Biegnę oblaną mrokiem leśną ścieżką. Na korę drzew pada światło, rzucane przez rozpalone pochodnie. Słyszę wycie psów, trzaski łamanych pod buciorami gałęzi. Z każdym krokiem wciągam do płuc łapczywy haust powietrza. Jeszcze tylko kawałek, motywuję się w myślach. Zaledwie minuta może pół i będziemy na miejscu.
Pot skapuje mi do oczu, sprawia, że luźne kosmyki włosów przyklejają się do mojego czoła. Wielokrotnie potykam się o wystające z ziemi korzenie i kaleczę o nie bose stopy. Skrzeczę z bólu za każdym razem, gdy spod mojej skóry wypływają kropelki świeżej krwi. Powinnyśmy zboczyć z drogi, szarżować pomiędzy gęstymi chaszczami, tutaj jesteśmy zbyt widoczne, ale wiem, że jeśli to zrobimy poranimy się jeszcze mocniej i nie pokonamy kilkuset metrów dzielących nas od celu.
Ściskam chudą dłoń dziewczyny, nieco starszej niż ja, również ubraną w czerwoną sukienkę, sięgającą za kostki. To miała być ważna noc, stąd wziął się ten uroczysty ubiór. Nasze włosy przed chwilą jeszcze były elegancko upięte, lecz raz po raz zahaczające o nie gałęzie zupełnie popsuły nienaganną fryzurę.
- Jeszcze kawałek, Justine! - wykrzykuję. - Nie poddawaj się!
W odpowiedzi dziewczyna wybucha głośnych szlochem. Okłamali nas, mówili, że tak musi być. W ostatniej chwili zorientowałam się co tak naprawdę planują. Chcieli odebrać nam Róże, przyłączyć je do swoich. Teraz ściskam swój kwiat w drugiej dłoni, nie zważając na ostre kolce. Kwiat, którego czerwone płatki nie opadły od lat.
Zdyszane docieramy na brzeg jeziora. Mijamy białą altankę, w której spędziłyśmy już nie jedno popołudnie. Zawsze uwielbiałam to spokojne miejsce. Często przesiadywałam tu wraz z Justine i słuchałam mamę czytającą nam wiersze, niekiedy nawet, dość nieudolnie, próbowała tworzyć własne. Zawsze uważała, że dobre wychowanie to podstawa i miewałam wrażenie, że była oschła wobec nas. Teraz rozumiem dlaczego i zaczynam się jej bać.
Niemalże równocześnie pokonujemy cztery stopnie prowadzące na długi pomost. Nigdy nie pozwalano nam chodzić dalej niż do jego połowy. Gdybyśmy poślizgnęły się i wpadły do wody nie skończyłoby się to dla nas dobrze. Ani ja ani Justine nie umiemy pływać, a woda jest tutaj naprawdę głęboka.
Skowyt tropiących nas psów staje się coraz bardziej donośny, ale to ludzkie okrzyki sprawiają, że przechodzą mnie dreszcze. Dobiegamy do końca pomostu. Oglądam się za siebie. Mamy nad nimi sporą przewagę. Są jeszcze głęboko w gęstwinie leśnej. Mocniej zaciskam dłonie, miażdżąc przy tym palce Justine oraz łodygę róży. W panice mierzę wzrokiem węglistą tafle wody.
- Co mamy robić? - piszczy moja starsza siostra.
- To co powiedział nam Vincent – biorę głęboki wdech. - Wiesz co się stanie jeśli rytuał zostanie dokończony.
Justine przyciska swoją różę do klatki piersiowej. Z jej oczu ciekną srebrzyste stróżki łez.
- Nie chcę – kręci głową. - Powinnyśmy znaleźć Vincenta. Mamie nie możemy już ufać, ale on nam pomoże.
- Złapali go. Mama dowiedziała się, że nas ostrzegł. Jeżeli wrócimy to on będzie ofiarą którejś z nas. Nie chcesz robić mu krzywdy, czyż nie? Tylko tak możemy go uratować – ucinam na chwilę. - Nie bój się. Nic nam nie grozi - mówię, choć sama cała trzęsę się z nerwów. - Odrodzimy się – ale nie będziemy pamiętać, dodaję w myślach.
Na jej bladej twarzy dostrzegam przebłysk zrozumienia. Uśmiecham się ze smutkiem. Ponownie chwytamy się za dłonie i stajemy na skraju pomostu. Chłodny wiatr owiewa moje odsłonięte ramiona. Nigdy nie lubiłam szczęśliwych zakończeń. Wydawały mi się nieprawdopodobne i sztuczne. Wiedziałam, że nie tak jest w życiu. Nie spodziewałam się jednak, że mój kres nadejdzie aż tak szybko. W głębi serca zawsze wierzyłam, że moja historia zakończy się dobrze.
- W życiu tym rozkwitną kwiatki, w drugim czarne będą płatki – recytujemy równocześnie, aby dodać sobie otuchy - ... a gdy mrok cię już oplecie, obudzisz się w nowym świecie.
- Obiecaj mi, że odnajdziesz mnie w kolejnym życiu, Audrey – szepcze Justine.
Podobno nie powinno składać się przysięgi, której nie można dotrzymać. Nigdy nie będę idealną córką, której chciała matka. Nigdy nie dorównam mojej siostrze.
- Obiecuję – odpowiadam.
Po tych słowach skaczemy prosto w ciemną toń. Opadamy coraz głębiej i głębiej, a wraz z nami nasze Róże.
***
Witam was w moim nowy opowiadaniu. Niebawem zmontuję zwiastun, który wrzucę gdzieś tam w osobnym rozdziale. I co jeszcze...mam nadzieję, że podobał wam się ten krótki prolog oraz że zachęcił was do dalszego czytania :-)
CZYTASZ
Czarne Róże
ParanormalNic nie jest takie na jakie wygląda. Nieumarli cię odnajdą. Nieumarli cię zabiją. Dla nich śmierć nie jest granicą. Poznali tajemną wiedzę, której człowiek nigdy nie miał posiąść. Oni pamiętają wszystko. A gdy róże staną się czarne, nie będzie już o...