Rozdział 2 ,, Kto nie lubi słodkości z rana"

557 33 0
                                    

Przeciągnęłam się ( chyba mi coś trzasło ). Wstałam. Ubrałam jeansy, beżowy t-shirt i czarną bluzę. Włosy upięłam w trochę rozwaloną kitkę. Umyłam twarz i wyszłam.

Szłam spacerkiem. Po drodze weszłam do sympatycznie wyglądającej kawiarenki. Kupiłam kawę i croisanta ( nigdy nie lubiałam francuskiego ). Gdy miałam wychodzić zobaczyłam kartkę przy barku. A było na niej napisane coś o zatrudnieniu pracownicy. Podeszłam do lady. Wiem że studia były po to, abym pracowała w wyższej sferze, ale na razie to wystarczy.

Powiedziałam o chęci pracy pracownicy za ladą. Zaprosiła mnie na pięterko gdzie znajdował się gabinet kierownika. Omówiłam z nim jego i moje warunki no i zostałam przyjęta. Pracę zacząć mogę od teraz! Dziewczyna stojąca za ladą to Natalie. Jest pochodzenia brytyjskiego, ale ma lekki amerykański akcent. Czarne włosy splecione w warkocz, czarne rurki z jeansową koszulą i fartuch na wierzchu. Jest dość sympatyczna, ale i stanowcza. Szybko ubrałam fartuch i zeszłam na dół ( na górze było też miejsce dla pracownic ).

Natalie obsługiwała jakąś parę zakochanych w sobie wagarowiczów. A ja podeszłam do pana w płaszczu. Miał czarne włosy, umięśniony. Spojrzałam na gazety które klienci mogli kupić do ciastek, a na ich okładkach była ta sama twarz z podpisem ,, miliarder Gotham - Bruce Wayne". Uchuuu obsługuję miliardera. Liz uspokój się! Wdech, wydech i idziemy. - Co dla pana? -chyba dobrze. Popatrzł na mnie chwilę w zamyśleniu, a po chwili powiedział. - Kawę i napoleonkę -. Miał dziwny głos. Jakby był niewyspany, zmęczony, ale gotów do pracy. Poszłam za ladę i wzięłam napoleonkę następnie kładąc ją na talerz. Kawę postawiłam na srebrnej tacy w raz z ciasteczkiem i ruszyłam w stronę pana Wayna. -Smacznego!-powiedziałam jak najmilej, ale nie piszczącą. Popatrzał znowu, wyjął pieniądze i podał mi je. Podziekowałam życząc miłego dnia. Gdy wyszedł do kawiarni weszli dwaj piani mężczyźni w śmierdzących na odległość ubraniach. Zaczęli wymachiwać nożami, które chwilę wcześniej wyjeli zza pazuch. Mamrotali coś o obiecanych im pieniądzach w zamian za ich pomoc dla szaleńca. Nie wiedziałam o co chodzi, ale zrozumiałam tyle że zostali wrobieni. Żal mi się zrobiło. Nie trwało to długo. Natalie wygoniła ich raz dwa, a gdy tylko wyszli ktoś w nich strzelił z pistoletu. Chwilę potem przyjachała policja i kazała zamknąć lokal, oraz jechać na przesłuchanie.

- A więc panno Key. Według pani zeznań mężczyźni zabici pół godziny temu mówili o nieuczciwej pracy za pieniądze obiecane przez szaleńca. Nie usłyszała pani o kogo chodzi? -
- Nie.
- A nie domyśla się kogo mieli na myśli?
- Wczoraj tu przyjechałam i nie zdążyłam jeszcze poznać złych stron tego miasta.
- Jest pani wolna.

Ps ten pan co przesłuchiwał Liz to James Gordon.

Za Jeden UśmiechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz