Mimo że Oikawa Tooru był przyszłym następcą tronu, nie miał wielu przyjaciół. Nie wynikało to z jego charakteru - starał się być w końcu dla wszystkich tak miły jak tylko potrafił - jednak jego czerwone rożki po obu stronach głowy skutecznie odstraszały ludzi.
Gdy był mały, po prostu nie zwracał na to uwagi. Nie rozumiał co prawda, dlaczego służba schodziła mu z drogi, a nianie nie chciały go przytulać gdy płakał, ale dla niego po prostu tak musiało być i już. Jednak w wieku dziesięciu lat zrozumiał, co oddala go od otaczających go osób.
Usiłował pozbyć się rogów na wszystkie możliwe sposoby, ale każda próba kończyła się nieznośnym bólem i brakiem rezultatów. Ostatecznie skończył z tym, gdy na jednej z owych prób przyłapała go królowa - jego matka.
,,One nie znikną" powiedziała wtedy, a w jej oczach dało się dostrzec smutek.
,,Musiałaś urodzić mnie potworem?"
To pytanie zawisło w tamtego wieczoru w powietrzu. Tooru już zawsze pamiętał wstyd i poczucie winy, gdy te słowa opuściły jego usta. Wiedział, że jego matka kochała ojca miłością, jakiej nie był w stanie pojąć, a przynajmniej nie w wieku dziesięciu lat.
,,Te rogi to twoje błogosławieństwo"
— Ta, jasne.
Czternastolatek prychnął pod nosem, pakując do torby ostatnie potrzebne rzeczy. Przez pokaźne okna zakończone ostrym szpicem, do jego komnaty wpadały pierwsze promienie wschodzącego słońca. Noc chyliła się już końcowi, a to był znak, że musiał się pospieszyć. Nie chciał przecież, żeby ktoś nakrył go na wyjściu z zamku. Może i służba się go bała, ale mieli rozkazy. Wiedział, że będą mieli przez niego kłopoty, jednak nie miał wyrzutów sumienia. Może dlatego, że po za wymuszoną przez jego pozycję uprzejmością, nie okazali mu żadnych pozytywnych uczuć.
W sumie nikt oprócz matki tego nie robił. Swojego prawdziwego ojca nigdy nie poznał, a ten przybrany okazywał mu szacunek tylko ze względu na królową. Dbał też o Tooru na jej prośbę - chłopcu nigdy niczego nie brakowało, po za jednym. Akceptacją.
Nie wybierał sobie rodziców. Nie pchał się na ten świat. Dlaczego więc musiał to wszystko znosić?
Uśmiechów na każdą okazję wyuczył się wręcz do perfekcji. Po kilku zamachach na swoje życie weszła mu w krew analiza ludzi wokół. Tak było po prostu wygodniej - eliminował zagrożenie nim w ogóle powstało.
Westchnął i uśmiechnął się, przerzucając sobie torbę przez ramię. Nic, co dotyczyło zamku nie miało już mieć znaczenia. Ponieważ postanowił odejść z niego raz na zawsze.
Z początku trudno było mu podjąć taką, a nie inną decyzję. Koniec końców, nie było tak źle. Nikt się nad nim nie pastwił, a dzięki swojej urodzie miał wiele fanek, które wzdychały do niego pomimo jego pochodzenia. Był też niezwykle inteligentny i często pomagał przy rozwiązaniu problemów ludności. Pospolici ludzie go lubili... Ale też się bali. A on od jakiegoś czasu zaczął lubić taki stan rzeczy.
Mimo wszystko, postanowił odejść. Dlaczego? Ponieważ nie miał tu nikogo oprócz matki. Ta z kolei oddalała się od niego coraz bardziej, zatopiona w miłości do małżonka. Tooru zazdrościł jej, że może sobie tak po prostu kochać. On nie miał takich przywilejów. Nie miał kogo.
Gdy pół godziny później w końcu wydostał się z zamku, odetchnął z ulgą. Miał chociaż tyle szczęścia, że strażnicy go lubili - w końcu kiedyś uparł się i król podniósł im jak i armii płacę. Tym sposobem młody Oikawa zjednał sobie chociaż tę warstwę społeczną.
Miasto rankiem było piękne. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, oświetlając budynki i lasy w oddali. Niektórzy ludzie już chodzili po ulicach, rozstawiając swoje stoiska, inni podążali szybkim krokiem w tylko sobie wiadomym kierunku. Na rynku, przy studni, kilka kobiet stało w kolejce do nabrania wody. Jakaś dziewczyna trzepała koc w oknie. Dwóch mężczyzn jechało na koniach ulicą, rozmawiając ze sobą radośnie.
CZYTASZ
✔ Blind Destiny || IwaOi
FanficOikawa to książe i demon. Demon zarówno w przenośni, jak i dosłownie, ale Iwaizumiemu nigdy to nie przeszkadzało. Traktował go jak jak pospolitego człowieka, dzięki czemu Tooru zawsze wiedział że jest w którejś tam części człowiekiem. Mógł odetchnąć...