.
Odkaszlnęłam.
- Tak, ale nie umyślnie. Ona mnie nie widziała. Znaczy się jak tak myślę. - powiedziałam przełykając ślinę.
Policjanci chwilę milczeli jakby ważąc słowa, które padły. Zastanawiali sie nad ich sensem.
- Co pani rozumie poprzez stwierdzenie " nienaumyślnie" ? - zapytał policjant siedzący po prawej. - Wjechała pani w nią "nienumyślnie"? Czyli nie wiedziała pani, że ona tam jest? A może była pani pod wpływem jakichś środków? Dlatego "nienaumyślnie" ?
Wściekłość wrzała we mnie. Czułam to.
- Wyraziłam się jasno. Potrąciłam ją tylko dlatego, bo miała słuchawki na uszach i pewnie nie słyszała mojego samochodu. - starałam się opanować.
W tej chwili zdałam sobie sprawę jak bardzo mam przerąbane. Źle uformowałam zdanie. Bardzo, źle. Spojrzałam na policjantów.
- Czyli potrąciła ją pani dlatego, bo miała słuchawki? - policjant zaśmiał się sarkastycznie.
- A gdyby ich nie miała? To by ją pani zostawiła? - zapytał drugi.
Wstałam. Nie chciałam ich wystraszyć ani nic. To mój tik nerwowy. Kiedy się denerwuje wolę pochodzić niż zrobić komuś krzywdę. Ale obydwaj natychmiast się poderwali i ich dłonie powędrowały do kabury. Zatrzymałam się natychmiast i podniosłam ręce.
-Już. - powiedziałam.- Chciałam tylko się przejść po pokoju. - tłumaczyłam się.
Dalej nie wyglądali na przekonanych. Nie chciałam robić problemów, dlatego usiadłam.
JEZU LUDZIE KOMENTUJCIE COŚ>Może byc taki dtugi rozdzialik?
Jak się będzie podobał to dokończe.
CZYTASZ
Życie - kiedyś było prawdą
Novela JuvenilLucy Rose to dorosła kobieta, która ma problem... Wielki problem. Nie potrafi sobie poradzić z poczuciem winy. Czy ujawnienie mocno strzeżonych tajemnic pomoże jej w odnalezieniu siebie?