*Louis*
Pierwsze, co poczułem, to chłód, przeszywający całe moje ciało. Uchyliłem delikatnie powieki. Nic nie widziałem, pustka. Ciemność. Nie potrzebowałem wiele czasu, by spostrzec, że jestem związany. W usta miałem wsadzone coś, przez co nie mogłem się nawet odezwać. Na dodatek ten cholerny ból z tyłu mojej głowy nie dawał mi spokoju. Zacisnąłem oczy, by po chwili znów je otworzyć. Ah, a więc to jednak nie sen... Serce zabiło co najmniej trzykrotnie szybciej. Milion myśli na sekundę. Gdzie ja jestem? Co tu robię? Kiedy? Jak? Kto? Dopiero po dobrych kilkunastu minutach byłem w stanie poukładać sobie to w głowie. A więc to tak, zostałem porwany? Czy może jednak ojciec nie kłamał, gdy groził, że sprzeda mnie do burdelu? Z rozważania teorii na ten temat wyrwał mnie nagły dźwięk otwieranych drzwi. Do pomieszczenia, w którym przebywałem, dotarła wąska smuga światła.
- Numer trzydzieści sześć się obudził! - warknął mężczyzna, który po chwili podszedł do mnie pośpiesznym krokiem - Nawet nie próbuj żadnych sztuczek. Jeśli będzie trzeba, nie zawaham się ciebie zabić - mruknął obojętnym tonem, po czym przystawił mi pistolet do skroni. Poczułem kropelkę potu, spływającą po moim czole ze stresu. Kiwnąłem grzecznie głową, na znak tego, że zrozumiałem. Byłem kompletnie zdezorientowany, ale zachowałem zimną krew. Wolałem raczej nie ryzykować utratą życia. Owy facet, widząc, że nawet się nie rzucam, schował broń do kieszeni i rozwiązał mi stopy. Bez zastanowienia szarpnął mną, stawiając na równe nogi. Zaskomlałem z bólu, jednak knebel, którego wsadzono mi do buzi, niemal całkowicie to stłumił.
Ruszyliśmy razem przez długi korytarz. Nie miałem pojęcia, dokąd mnie zabiera. Nie miałem też nawet możliwości, by spytać go o to. Po chwili zostałem wypchnięty na ogromną scenę. Zmrużyłem oczy przez ostre światło, jakie na nią padało. Rozejrzałem się dookoła. Obok mnie stał dobrze zbudowany mężczyzna ubrany w garnitur. Pod sceną, mimo tego oślepiającego reflektora, również dało się zauważyć kilka osób. Chwila, moment... Chyba kilkadziesiąt! Gdzie ja, do cholery jasnej, jestem?! Wszyscy wyglądali na wyjątkowo bogatych. Przez to całe zamieszanie przestawałem być już taki wielce spokojny. Zacząłem machać głową na boki, desperancko szukając jakiejś drogi ucieczki. Na marne. Przy wszystkich widocznych drzwiach stali napakowani faceci, w dodatku uzbrojeni. I niby co ja, niemal wychudzony dzieciak, miałbym niby zrobić w takiej sytuacji? Pewnie, poryczeć się. I tak też zrobiłem. Zacząłem po prostu płakać przed tymi wszystkimi ludźmi. Łzy spływały po moich policzkach ciurkiem i nie zapowiadało się na to, by miały zamiar przestać.
- Panie i Panowie, następnego w kolejce mamy tego oto bruneta - zawołał mężczyzna stojący na scenie i wskazał na mnie dłonią, a jego donośny głos rozległ się po całej sali. Zgromadzeni zaczęli szeptać coś między sobą. Wnioskując po ich obojętnych minach, nie przejęli się moim płaczem. No tak, w takim popieprzonym miejscu jak to, to pewnie żadna nowość. Facet spojrzał na mnie i zaczął oglądać mnie z każdej strony.
- Dobrze... - odezwał się w końcu - A więc zacznijmy! Dziesięć tysięcy! Kto da więcej? - zawołał, a jego twarz wykrzywiła się w sztucznym uśmiechu. Zaraz, czy ja dobrze zrozumiałem? Czy oni chcieli mnie właśnie sprzedać? To chore, przecież ja jestem człowiekiem, nie jakimś towarem!Spuściłem głowę, wlepiając wzrok w podłogę. Nie miałem siły już patrzeć na te potwory, bo ludźmi ich raczej nazwać nie mogłem. Już nawet nie słuchałem tych krzyków, które co rusz proponowały coraz wyższe ceny. Słyszałem w tym momencie jak przez kamizelkę kuloodporną. Dźwięk docierał do moich uszu, jednak sam sens ich słów nie.
- Pół miliona - powiedział ktoś nagle, nieznanym mi dotąd, męskim głosem. Te słowa sprawiły, że momentalnie wybudziłem się z "transu". Nigdy bym się nie spodziewał, że ktoś mógłby zapłacić za mnie aż tak wielkie pieniądze. Później słyszałem już tylko zamieszanie, na przemian zaskoczone i oburzone głosy ludzi.- Sprzedany! - zawołał prowadzący tej całej akcji, a ja podniosłem wzrok, by poznać tożsamość swojego nowego... właściciela.
CZYTASZ
Zabawka - Yaoi
RomanceNazywał się Louis. Niby przeciętne imię, jednak jego właściciel nie był zwykłym chłopakiem, tak jak zawsze o tym marzył. Zdaniem ludzi, z którymi dotychczas się spotkał, był wyłącznie "nic nie wartym śmieciem i zabawką". I to wszystko dlatego, że lo...