Rozdział II

69 22 25
                                    


Naira Darestyer otworzyła szeroko oczy. Zamrugała kilkukrotnie, by przegnać spod powiek resztki snu i przechyliła głowę. Obudził ją cichy dźwięk, lekki i tłumiony, jakże różny od ciągłego zgiełku zza drzwi, do którego już zdążyła przywyknąć w ciągu ostatnich tygodni. Obudził ją szloch. Rozejrzała się, próbując przebić wzrokiem otaczający ją mrok i skulona ruszyła w stronę źródła dźwięku. Ostrożnie manewrowała stopami, uważając, by nie wpaść w luki pomiędzy kratami.       

   - Ceri? Ceri, to ty?- szepnęła w ciemność, ledwo rozświetlaną przez rozedrgane światło pochodnii, sączące się wraz z gwarem przez szczelinę pod krzywymi drzwiami. Po nierownej podłodze tańczyły cienie, zamknięte w wąskim jasnym paseczku.         

    Naira spojrzała w kąt niewielkiej klatki i odszukała wzrokiem drobną postać, skuloną w ciemny kłębek. Dziewczynka pokiwała głową, schowaną w za dużej sukience. Naira powoli przysunęła się do siostry i oparła się oboko niej  o twarde, żelazne kraty, z lodowatą obojętnością wysysające z człowieka ciepło i nadzieję. Zadrżała.         

 - Boisz się?- Nie doczekała się odpowiedzi, więc objęła chude ciało siostry i przycisnęła do siebie. Czuła trzepot serca dziewczynki i ostre kosteczki, rozpaczliwie wyraźne pod jasną skórą.      - Nie martw się. Jeszcze wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, jeszcze nas z tego wyciągnę...- głos uwiązł jej w gardle, przełknęła ślinę i wzięła głęboki oddech. Powtarzała te słowa tak często, że z obietnicy, wyrytej w umyśle, stały się tylko garstką pustych wyrazów, bez znaczenia i sensu. Spojrzała na siostrę,  sprawdzając, czy Ceri zauważyła chwilę słabości. Musiała być silna. Musiała wziąć się w garść.                             

- Ja wiem, że możesz się bać.  Ja też się boję, ale...- znowu urwała, przetrząsając umysł w podzukiwaniu, słów, jakiegokolwiek cienia nadziei, którym mogłaby pocieszyć siostrę. Tylko że nie było żadnego ,,ale". Od trzech miesięcy, ktore spędziły w niewoli, wszelka nadzieja na ratunek gasła jak światełko kest zamknięte w szkle. Dziewczyna potrząsnęła głową i zaczęła liczyć otwory w kratach, byleby zająć czymś myśli.

- Dzisiaj. Przyjdą po nas dzisiaj. - Słowa Ceri padały między nimi ciężko jak wyrok. Dziewczynka klęczała, wyprostowana sztywno i nienaturalnie. Oczy, skryte pod półprzymkniętymi powiekami były wbite gdzieś w ciemność. Naira zamrugała, porzucając liczby i kraty. A więc to już....

- Jesteś pewna?

Ceri powoli, wręcz z namaszczeniem pokiwała głową, wstrząsając bujną czupryną.

- Przyszli po Treet. Zabrali Marę.-  Naira mimowolnie spojrzała na drugą klatkę, stykającą się bokami z ich. Gdyby wytężyła wzrok, dojrzałaby strzępki ciała i plamy krwi, pozostawione na żelazie przez Marę w ostatniej próbie ucieczki. Odwróciła spojrzenie i znowu przytuliła się do siostrzyczki. 

- Dzisiaj zabiorą nas.- Oznajmiła z nagłą siłą dwunastolatka. Nie zapytała, nie zaprzeczyła. Stwierdziła fakt ze straszliwą pewnością.

Starsza siostra ukryła w twarz we włosach Ceri. Spodziewała się tego. W ciągu tygodnia z ich klatki zabrano pięć osób, a przedwczoraj dwie służące o beznamiętnych twarzach i pustych oczach przyszły do celi i śmierdzącym mydłem wyszorowały im całe ciała. Naira drapała, kopała i gryzła, ale w milczących kobietach kryła się zaskakująca siła. Jedna przytrzymała ją,druga szorowała ją po skórze, zdzierając brud i blizny, a ona klęła i rzucała się, próbując wydrapać im oczy. Na koniec rzuciły jej prostą, ale czystą koszulę z najtańszego płótna, ledwo zakrywającą kolana. Naira mogła ubrać ją lub pozostać naga. Przykucnęła w samym kącie klatki, obciągając koszulę do stóp, skrępowana i zawstydzona. Nie przyjmowała się Dinkiem, siedzącym w klatce po prawej dziesięciolalkiem ze Wschodnich Wyżyn,  on bowiem od tygodnia wpatrywał się jedynie w swoje paznokcie, gładząc je  o zabrany skądś kawałek piaskowca. Chłopiec bez wątpienia trafił do klatek ze względu na urodę: z delikatną, elfią twarzą na pewno był interesujący dla wszystkich arystokratów. Nie, Nairze nie chodziło o chłopca: chodziło jej o elementarną ludzką godność i przerażającą łatwość, z jaką  ją dziewczynie odebrano.

Ceri zniosła mycie zupełnie inaczej. Poslusznie, jak lalka, stała w balii, unosząc obojętnie ręce, patrząc bez słowa protestu na zimną, szarą wodę. Naira wzdrygnęła się, gdy ujrzała, jak spod miesięcznej warstwy kurzu i pyłu wyłaniają się żebra jej siostry, obojczyki i łopatki, ciasno opięte skórą. Dziewczynka, jakby czując jej myśli uniosła głowę, krzywiąc się z zimna. Mycie ujawniło jeszcze jedną cechę dwunastolatki. Naira poczuła przypływ przerażenia. Nawet wychudzona, Ceri była piękna. Trzeba byłoby być ślepym, by nie dostrzec niezwykłej urody jasnobłękitnych oczu, delikatnych rysów, wyostrzonych tygodniami wędrówki, i długich, wijących się włosów O barwie złota. Naira zdusiła strach, który nagłym ściskiem chwycił ją za gardło. Wiedziała, co dzieje się z pięknymi dziewczynami w niewoli, niezależnie od ich wieku. Wiedziała, jaki los czeka jej siostrę. Naira uśmiechnęła się do siostry, kryjąc burzę, szalejącą w jej wnętrzu. Była wściekła i przerażona, a nade wszystko straszliwie bezradna. Uczucia rozsadzaly ją na kawałki. Dziewczyna oderwala wzrok od Ceri, zacisnęła powieki i zagryzła wargę, aż poczuła spływającą po podbródku gorącą krew. W kątach pomieszczenia zapanował nagły ruch: wije, pająki i bezskrzydłe świerszcze wypełzały z norek i kryjówek, kierowane odruchowym rozkazem. Naira zacisnęła pięści na głowie, zaklinając zwierzęta, by wróciły do norek. Dawno.nie.straciła nad.sobą panowania do tego.stopnia, a ostatni.raz, gdy przestała się kontrolować... wolała go.nie przypominać. Zwierzęta cofnęły się do szczelin i.zakamarków. Naira oddychała ciężko, łapiąc wzrokiem spojrzenie siostry.  Ceri uśmiechnęła się do niej, wzdrygając się, gdy służące szarpały grzebieniem jej piękne, długie loki. 

Obie miały włosy po matce, na tym jednak kończyły się podobieństwa. Szesnastolatka zawsze była chuda i koscista, miała bladą twarz o mocno zarysowanej szczęce i  nieproporcjonalnie  wielkich oczach w barwie hartowanej, nieprzejrzystej stali. Ojciec zwykł mawiać, że Ceri i Naira mają oczy w kolorze nieba: Ceri bezkresnego błękitu znad złotych pól, a Naira burzowych chmur.

 Teraz dziewczyna wtuliła twarz we włosy siostry, zanosząc modły do wszystkich znanych jej bogów, by jakimś cudem  je stąd wyrwali.

-Wiesz...- wyszeptała, ale bez pomysłu, co powiedzieć, myślała przez chwilę, by w końcu niezręcznie zakończyć:  - Prześpij się trochę. Póki mamy czas. 

Wsłuchiwała się przez chwilę w cichy, szybki oddech Ceri, aż ten zwolnił, oznajmiając, że dziewczynka zasnęła. Naira martwiła się o siostrę. Przez pierwsze tygodnie niewoli dwunastolatka była przerażona i oszołomiona, płakała lub wołała rodziców, ale nawet to było lepsze od upiornego milczenia, w które coraz częściej popadała Ceri. Potrafiła ona przez długie godziny wpatrywać się w przestrzeń, bez najmniejszego drgnięcia, z oczami.rozszerzonymi strachem.

 Naira wiedziała, że jej siostra jest Słuchającą. W tym pokoleniu Dary były w jej rodzinie niezwykle silne. Ceri czuła przyszłość, widziała mgliste urywki wspomnień i potrafiła odczytać emocje cczłowieka jak otwartą księgę. Szesnastolatka nie chciała wiedzieć, jakie wizje nawiedzają jej siostrę, doprowadzając ją do takiego stanu.

Naira opuściła głowę i oparła się o kratysiostrę, podkulając stopy, by jak najmniej dotykać zimnego żelaza. Przymknęła oczy, pozwalając, by ogarnęły ją wspomnienia. Pozwoliła, by wygładziło jej się czoło, pozwoliła sobie zapomnieć i zatracić się w przeszłości.




No, piszcie, jak się podobało :-)

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 09, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Niepokonani:    CesarstwoWhere stories live. Discover now