Ciemna, zimna noc. Most. Zapalonych tylko 6 latarni z 30. Słychać szum Tamizy i przejeżdżające niedaleko konne bryczki. Blask Księżyca pomaga latarniom w rozświetleniu mostu. Wszystko wydawało się być zwyczajne, ale jeden element przeszkadzał detektywowi w wróceniu do domu. Migające światło latarni. Niby nic szczególnego, ale jednak przyciągało uwagę, głównie ze względu na to, że strażnicy Tower Bridge bardzo pilnowali świateł latarń. Tej nocy czegoś brakowało. A raczej kogoś.
Udałem się na szczyt jednej z wież. Nikt mnie nie zatrzymywał po drodze, co było bardzo dziwne. Strażnicy zwykle byli bardzo czujni. Gdy byłem już na górze, zobaczyłem drzwi. Ostrożnie je otworzyłem. W środku zobaczyłem coś, czego się nie spodziewałem.
- Królewskie klejnoty... Ale od kiedy są w Tower Bridge? Przecież powinny być w Tower of London... - podszedłem do gabloty i przyjrzałem się im uważniej. - To nie są prawdziwe klejnoty! Ktoś mnie tutaj specjalnie sprowadził. - obróciłem się do tyłu i spojrzałem na drzwi. - Kim jesteś? - gwałtownie otworzyłem drzwi na zewnątrz i rozejrzałem się. Nikogo nie było. Powoli odwróciłem się z powrotem do tyłu i ujrzałem coś najgorszego na świecie.
- Moriarty...
- Pewnie się zastanawiasz co robią klejnoty w Tower Bridge? - Moriarty zbliżył się do mnie na metr.
- Bardziej mnie ciekawi co ty tutaj robisz. - cofnąłem się o krok.
- Oj ja jestem tutaj tylko gościem... - założył ręce za plecami i znowu się do mnie przybliżył.
- Po co mnie tu sprowadziłeś?
- Chciałem, żebyś jako pierwszy zobaczył mnie w koronie.
- Nigdy nie zdobędziesz królewskich klejnotów, Moriarty.
- Zobaczymy... - Moriarty odsunął się na bok, a tuż za nim ukazała się bardzo znajoma mi twarz.
- John?!!! Co ty tutaj robisz?! - cofnąłem się tak bardzo do tyłu, że dotknąłem plecami o gablotę z klejnotami. - "Shit. Nie mam się gdzie cofnąć."
- Doktor Watson jest moim zakładnikiem.
- Puść go, bo inaczej będę zmuszony cię zaatakować! - w sumie to chyba go to w ogóle nie przestraszyło...
- No śmiało! Nie boję się! - no i wykrakałem...
Moriarty zbliżył się do mnie na dość niebezpieczną odległość. Myślałem, że zaraz zobaczę gwiazdy i stracę przytomność, ale po kilkurazowym mrugnięciu oczami Moriarty i John zniknęli mi sprzed oczu.
- Co jest? - rozejrzałem się wokół siebie. - Klejnoty również zniknęły! - zrobiłem facepalm i jak jakiś szaleniec zbiegłem jak najszybciej po schodach na dół.
Wpadłem na dwóch strażników, którzy stali na samym dole. Wyglądali na niezbyt zadowolonych i czułem, że zaraz mogą mnie zaaresztować.
- Hej.... Jak tam ochrona Tower Bridge? Dobrze? Jak tak no to ja spadam - chciałem sprytnie przezślizgnąć pomiędzy nimi, ale obaj zatrzymali mnie swoimi bardzo ostrymi włóczniami.
- Co pan robił w jednej z Tower panie Holmes? I jak pan tutaj wszedł?
- Co? Chciałem rozwiązać zagadkę zaginięcia jednego ze strażników. Jak? Nikt mnie nie zatrzymywał, więc wszedłem.
Obaj strażnicy spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Jeden po chwili odparł:
- Nikogo nie brakuje ze strażników panie Holmes. Wszyscy są na swoich posterunkach. Tak jak zwykle.
Nie mogłem w to uwierzyć. Czyżbym miał... halucynacje? Spojrzałem na latarnie. Wszystkie były zapalone i żadna nie migała jak przedtem.
- "Nie zdążyliby tak szybko zapalić reszty latarni..." A klejnoty? Nie widzieliście, żeby ktoś z nimi uciekał? "No przecież musieli widzieć. Stali tuż przed schodami!"
- Widzieliśmy tylko pana. I o jakie klejnoty panu chodzi?
- Klejnoty królewskie! To znaczy to była kopia...ale i tak zostały skradzione!
- Klejnoty Królewskie znajdują się w Tower of London, panie Holmes. W Tower Bridge nigdy nie znajdowało się coś tak cennego.
Chyba popadam w paranoję...
- Może odwieziemy pana do domu? Widzę, że ma pan halucynacje. I to spore.
- W sumie... co mi szkodzi.
Jeden ze strażników podszedł ze mną do karocy i pomógł "w jego mniemaniu" mi wsiąść, chociaż wcale nie potrzebowałem pomocy.
- Więc - zaczął - Co pan zażył?
- Nic. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Proszę mówić prawdę, panie Holmes.
- No ale to jest prawda! - Założyłem ręce na piersi.
- Coś nie wierzę. Często Pan coś zażywa. Mogło tak być i tym razem-
- Gdybym coś zażył, pamiętałbym o tym! - Już trochę byłem wkurzony nieufnością strażnika.
- O ile wiem takich rzeczy się nie pamięta.
- No kur.... Ale ja pamiętam!!!
- Panie Holmes, mogę Panu wystawić mandat za obrażanie strażnika.
- Ja wcale Pana nie obrażałem.
- A kogo?
- Drogę. Jest nierówna. To ją obrażałem. Bo. Mnie. WKU. RZA.
- Już jesteśmy na Baker Street Panie Holmes. Może Pan wysiadać.
Wysiadłem cały wnerwiony, poprawiając swoją deerstokerkę i wszedłem do mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami.
- Gdzie byłeś?
Zobaczyłem Watsona siedzącego w fotelu i czytającego gazetę. Czyli... Jednak Strażnik miał rację.
- Przedawkowalem. Poszedłem do Tower Bridge. Zobaczyłem ciebie i Moriartiego. Strażnicy mnie zabrali i odwiezli do domu. I jestem tutaj. - Usiadłem w fotelu.
- Musisz bardziej uważać. Może jednego razu naprawdę przedawkujesz i coś się stanie? - Watson wyglądał na zmartwionego.
- Jedyne co się może mi zdarzyć to ból głowy i wymioty. Na nic więcej bym nie liczył.
- A halucynacje?
- Przepraszam?
- Mówiłeś, że widziałeś mnie i Moriartiego, co jest niemożliwe że względu na to, że ja cały czas byłem tutaj, a Moriarty zginął rok temu.
- Chwila... Nie pamiętam, żeby Moriarty zginął. Cały czas byłem przekonany o tym, że żyje.
Watson spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Czyli chyba już przedawkowałeś.
- Ale... Przedawkowanie spowodowałoby zanikanie pamięci?
- No to sprawdźmy coś. Pamiętasz złodzieja, który okradał banki w Londynie?
- Tak.
- To jak rozwiązałeś tą sprawę?
- Zostawił ślady butów. Nosił bardzo duży rozmiar, więc łatwo było znaleźć sklep, w którym owe obuwie kupił. Sprzedawca powiedział nam kto kupował ostatnio u niego buty, a policja go znalazła i przymknela.
- Czyli to pamiętasz... A śmierci Moriartiego już nie...
- A co?
- Śmierć Moriartiego miała miejsce między znalezieniem śladów butów, a wsadzeniu złodzieja do więzienia.
- Czyli straciłem tylko jedno wspomnienie... Ale jak?
- Mnie nie pytaj. Nic nie wydedukuję.
CZYTASZ
Johnlock - Pomogę Ci.
FanfictionSherlock i John pomagają sobie nawzajem, by wydostać się z różnych, czasami niezbyt komfortowych sytuacji. #27 w przygodowe - 1 kwietnia 2017