-Ile razy mam ci mówić, żebyś pukał?!-krzyknęłam zdenerwowana odrywając wzrok z telefonu.
-A ile ja razy mam ci mówić, że jak cię wołam, to masz przyjść?!-spojrzał się na mnie wściekłym spojrzeniem.
-Jezuu, znowu mamy się kłócić o byle gówno?-przekręciłam oczami.
-Lucy, nie używaj takich słów-skarcił mnie.
-Mam 14 lat! Nie przesadzaj. "Gówno", to jeszcze nie jest złe słowo jak na mój rocznik.
-Postaraj się takich już nie używać. Teraz, chodź na obiad-powiedział, po czym wyszedł z pokoju, a ja zaraz po nim.
-Co dzisiaj przygotowałeś kuchareczko?-zaśmiałam się siadając przy wysepce kuchennej. Tak już z nami jest. Krzyczymy na siebię, a zaraz jest wszystko dobrze i się śmiejemy. Takim rodzeństwem już jesteśmy.
-No to tak...-stanął w pozycji kelnera i zmienił wyraz twarzy na poważną-Kucharz Charlie Joe Lenehan, przygotował dzisiaj kurczaka gotowanego na parze, podsmarzane warzywa i do tego kasza kus-kus. Może być?
-Idealnie-uśmiechnęłam się w jego kierunku, który zaraz odwzajemnił ukazując swoje dołeczki. Charlie jest ideałem chłopaka według moich przyjaciółek, czy koleżanek. Blondyn, niebieskie oczy, dołeczki podczas uśmiechu, miły, uczynny, kochany, troskliwy. Czego chcieć więcej? Takiego właśnie mam brata.
-Siadaj już, nie gadaj i jedz. Smacznego-powiedział stawiając talerz przede mną. Usiadł koło mnie i obydwoje się wzięliśmy za jedzenie. Kiedy już talerze były puste, blondyn wstał i włożył je do zmywarki. Teraz mamy czas aby porozmawiać.
-Charlie, mam pytanie-spojrzałam się na brata kątem oka.
-Co jest młoda?
-Gdzie ty jesteś jak ciebię nie ma w domu?-spytałam, na co wyraźnie blondyn się spiął. Zamknął oczy, ręce ścisnął w pięść i stał nieruchomo. Nie sądziłam, że takie jedno głupie pytanie może go, aż tak zdenerwować.
-Charlie...-dotknęłam go ramię.
-Yym-ewidętnie się zmieszał otwierając oczy, ręce wypuścił ze ścisku i odwrócił się do mnie przodem-Nigdzie, z kolegami chodzimy po klubach czasami, ale to nic wielkiego ani złego biorąc pod uwagę mój wiek.
Nie mówiłam Wam, ale Charls ma 20 lat. Jest pełnoletni i jeżeli naprawdę tylko chodzi po klubach, to nic złego nie robi. Zajmuję się mną, firmą, wywiozuje się ze swoich obowiązków, więc ma, to wszystko pod kontrolą i robi wszystko na co się pisał.
-A coś się stało?-zapytał wyrywając mnie z przemyśleń.
-Nie, jest okay. Martwiłam się tylko, ale jeżeli jest tak jak mówisz, to nie mam powodów do zmartwień-uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego brzuch, odrazu otrzymałam odwzajemnienie uścisku. Może i nie spędzamy ze sobą jakoś dużo czasu. Często się kłócimy. Ale i tak go kocham. Nigdy bym nie pozwoliła, żeby ktoś go zranił, ani żeby zepsuł nasze relacje.
-Spokojnie Luc, jest wszystko do-jego wypowiedź przerwał telefonu, który odrazu odebrał odrywając się ode mnie i zostawiając z tyłu.
-No siema...Tak, nie ma sprawy...Nie gadaj...Jak to wrócił?!...Ale znaleźliście go?! Widzieliście?!...Kur..dobra, zaraz tam będe...Narazie-rozłączył się i pobiegł na przedpokoju, a ja zaraz za nim.
-Coś się stało?-zadałam pytanie patrząc na Charlsa który miał problem z szybkim założeniem butów.
-Nie, jest wszystko dobrze. Jak wyjdę z domu, to zamknij odrazu za mną drzwi, okna i zasłoń rolety. Może do ciebie przyjść jedynie Mary, nikt więcej. Siedźcie w domu i nigdzie się nie ruszajcie. Wrócę później..-spojrzał się na mnie ostatni raz i wyszedł z domu.
-Ale Char..!-nie usłyszał mnie, a ja jedynie zobaczyłam jak drzwi zatrzaskują się za chłopakiem. O co chodzi?!
Hej. Nie było mnie tutaj dość długo czasu, ale mam nadzieję, że jeszcze ktoś tutaj jest i ze mną zostanie obserwując dalsze losy naszej Lucy Lenehan. Jeżeli ci się podobało, to oczywiście zostaw vote i napisz kometarz ze swoją opinią! Do następnego <3
YOU ARE READING
Trust me..please
FanficTrudno jest zawalczyć o ludzkie zaufanie. Lucy wraz ze swoim bratem prowadzą spokojne życie. Jednak czy Charlie naprawdę jest takim idealnym braciszkiem za jakiego się podaje?