Rozdział 3

94 10 10
                                    

  Prwhistoryczno-końskie podobne stworzenie wzbiło się w powietrze na dość sporą wysokość, a następnie dając nura w dół i w ostaniej chwili łapiąc błękitnookiego w locie, wbijając mu przy tym, nieświadomie swe szpony w jego ramię, co wywołało piekielny ból. Mutant spojrzał na niego i z niepokojem zaczął się wyrywać z jęczeniem. Kreatura zacisneła mocniej szpony z obawą, by ten mu nie wypadł i wzbiwszy się wyżej odleciał z nim.
  W tym samym czasie Leonardo próbował jakoś utrzymać się na budynku- kiedy tylko ten zmieniał swoje przechylenie. Wykorzysał moment i wyciągawszy swój hak, wystrzelił go i zaczepił o sąsiedni budynek. Wieżowiec był teraz dużo niższy niż przed paroma minutami.
Tera pozostało mu tylko dostać się tam, lecz w tej samej chwili wieżowiec znowu zaczął się chwiać, co uniemożliwiło ratunek...

  Raphael kontynuuował wyrywanie się kreaturze, wkładając przy tym większość swej siły z coraz rzadszymi ciosami i nalegiwaniem. Stwór nadal miał obawy, więc starał się ingnorować nowo poznanego, bojąc się o to, aby nic mu się nie stało. Ciosy, które zadawał mutant coraz mniej bolały, lecz nadal dawały się we znaki.
  Leciał dość szybko i niepostrzeżenie, starając się jak by chronić zarówno siebie jak i przyjaciela. Wyleciał z gęstej mgły wprost w budynek, zbyt późno orientując się o owej przeszkodzie.- Uderzył w niego całą siłą, opadając z hukiem na ziemie. Mutant chciał obudzić zwierzę, lecz na próżno.

  Donatello starał się wyliczyć każdy możliwy sposób na ucieczkę przed owym stworzeniem, niewiele mu to dawało, gdyż czego by nie wykonał stwór i tak biegł dalej przed siebie.
Bestia wbiegła w mgłe utrudniając widoczność przyjacielowi. Koniec w końcu zatrzymał się i puścił mutanta. Ten tylko cofnął się zmieszany, porywając o coś. Stworzenie zaskomalo i podniosło go za co zostało wynagrodzone głaskaniem. Nagle przestraszone, słysząc i czując coś odkoczyło gwałtownie powracając żółwia nieświadomie. Po zorientowaniu się swego czynu, zwiesił łeb i ponownie zaskomał, ale mózgowiec był nieufny co do niego. Bestia wyczuła strach i gniew, więc posmutniała. Mutantowi zrobiło się trochę przykro więc je uspokoił.

  W między czasie konio-daktyl puścił piegowatego kilka cm nad ziemią lądując tuż przed nim. Mikey złapał z bólem za krawiące ramie nie wiedząc jak zareagować, z jednej strony stwór uratował mu życie, a drugiej zranił, co prawda nieświadomie, lecz nie przekonywało to za bardzo go. Konio podobne zaparskało przepraszająco.
Posiadało piękna końską głowę z ukrytym między brunatnymi oczami, między brązowo- płomienistą sierścią przebiegała biała smuga.
  Michelangelo odwrócił się plecami, krzyżując dłonie na piersiach, lekko się obracając.
Potwór zwiesił smutno łeb mając nadzieją przekonania do siebie.

  Grantatowate, poczuło ulgę, iż naukowiec wybaczył mu występek i delikatnie go łapiąc, podniósł i ruszył przed siebie we mgle.

  W dalszym ciągu Raphael był bezsilny jak i nie miał pojęcia co ma zrobić. Bestia skomlała coraz bardziej z cichym piskami. Nawet dotyk po nosie mu nie ulżył. Kiedy tylko ruszył skrzydłem, by je schować rykło nie zbyt głośno, czując ból. Raphael zrozumiał już co go najbardziej bolało. Kiedy znowu chciał je poglaskać bestia przyglądała się mu smutnym wzrokiem, mimo to próbując wstać. Starał się nieokazywać tej więzi, lecz była wyczuwalna. Zamknął oczy i zaczął iść w stronę mgły, mając kak by z fal zrobiony obraz przed oczami. To był efekt więzi ze spokopodobnym, który pomagał mu dostrzec coś, czego nigdy niebył by świadomy. Szli dalej omijając zręcznie przeszkody, poszukując Donatello.

  W fioletowej bandanie Szturchnął lekki kreaturę w szyję, sygnalizując tym samym, aby przystanął. Stwór posłuchał i zaczął, zarówno jak mutant badać teren. Niespodziewanie skulił się, cofając co zaniepokoiło mózgowca. Puścił go
- Co się dzieje?- spytał zaniepokojony jego zachowaniem

Rozejrzał się w koło dla pewności, lecz nic nie dostrzegł takiego niepokojącego, spojrzał na niego pytająco.
W tem zza ściany wyskoczył Raphael, wystraszając tym samym bestie, która z podrywem stanęła tuż przed mahaniowookim z pochylonym łbem wrknęło, obnażając przy tym rząd swoich zębów. Zielonooki cofnął się przestraszony, nie wiedząc co robić. Stwór nieodpuszczał i napierał bardziej w kego kierunku swoim pyskiem.
- Donnie, weź go!- krzyknął bezradnie
- Próbuje, ale mnie nie słucha!- to ciągnął go za ogon, to uderzał pięścią w jego twardą skórę, bez efektu
Koniec w końcu dotarło do niego, więc się cofną, dając mu spokój, ale nadal niespuszczał z niego wzroku, nadal cicho powarkując. Kiedy napięcie opadło, Raph zbliżył się do brata patrząc mu w oczy z rozdrażnieniem.
- Jakim prawem, nie umiesz nad nim zapanować?! Przecież to twój stwór!- Rzucał w niego oskarżeniami, a sam nie do końca był w podobnej sytuacji
- Pragnę podkreślić, że to dzikie monstrum, którego nie tak łatwo ujażmić! Sam również nie umiesz nad swoim zapanować
Mutant milczał, coraz bardziej uświadamiając sobie sprawę z tego, że również nie ma pojęcia o owych stworach. Przez moment się uspokoił, ale nie na długo...
- To  teraz nie ma znaczenia, musisz pomóc mojemu! Chodź!- pociągnał brata we mgłę, a stworzenie ruszyło za nimi nie mając innego wyjścia.
- Podaj dokładniejsze dane, gdzie go zostawiłeś?- Domagał się więcej wskazówek
- Em... no... nie wiem jak ci to wyjaśnić...- jąkał się nie mając pojęcia jak ma to wyjaśnić i w pewnym sensie sam do końca nie był gdzie jest.
- Czekaj...- Zatrzykał się- Czyli go zgubiłeś?!- krzyknął zdenerwowany nieodpowiedzialnością brata, na co ten nic nie odpowiedział, a jedynie zamknął oczy znowu mając przed nimi obraz i rzucił tylko "tędy", ruszając przed siebie, dając tym samym im syganł. Donatello spojrzał na stwora stojącego za nimi i ruszył za buntownukiem. Podobnie uczynił stwór, nie chcąc zgubić przyjaciela o ile można to tak jeszcze nazwać.

  Po krótkim czasie mgła nieco opadała, a to oznaczało, że Raph doprowadzony przez bestie bie dotarł do niej, a do miejsca, gdzie wcześniej był uporwadzony przez ptasio-psią matke. Po owym budynku została tylko sterta gruzów. Nagle naukowiec coś dostrzegł, butownik otworzył oczy, a bestia nieco się oddaliła przypatrując teren, wciąż czując obecność innych stworzeń.
  Bracia podbiegli do gruzów i wyciągnęli z pod nich Leonardo. Na szczęście był tylko posiniaczony, leeko zadrapany oraz obolały, ale nic mu nie było.
Po tamtej, walczącej dwójce nie było śladu, więc z ulgą wpadli w jeden wielki uścisk. Stwory niedawały jeszcze im takiej swobody. Co bracia zrobią z nimi? Czy Leo również spotka kreaturę czy będzie zmuszony jedynie do samotności bez monstrum? Co najważniejsze czy uda im się odnaleźć Mikey'go?

____
Taki nieco krótszy od powszedniego.

Zauważyłeś/aś błąd? Poinformuj!

Zostaw ślad w formie gwiadek, komentarzy, a my żegnamy!

We mgle || TMNT Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz