w kącie mojej pamięci
stoi brązowe pianinow kącie mojego rodzinnego domu
stoi brązowe pianino*Zamek zazgrzytał lekko, gdy chłopak przekręcił klucz w drzwiach. Pchnął je lekko, niepewnie. Nie planował wracać - chciał zostawić przeszłość za sobą. Wiedział, że nikt nie będzie na niego czekał, że zastanie pusty dom, a mimo tego wrócił.
Drzwi zaskrzypiały głośno, a dźwięk ten rozniósł się echem po budynku. Chłopak niepewnie zrobił kilka kroków w głąb domu i upuścił torbę na podłogę, co sprawiło że wiele drobinek kurzu uniosło się w górę, otaczając go.
We wspomnieniach, wciąż tak żywych, dom zawsze tętnił życiem. Wszyscy się w nim zbierali, pełni radości, miłości, szczęścia. Dzieci biegały dookoła, trzaskały drzwiami, śmiały się. Zależnie od pory roku unosił się zapach świeżo pieczonego ciasta, płynu do prania, perfum, świeżych kwiatów, przypraw.
Popatrzył na wieszak na kurtki, na których nigdy nie było na nim miejsca. W domu zawsze byli goście, więc wszystkie wieszaki były zajęte, nawet ten podpisany jego imieniem - Yoongi. Zawsze przez to narzekał i złościł się. Na początku dlatego, że nie dosięgał do tego wieszaka, potem - bo zawsze ktoś mu go zajmował, mimo że był podpisany. Nie było dnia, by któryś z wieszaków był pusty. Przy szafce zawsze stało dużo par butów - domowników, gości, zapasowe pary kapci, rzadko było widać choć skrawek podłogi. Teraz zarówno wieszaki, jak i podłoga były puste. Chłopak zdjął powoli płaszcz, i powolnym ruchem zawiesił go na wieszaku. Uśmiechnął się przy tym lekko, wygładzając ręką materiał. Odwrócił się w stronę wiszącego na ścianie lustra. Kiedyś kochał się w nim przeglądać. Czasem obok niego stawała jego mama, czasem bracia. Lubili się w tym przeglądać. Uśmiechali się wtedy zawsze, jak do zdjęcia, ciesząc się swoją obecnością. Lustro to było jak zaczarowane. Dzięki niemu mały Yoongi nawet siedząc w kuchni był w stanie dostrzec, że jego tata wrócił z pracy, dzięki niemu jego mama zawsze wyglądała perfekcyjnie. To lustro widziało wszystkie pokolenia. Ciężka złota rama chroniła je przed stłuczeniem się. Wisiało w tym miejscu, odkąd wybudowano ten dom i miało wisieć dalej. Chłopak podszedł do niego, i zdjął z niego płachtę materiału, wzbijając tym kolejne drobinki kurzu do lotu, po czym spojrzał na swoje odbicie. Zmienił się od ostatniego czasu, gdy przeglądał się w tym lustrze. Schudł, zbladł, urósł, stał się mężczyzną. Prawie. Wyciągnął rękę i wierzchem dłoni pogłaskał taflę szkła, w miejscu gdzie odbijał się jego policzek. Gdzie podziali się wszyscy, którzy razem z nim powinni stać przed tym lustrem? Gdzie ludzie, którzy powinni czekać na niego? Gdzie ci wszyscy ludzie, na których kurtki czekały wieszaki? Nie było nikogo..
Chłopak powoli skierował swoje kroki do salonu. Z każdym jego krokiem stara podłoga skrzypiała i trzeszczała. Nie było dywanów, ktoś już dawno je sprzątnął. Stały teraz gdzieś na strychu, przykryte folią i białymi płachtami, by nie gromadzić na sobie kurzu. I tak każdy krok chłopaka pozostawiał ślad na podłodze. Teraz zamiast dywanów pokrywał kurz. Ze względu na to nawet nie zdjął butów. W pamięci jednak słyszał głos swojej rodzicielki, która upominała go, że do domu w butach się nie wchodzi. Teraz jednak nie czekały na niego ani miękkie dywany, ani nawet jego kapcie, które chroniłyby jego stopy przed zimnem wiejącym pod drzwi od podłogi.
I tu meble zakryte były białymi płachtami, jak lustro. Jak jego wspomnienia przemijającym czasem. Z zarysem kształtów, lecz pozbawione szczegółów. Przechodząc obok, ściągał wszystkie białe narzuty. Powietrze zaczęło migotać od unoszących się w nim drobinek kurzu, on jednak nie zwracał na to uwagi. Uwalniał swoje wspomnienia, to, co teraz było mu jak obce, a co kiedyś było częścią jego. Spod bieli zaczęły wyłaniać się kolory. Róże na obiciu kanapy, wyblakła zieleń ich liści i łodyg, blady róż kwiatów, błyszczący brąz lakierowanego drewna z którego zrobione były oparcie i nóżki. Ten sam brąz na blacie stołu, na krzesłach. Jego oczom ukazywało się coraz więcej. Szkło wielkiego kredensu stojącego pod ścianą odbiło promienie słońca, wpuszczając trochę życia do pomieszczenia. Wtedy do zdjęcia została mu już tylko jedna płachta. Te które zdjął dotychczas położył pod ścianą. Ruszył w stronę kąta pomieszczenia. Delikatnie zabrał materiał, odsłaniając stare pianino. W niektórych miejscach zszedł z niego lakier, było tam matowe, w niektórych miejscach było przetarte, i zamiast być w kolorze brązu jak reszta mebli, było wręcz szare. Chłopak powoli przejechał ręką po pokrywie, głaszcząc instrument z uczuciem. Przyjaciel, który czekał na jego powrót. Kochanek, który oczekiwał jego dotyku. Miłość, która dotrwała ponownego spotkania.
CZYTASZ
one-shots
Fanfictionstwierdziłam, że będzie lepiej, jeśli one-shoty trafią w jedno miejsce « first love » myg;jhs « jealous » myg;jhs « shape of you » myg;jhs [+18]