Po tym wydarzeniu długo myślałam,jak wytłumaczę to mojemu chłopakowi. No i oczywiście obawiałam się, czy Jane mnie nie wyprzedzi. Kiedy Jack wrócił,od razu wiedział,że coś jest nie tak. Cholera...
-Czy Jane zrobiła lub powiedziała coś,co Cię zraniło...?-Jack po tych słowach czule mnie przytulił,ale ja nie odwzajemniłam tego gestu. Ale dlaczego?! Mój chłopak zauważył to i wyszedł z kuchni,w której obecnie oboje się znajdowaliśmy. Chwilę później weszła Jane,a widząc minę Jack'a,spojrzała na mnie.
-Powiedziałaś mu o Nas?-spytała. Zdębiałam. Jakich "Nas"...?!
-C-Co? Jakich "Nas"?!-sama nie wiedziałam,co pieprzę. Czyżbym żałowała ostatniej nocy...?
-A więc to tak...Bawiłaś się mną!-poczułam siarczysty policzek. Po chwili Jane wybiegła z pomieszczenia z płaczem. Głupia...Co na narobiłam?! Przecież Jane jest moją ukochaną! Co ja gadam...?! Niewiele myśląc,pobiegłam za szatynką,a za mną biegł Jack. Najwyraźniej zaczął coś już podejrzewać. Dogoniłam ją. Dziewczyna siedziała na małej polance pod drzewem topoli,niedaleko strumyka i ocierała łzy z twarzy.
-Przepraszam...-odparłam,a ona spojrzała na mnie o spytała:
-Zero...Powiedz,proszę...Czy to,co mówiłaś wcześniej,to prawda?-spytała z (wyraźną) nadzieją w głosie.
-Nie...Ja naprawdę Cię kocham...-odparłam,obejmując ją za szyję.
-Naprawdę?! J-Ja Ciebie też...-odparła Jane i zdjęła maskę. Wiedziałam,do czego zmierza. Delikatnie musnęłam jej usta swoimi. Odwzajemniłam gest.
-Kiedy zamierzasz powiedzieć o Nas Jack'owi...?-spytała mnie z żalem w głosie.
-Nie wiem...Może jutro...-dopiero po chwili ujrzałam mojego chlopaka. Patrzył na mnie z wyrzutem (widocznie wszystko słyszał),Nim odszedł bez słowa...
Żal mi go było,bo pewnie poczuł się oszukany,ale z drugiej strony...
Przynajmniej nie tkwił już w błędzie. Razem z Jane spędziłyśmy kolejną,cudowną i namiętną noc. Było Nam cudownie...