Rozdział II - "Kamerdyner"

21.5K 842 646
                                    

*Matthew*

- Sprzedany! - zawołał mężczyzna, podczas gdy ja jak gdyby nigdy nic, obserwowałem znudzonym spojrzeniem całą aukcję. Zdążyłem już przywyknąć do kupowania ludzi "na czarno". Za każdym razem bywając w miejscach takich jak to, czułem ogromny wstyd. Miałem jednak tak popieprzoną pracę, że musiałem mieć na czym się wyżywać wieczorami. A któż by chciał ot tak, po prostu pokochać tego potwora, którym się stałem? Zresztą, moje wyprane z uczuć serce nawet tego nie potrzebowało. Przeczesałem ręką swoje opadające nieznacznie na twarz blond włosy, po czym pewnie ruszyłem w kierunku sceny, by odebrać swoją własność. Chłopak, jakiego nam zaproponowano bardzo mi się spodobał. Taki drobny, niby wystraszony... wręcz idealnie się nadawał.

Wyciągnąłem dłoń w górę, by pochwycić linę, którą miał związane nadgarstki. Ten spojrzał na mnie tak, jakby w ogóle nie miał pojęcia co się dzieje. Uznałem to za dziwne, gdyż wszyscy wmawiali mi, że towar z tego miejsca szkolony jest od małego na posłusznych niewolników. Możliwe, że przywiązał się już do swojego tresera, czy coś... Jebać to. Szarpnąłem za linę dość brutalnie, od razu kierując się do wyjścia. Chłopak spuścił wzrok, posłusznie podążając za mną z wbitymi w podłogę, zaczerwienionymi od płaczu oczami. Przed drzwiami wręczyłem jednemu z mężczyzn czek na obiecane pół miliona. Następnie po prostu wyszedłem, zostawiając za sobą wciąż zdumiony tłum ludzi. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to niemała suma, ale kto bogatemu zabroni?

Podszedłem do drogiego, czarnego samochodu, którego zaparkowałem tuż przed budynkiem. Oczywiście, że należał do mnie. Wepchnąłem chłopaka do środka, uprzednio wyciągając mu knebel z ust. Niech zna łaskę Pana. Siadłem za kierownicą i zerknąłem na bruneta przez lusterko.
- Jesteś popierdolony! Ty, a także cała zgraja tych pierdolonych idiotów! - ryknął na mnie nagle, próbując złapać oddech. Od razu pożałowałem swojej wcześniejszej decyzji. Może chociaż siedziałby grzecznie i cicho. Cóż, przynajmniej teraz wiedziałem, że będę musiał trzymać go krótko.
- "Pierdolony" to ty będziesz prawdopodobnie jeszcze dzisiaj. I nie wiem, kto cię tresował, ale wygląda na to, że osobiście będę musiał się tym zająć - rzuciłem swobodnie, tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Uniosłem nieznacznie kąciki ust, widząc że młody raczył się w końcu grzecznie zamknąć. Obserwował każdy mój ruch rozszerzonymi ze strachu oczami. Jedno zdanie, a tak skutecznie potrafiło go wprawić w stan całkowitego osłupienia. Odwróciłem wzrok, patrząc znów przed siebie i wyjąłem klucze. Następnie wsadziłem papierosa do ust, a po uprzednim odpaleniu go, w końcu mogłem ruszyć w stronę swojego mieszkania. Moje spojrzenie było... martwe. Typowe dla człowieka o zniszczonych płucach i sadystycznych myślach.

***

Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, powitał nas mój kamerdyner, Andrew. Otworzył mi drzwi, na co ja przewróciłem oczami. Od zawsze denerwowało mnie, gdy ktoś za wszelką cenę próbował mi się przypodobać. Zdawałem sobie sprawę z tego, że służący powinni robić takie rzeczy, ale błagam. Nie przesadzajmy. Nie miałem jednak sił ani chęci się z nim wykłócać, więc bez słowa wyszedłem z pojazdu.
- Nowa zabawka, Panie? - zapytał z chytrym uśmieszkiem. Od momentu gdy przyjechaliśmy, śledził wzrokiem każdy, nawet najdrobniejszy ruch chłopaka. Zmarszczyłem brwi. Nie spodobało mi się to. Wiedziałem, że Andrew będzie zazdrosny. Kleił się do mnie, od kiedy tylko go zatrudniłem. To nie tak, że mi się nie podobał, bo był na prawdę przystojny. Po prostu on potrzebował miłości, a tego nie byłbym w stanie mu zapewnić. Moje serce nigdy nie było do tego stworzone. I niech tak zostanie.

- Tak. Jednak wywnioskowałem, że nie był nawet tresowany. A ja wydałem na niego pół miliona, wyobrażasz to sobie? - westchnąłem, przykładając dłoń do skroni. Nie powiem, że ta sytuacja mnie nie zirytowała. Wręcz przeciwnie, byłem wściekły.
- Przykro mi, Panie - mruknął, jednak jego wyraz twarzy nie wskazywał na to, by rzeczywiście tak było.
- Nieważne. Zajmij się nim, tymczasem ja będę w biurze - rzuciłem, kierując się w owe miejsce. Miałem masę papierów do wypełnienia. Prawdę mówiąc, nigdy nie myślałem, że stanowisko szefa organizacji zajmującej się mordowaniem na zlecenie jest takie pracochłonne. No cóż, sam tego chciałeś, Matthew. Nawarzyłeś sobie piwa, to teraz je pij.

*Louis*

Siedziałem cały czas w samochodzie, obserwując przez okno całe zajście. Widziałem dwie postacie poruszające ustami, jednak nie byłem w stanie dosłyszeć rozmów. Szyby pojazdu musiały być wyjątkowo solidne. Podkuliłem nogi do siebie, wzrok spuszczając na swoje posiniaczone kolana. Miałem tyle pytań, na które prawdopodobnie nigdy nie uzyskam odpowiedzi. Za bardzo się bałem. Choć nigdy bym się do tego otwarcie nie przyznał, to na prawdę niezły ze mnie tchórz. Nie wiedziałem, czy mam zostać w środku czy wyjść. W końcu oczywistym było, że drzwi mi nikt nie otworzy. Ostatecznie uchyliłem je lekko, ale nie zdołałem wychwycić żadnego dźwięku. Ten tyran, który mnie kupił, oddalał się właśnie w stronę ogromnego domu. Nie, zaraz. Tego budynku nie można było nazwać "domem". To był istny pałac.

Otrząsnąłem się, czując że drzwi samochodu zostały otwarte, w dodatku nie przeze mnie. Moim oczom ukazał się młody, schludnie ubrany mężczyzna. Jego rozpromieniona twarz sprawiała, że ja sam nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu, pomimo mojego fatalnego samopoczucia. Czułem, jakby przepełnione iskierkami oczy przeszywały mnie na wylot. Było w nim coś... wyjątkowego. Coś, czego nie potrafiłem wychwycić.
- Nazywam się Andrew - przedstawił się, pochylając przede mną głowę na znak szacunku. Zdawałem sobie sprawę z tego, że był dla mnie miły jedynie z przymusu. Któż o zdrowych zmysłach kłaniałby się przed chłopakiem o tak żałosnych przeżyciach?
- Louis - odparłem, wychodząc z pojazdu z wręcz nadmierną ostrożnością. Po chwili dopiero dotarło do mnie, że przecież nie mam pojęcia o jego zamiarach i mogłem zamiast tego podać fałszywe imię. Od razu zwyzywałem się w myślach za swoją głupotę.

- Pewnie się zastanawiasz, co tu w ogóle robisz? - spytał, na co ja pokiwałem głową - Tak jak myślałem, nie jesteś po tresurze. Mam już spore doświadczenie, nie jesteś pierwszą zabawką szefa. Zapewne także nie jesteś ostatnią - zaczął mówić beznamiętnym tonem, podążając w kierunku budynku, jednak ja wciąż nie miałem pojęcia, o czym mówi.
- Jaką do kurwy nędzy zabawką?! - wykrzyczałem, czując że w oczach ponownie zbierają mi się łzy. Nie z żalu, nie ze strachu. Z bezsilności. Mężczyzna westchnął ciężko, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Bądź cicho, dzieciaku. Nie chciałbyś wiedzieć, do czego jestem zdolny, jeśli taki śmieć jak ty odnosi się w ten sposób do mnie, a co dopiero do szefa. Najwidoczniej będę musiał wyjaśnić ci wszystko od początku. Lecz najpierw, pójdziemy cię umyć. Śmierdzisz.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 21, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zabawka - YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz