One day, one moment

358 63 11
                                    

17.03

Dostaję wiadomość.
Kolejna rywalizacja drużyn beze mnie. Nie wystawił mnie, a w końcu jestem lotnikiem. Umiem daleko latać.

Chyba.

Przecież jestem rekordzistą świata.

Jeszcze.

***
18.03

Jestem pod skocznią. Obserwuję zmagania zawodników. Trzymam kciuki za chłopaków.
Mocno wieje. Spiker przekazuje wiadomość, że zawody zostały przesunięte na 17:30. Zawodnicy zaczną skakać od nowa.

Czekam.

Rozmawiam z kolegami z drużyny, których także nie powołano do dzisiejszego konkursu. Śmiejemy się, żartujemy.

Nagle słyszę swoje imię. Odwracam się i widzę grupkę dzieci stojących za barierkami. Machają do mnie, a w rękach trzymają flagę Norwegii i notesy. Postanawiam do nich podejść.

Po rozdaniu autografów słyszę jak jedno z nich mówi:
- Kiedyś chcę być taki jak ty. Chcę tak daleko polecieć i pobić rekord świata, ale niech nikt narazie nie próbuje go zmieniać!

Śmieję się głośno, dziękuję za słowa i odchodzę.

Ponawiają konkurs. Na belce siedzi Daniel. Piękny skok. Jesteśmy pierwsi!
Cieszę się.

Teraz czas na drugą grupę. Do skoku przygotowuje się Robert.
Nie spóźnił wybicia.
Leci.

Za długo.

Patrzę na jego skok. Kiedy wylądował moje serce na chwilę się zatrzymało. Czekam na jego odległość.

I wtedy słyszę.

252 metry, nowy rekord świata.

Stoję w miejscu. Zatkało mnie. W okół słyszę radosne krzyki z trybun. Nie wiem co mam robić.

Kolega z drużyny - nawet nie wiem kto - popycha mnie w stronę Roberta.

Idę, klepię go po plecach, gratuluję, wymieniamy ze sobą parę zdań.

Odwracam się, odchodzę od niego i wtedy czuję, że w moich oczach pojawiają się łzy.

Nie mogę teraz płakać.
Nie teraz.
Nie tu.

Wychodzę szybko z terenu skoczni.

Muszę się oddalić.

Kieruję się na skraj pobliskiego lasu. Siadam pod jakimś drzewem. Nadal słyszę głos dobiegający ze skoczni, ale przynajmniej jestem sam.

Nie jestem rekordzistą świata.

2 lata i 5 dni.

Tyle nim byłem.

Wystarczył jeden dzień, jeden moment, jeden skok, jedna chwila.

Teraz moje nazwisko nie będzie wypowiadane jako nazwisko tego, który skoczył najdalej, tego co poszybował na niewyobrażalną granicę 251,5 metra.

Teraz moje nazwisko będzie wypowiadane jako imię zwykłego skoczka z Norwegii.

Może ktoś czasami wspomni mnie jako chociaż byłego rekordzistę świata?

Bo nie jestem Mistrzem Świata ani Mistrzem Olimpijskim. Byłem rekordzistą, a teraz?

Jestem nikim.

Robert ustanawiając nowy rekord pozbawił mnie pewnej cząstki.

Płaczę. Nie panuję nad tym, to jest silniejsze ode mnie.

Słabość jest silniejsza?

Napawia mnie uczucie beznadziejności.

Brakuje mi teraz bliskości.

Jestem sam.

Nie mam tak jak reszta moich kolegów z drużyny drugiej połowki.

Zawsze chciałem założyć rodzinę po zakończeniu kariery aby mieć dla nich czas.

A teraz?

Teraz czuję pustkę, stratę.

Postanawiam, że muszę się ogarnąć i wrócić na skocznie, pewnie zauważono moje zniknięcie.

A może nie? Kto by mnie szukał. Przecież teraz jestem nikim.

No chyba, że dziennikarze chcący wiedzieć jak się czuję po utracie rekordu.

Co mam im powiedzieć? Że czuję się okropnie? Uznają mnie za egoistę, który nie umie się niczym dzielić.

Nagle słyszę kolejny głośny krzyk. Zamieram. Wsłuchuję się w głos spikera i słyszę, że jest nowy rekordzista świata.

Stefan Kraft 253,5 m.

Łzy znowu zaczynają spływać z moich oczu.
Teraz to już kompletnie wszyscy o mnie zapomną.
Nie oczekuję życia w chwale, glorii i sławie.

Chcę tylko zostać zapamiętany choć z jednej rzeczy, a będąc rekordzistą właśnie do tego dążyłem.

Lecz jeden dzień, jeden moment to zmienił.

Wycieram łzy z oczu.
Wstaję. Idę w stronę skoczni. Pociągam nosem. Już mam wchodzić na jej teren kiedy czuję, że ktoś szarpie mnie za kurtkę. Spoglądam w dół i widzę dziewczynkę.

- Niech pan się nie smuci - mówi - dla mnie zawsze pan będzie rekordzistą i moim ulubionym skoczkiem. Nauczył mnie pan, że jeśli się czegoś chce to wszystko jest do osiągnięcia, że nie ma rzeczy niemożliwych i, że będąc małym w wzroście można być wielkim w czynach!

Następnie przytula się do mnie.

W moich oczach znowu pojawiają się łzy. Kucam, przytulam się do dziewczynki i łamiącym głosem mówię:

- Dziękuję. Cieszę się, że mam takich kibiców jak ty.

Słyszę kolejny głośny aplauz.
Chłopcy wygrali.

Cieszę się. W końcu jesteśmy drużyną.

Idę im pogratulować. Następnie patrzę na ceremonię dekoracji i śpiewam hymn.

Wracając do hotelu nie włączam się do rozmowy chłopaków. Siadam sam.

Patrzę na instagrama. Mam po raz kolejny łzy w oczach. Muszę usunąć informację, że jestem rekordzistą.

Usunięte.

Patrzę na wiadomości. Ogrom informacji od moich fanów, że dla nich zawszę będę rekordzistą, żebym się nie poddawał, spiął swoje cztery litery i jutro walczył.

Uśmiecham i się i w moich oczach pojawiają się łzy wzruszenia, że mimo wszystko mam takich wspaniałych fanów.

Chowam telefon i pogrążam się w myśleniu.

Dalej jest mi przykro, ale przed chwilą coś zrozumiałem.

Mam dużo wyśmienitych i pełnych miłości fanów, na których zawsze mogę liczyć oraz, że ja wcale nie jestem nikim.

Jestem Anders Fannemel.

I jutro zamierzam walczyć o rekord, a w przyszłym sezonie jeszcze mocniej zawalczę o najważniejsze trofea.

I uda mi się. Zrobię to dla moich kibiców i dla mnie.

Nigdy się nie poddam!

Nigdy!

---------------------------------------------------------------
Hej, musiałam coś takiego napisać. Mam nadzieję, że mi się udało :) Czekam na wasze wrażenia :D

One day, one moment ~ one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz