6. Laska

509 29 2
                                    

Nolmalna osoba zareagowałaby śmiechem na tą informację, albo wręcz odwrotnie - strachem, ewentualnie odebrałoby jej mowę na tydzień ze zdumienia. A jak zareagował Dean? Uniósł brwi do góry, a z jego krtani wydobył się wesoły (przynajmniej w moim przekonaniu) okrzyk "WOW". Jezu, tem gościowi humor zmienia się częściej, niż kobiecie w trakcie okresu.

Sam, który siedział lekko pochylony do przodu z łokciami opartymi na kolanach, popatrzył na niego wzrokie mówiącym: "Stary, błagam przestań". Następnie spojrzał na mnie i rzekł:
— Uciekasz przed nim, prawda?
Podniosłam palec do góry w geście oznajmiający 'poczekaj', schyliłam się po plecak i zaczęłam penetrować jego zawartość. W końcu wyjęłam granatowy notes matki i podałam go brunetowi, otwarłszy uprzednio pierwszą stronę. Młodszy z braci przeleciał oczami po kartce, po czy podał list partnerowi do analizy. Po chwili blondyn podniósł głowę znad notesiku:
— Co takiego niby jest w tym Bodie? Poza tym, że to nawiedzone miasteczko — zakpił, wymawiając dwa ostatnie słowa.
— Schronienie — odparłam.
— Na jakiej zasadzie ono działa? — zaciekawił się Sam.
— Nie wiem. Jak tam dotrę mam mieć przy sobie klucz, to najważniejsze. Potwierdzi moją tożsamość, czy coś w tym stylu.

Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał Dean:
— Rozmuniem, że teraz chcesz, abyśmy zawieźli cię na dworzec.
— Wierz mi, nie chcę, ale muszę. Męczy mnie ta podróż. Ciągle się gdzieś przesiadam, muszę pilnować odjazdów i przyjazdów, to wyczerpujące.
— Znam to z doświadczenia — uśmiechnął się — Dobra — klasną w dłonie — zwijamy zabawki Sam, bo już raczej zakończyliśmy tą sprawę.
— Jasne — dźwignią się i podszedł do laptopa.
Starszy z braci zajął się szafą, a ja poszłam po telefon.
— Kim — blondyn kucną obok mnie — to może ci się przydać — podał mi pokrowiec, z którego wystawała czarna, matowa rękojeść. Pociągnęłam za nią i mym oczą ukazał się błyszczący sztylet — Ze srebra — poinformował.
— Nigdy nie posługiwałam się bronią, nawet białą.
— To nic trudnego. Nauczysz się z czasem.
— Ok, jedziemy? — Sam stał z torbą na laptopa przerzuconą przez ramię, a w ręce trzymał mniejszą, zapewne z broną.
— Tak — odparł jego brat podnosząc z podłogi większy ekwipunek.
Wyszliśmy z pokoju.

Na dworcu byliśmy równo o trzeciej po południu. Pożegnałam się z chłopakami i podziękowałam im za wszystko, co dla mnie zrobili. Nawet za to, jak Dean na mnie naskoczył. Przynajmniej mogłam wygadać się komuś, kto mi uwierzył.

Pierwszą rzeczą jaka zrobiła będąc na miejscu, to zakupienie nowej mapy w sklepie koło kas. Moja, po dotarciu do Indianapolis będzie już nie potrzebna (obejmowała tylko dwa stany). Późnej zajęłam się sprawą biletu. Za pomocą legitymacji szkolnej (dzięki Bogu, że ją ze sobą zabrałam) dostałam trochę tańszy bilet. W oczekiwaniu na pociąg czytałam książkę przeżuwając pieczywo z rana. Gdy po trzydziestu pięciu minutach, pociąg wtoczył się na peron, wysiadł z niego tłum ludzi. Wrzuciłam Kinga do kostki i czym prędzej podbiegłam pod drzwi wagonu. W środku udało mi się zasiąść przy oknie, a po paru sekundach dosiadał się do mnie młody chłopak. Wyglądał mi na studenta, co okazało się prawdą, bo podczas jazdy zaczął przeglądać jakąś książkę do psychologii. Podróż spędziłam wpatrując się w okno. Widoki nie były zachwycają, praktycznie cały czas jechaliśmy przez zabudownane tereny. Zamknęłam powieki. Oczami wyobraźni próbowałam zobaczyć Bodie. Jak ono wygląda, jacy są inni półbogowie, jakim cudem jakiś kluczy ma potwierdzić moją tożsamość i najważniejsze, czy faktycznie doznam tam spokoju.

Rzuciło mną do przodu. Uderzyłam czołem o fotel przede mną, a następnie poleciałam w prawo na młodego chłopaka. Przez chwilę miałam wrażenie, że oglądam film w zwolniony tempie. Widziałam różnego rodzaju przedmioty latające w powietrzu, między innymi telefon, który walną kogoś w głowę rozcinając ją. Spojrzałam w szybę znajdująca się po prawej stronie, która momentalnie rozsypała się na kawałki pod wpływem bliskiego, gwałtownego spotkania z ziemią. Fragmenty szkła fruwały po wagonie. Poczułam jak jeden z nich rozcina mi skórę na policzku. Syknęłam z bólu, choć po głębszym zastanowieniu się nie był to ból, a pieczenie. Przyłożyłam dłoń do rany, jednocześnie próbując wstać, ale nie mogłam się ruszyć. Coś przygniotło mi lewą nogę! Nie, nie coś. Ktoś. A dokładniej martwe ciało kogoś! W panice starałam się zrzucić czyjeś zwłoki. Były strasznie ciężkie, ale mi się udało. Podniosłam się, ale za niecałe dwie sekundy runęłam jak długa na torby podróżne. Moja kostka podskoczyła na moich plecach i uderzyła mnie w głowę. Jak przez mgłę widziałam ludzi, który usiłowali wydostać się na zewnątrz. Po chwili nastała całkowita ciemność.

Córka Zła [Supernatural]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz